Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Kategoria: Korona Bieszczadów

Hyrlata 1103 m n.p.m.

Po zaparkowaniu auta na parkingu przy szlaku, gdzie już się znajdowało kilka aut, ruszamy szlakiem zielonym schodząc od razu w nieco błotnisty teren. Początkowo lekko w dół aby za chwilę przeprawić się po betonowych słupach elektrycznych położonych poziomo nad przepływającym bystro potokiem, niby jak po moście . Po chwili jeszcze jedna przeprawa przez potok, tym razem po kamieniach i wchodzimy na utwardzoną drogę gruntową, którą rozpoczyna się długie i męczące podejście. Miłosz wydaje się nie do zdarcia, zasuwa cały czas przodem i co jakiś czas tylko za nami czeka. Sylwia idzie jako druga i też rwie się do przodu ale co jakiś czas lituje się czy to nad Jaskiem czy nade mną i czeka za nami. Natomiast my Johnym noga, za nogą, kroczek za kroczkiem mało nie wyzioniemy ducha. Już nawet zaczynające się widoki nie dają nam satysfakcji. Przy ostatnim podejściu już tak jesteśmy