Spontanicznie, ale z małymi przygotowaniami doszło do skutku. Przeszliśmy Mały Szlak Beskidzki w 5 dni, ale zmieściliśmy się w 4 dobach. Wyruszyliśmy w niedzielę wieczorem (12 czerwca 2022), aby w nocy przenocować pod namiotem w Pcimiu. Następnie w poniedziałek (13 czerwca) ruszyliśmy na dworzec PKP w Rabce Zdroju, zostawiając samochód (za przyzwoleniem) na kościelnym parkingu nieopodal stacji. Nasz cel to Bielsko Biała, ale aby dojechać mieliśmy 3 przesiadki. Najpierw dotarliśmy busem PKP (jako środkiem transportu zastępczym z uwagi na remonty torów) do Suchej Beskidzkiej gdzie wskoczyliśmy już w pociąg. Następna przesiadka w Kalwarii Zembrzydowskiej w kolejny pociąg, który dowiózł już nas na sam dworzec główny PKP Bielsko Biała. Z dworca autobusem komunikacji miejskiej nr 11 dojechaliśmy do dzielnicy Straconka, skąd zaczyna się Mały Szlak Beskidzki. Słoneczna pogoda zmieniła się w momencie wejścia na szlak o godzinie 14:36 w dżdżysto-deszczową.
Podsumowanie: poniedziałek 13 czerwca – dystans: 19,2 km, czas: 5:43h
Pierwsze kilometry nawet nie były ciężkie – zdobyliśmy szczyt Gałki 816 m n.p.m. oraz Groniczki 833 m n.p.m., lecz w momencie kiedy deszcz rozpadał się na dobre a Schronisko na Hrobaczej Łące na wysokości 828 m n.p.m. okazało się jeszcze zamknięte (otwarcie miało nastąpić 15 czerwca) nasza motywacja mocno spadła 🙁 Na szczęście mieliśmy na wyposażeniu kuchenkę turystyczną i kiedy skończyły się opady przygotowaliśmy i spożyliśmy ciepłą zupkę, która dodała nam motywacji i chęci do dalszej podróży. Na Hrobaczej Łące zrobiliśmy sobie również pamiątkowe zdjęcie na tle krzyża i powędrowaliśmy wprost na Bujakowski Groń (749 m n.p.m.), a następnie w kierunku Jeziora Międzybrodzkiego. Przekroczyliśmy zaporę w Żarnówce Małej i w przelotnych opadach udało nam się wejść na górę Żar (761 m n.p.m.) usytuowaną nad Międzybrodziem Żywieckim, gdzie mokrzy i wychłodzeni postanowiliśmy przenocować. Od 1936 r. działa tutaj Górska Szkoła Szybowcowa „Żar”, która jest uważana za kolebkę polskiego szybownictwa. Szkoła ta zaproponowała przeniesienie starego taboru, który do tej pory woził turystów na Gubałówkę, właśnie na Górę Żar oraz wybudowanie obok trasy narciarskiej. Zatem, kolej linowo-terenowa na górę Żar powstała na torach dawnego wyciągu szybowcowego. Nasz namiot rozbiliśmy na parkingu dla samochodów pod szczytem góry. Na kolację zjedliśmy zalany gorącą wodą liofilizat kurczaka z ryżem 🙂 A w nocy podsłuchiwaliśmy jak jeleń skrada się do naszego namiotu 🙂
Podsumowanie: wtorek 14 czerwca – dystans: 33,7 km, czas: 9:40h
Następnego dnia (15 czerwca środa) z plebani ruszyliśmy wprost na Kozie Skały, a następnie na Żurawnicę o wysokości 724 m n.p.m., Gołuszkową Górę (715 m n.p.m.) przez rzekę Skawę do miejscowości Zembrzyce, gdzie zjedliśmy gorący posiłek i pyszne lody. Dalej znów na szlaku i przemierzając leśne ścieżki znaleźliśmy się na szczycie Chełm (603 m n.p.m.) z figurką Onufrego. Tam spoczęliśmy na ławeczce celem odpoczynku. Spotkaliśmy w tym miejscu dwóch mężczyzn, którzy później….ale to w następnym akapicie 🙂 Zeszliśmy do wsi Palcza i tam dzięki uprzejmości gospodyni otrzymaliśmy po dzbanku wody zasilając swoje bukłaki. Tak ukontentowani weszliśmy na Chełm Wschodni (565 m n.p.m.), a następnie na Babicę Zachodnią (633 m n.p.m.). Kolejny przystanek na odpoczynek, a tu znów ci sami mężczyźni…śledzą nas? 🙂 przywitaliśmy się ponownie i ruszyliśmy w kierunku Babicy na wysokość 727 m n.p.m. Dwóch nieznajomych dreptało nam cały czas po przysłowiowych piętach. Na szczycie poprosiliśmy, aby zrobili nam pamiątkowe zdjęcie i udaliśmy się w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Robiło się ciemno i po drodze ujrzeliśmy nowo pobudowaną drewnianą wiatę tuż obok Kapliczki Św. Huberta w Paśmie Babicy. Wiedzieliśmy, że tu chcemy spędzić noc. Nim się obejrzeliśmy dołączyli do nas Marcin i Bogdan pochodzący ze Śląska. Oni również postanowili przenocować pod wiatą. Zrobiliśmy pyszną kolację i wspólnie spędziliśmy miło czas.
Podsumowanie: środa 15 czerwca – dystans: 34,2 km, czas: ok. 10h
Podsumowanie: czwartek 16 czerwca – dystans: 40,3 km, czas: 10:20h
Ostatni dzień naszej wielkiej małej wyprawy – piątek 17 czerwca. Dzień rozpoczęliśmy od śniadania. Marcin i Bogdan ruszyli przed nami 30 min wcześniej z powodu szybkiego powrotu do domu pociągiem. My spacerkiem wędrowaliśmy w kierunku szczytu Lubogoszcz. Nie uwierzycie.. po drodze spotkaliśmy naszych kolegów ze Śląska 🙂 tym razem my przodowaliśmy… weszliśmy na 968 m n.p.m. następnie zeszliśmy nieznacznie poniżej na 953 m n.p.m. Lubogoszcz Zachodni schodząc do miejscowości Mszana Dolna i delektując się smacznym kebabem w pobliskiej knajpce. Pogoda była wyśmienita, po prostu słoneczna – tak jak lubimy 🙂 Po drodze przeszliśmy przez Złote Wierchy (536 m n.p.m.) oraz Przełęcz Glisne. Ostatnie podejście to Luboń Wielki na wysokości 1022 m n.p.m. Łatwo nie było, dość stromo, od tej strony wchodziliśmy pierwszy raz. Byliśmy zaskoczeni wymagającą końcówką szlaku MSB. Przeszczęśliwi weszliśmy na szczyt i udokumentowaliśmy zdobycie czerwonej kropki kończącej szlak czerwony. Odpoczęliśmy w schronisku na szczycie i postanowiliśmy zejść jak najkrótszym szklakiem, bo zielonym do Rabki Zdrój, gdzie czekało na nas autko. Ten szlak wcale nie okazał się najkrótszy a jedynie przedłużyliśmy naszą wyprawę o kilka kolejnych km 🙂 Moje pięty były już w tak opłakanym stanie, że szłam kulejąc. W Rabce Zdrój zostałam na pobliskim przystanku z oboma plecakami. Patuś w tym czasie, równie zmęczony po całym dniu, pobiegł ok. 1 km do samochodu i przyjechał po swoją Oscypkową Górską Foczkę :-). Wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Cóż to była za przygoda!!! Długo nie mogliśmy wbić się w rzeczywistość, jaka czekała nas w Płocku 🙂
Podsumowanie: piątek 17 czerwca – dystans: 23 km, czas: 6:20h
Ostatni nasz szczyt z Diademu Polskich Gór. Miało być długo i mocno pod górę ale udało się znaleźć rozwiązanie akceptowalne na nasze zbolałe mięśnie po Świnicy. Było szybko i bardzo przyjemnie.
Nareszcie! Mamy ją wreszcie 😉 naszą wisienkę na torcie Diamentu Polskich Gór… Świnica – nasza długo z utęsknieniem wyczekiwana góra, o ktorej zdobyciu dużo czytaliśmy, oglądaliśmy filmiki na youtube. Bezpieczeństwo przede wszystkim.. dobrze usprzętowieni w liny, czekany, raki nawet raczki, a także kaski 3 czerwca 2022 osiągnęliśmy 2301 m n.p.m. O godz. 7.00 rano właścicielka Villa Cisza Leśna zawiozła nas pod Kuźnice. O godz. 8.00 rano byliśmy już na Kasprowym Wierchu (1987m n.p.m.) ponieważ wjechaliśmy kolejką. Plan był bardzo ambitny tego dnia stąd taka decyzja. Mianowicie, zdobycie Świnicy od Kasprowego Wierchu a następnie powrót malowniczym szlakiem przez Czerwone Wierchy zahaczając przy okazji 😉 o Giewont w kierunku Villa Cisza Leśna w Kościelisku, gdzie nocowaliśmy. Atak szczytowy hmmm… łatwo nie było… w końcu to 750 m przewyższeń 🙂 Ponad Świnicką Przełęczą leżał śnieg, znoje i trudy byly rownież odczuwalne podczas wspinaczki (ślisko, stromo, niebezpiecznie) dlatego korzystaliśmy z łańcuchów i dodatkowo wpinaliśmy lonże, czekany były również pomocne 🙂 niemniej jednak udało się 😉 Hurraa…jesteśmy przeszczęśliwi.. :-* Aha..prawie mi umknęło… w drodze na szczyt pomiędzy Liliowe a Świnicką Przełeczą spotkaliśmy kilka pięknych kozic. Byliśmy zaskoczeni, że one nie nie uciekały, tymbardziej, że byliśmy baaardzo blisko. Patryk zrobił im nawet fantastyczną sesję zdjęciową. W drodze powrotnej Patryka zaczęły boleć kolana, głowa i plecy. Faktycznie dzień był bardzo słoneczny, a na wysokości ponad 2300 m n.p.m. temperatura była niezwykle odczuwalna. Z uwagi na nasz dyskomfort zmodyfikowaliśmy drogę powrotną, z Liliowe odbiliśmy na Murowaniec, gdzie zjedlismy pyszny obiadek i odpoczęliśmy. Następnie ze schroniska ruszyliśmy do Kuźnic przez Boczań. Szlak urokliwy niesamowicie przedstawił nam Giewont z zupełnie innej perspektywy. Ukontentowani wróciliśmy busem z Zakopanego do miejsca noclegu Kiry 58a w Kościelisku (tel. 606112663).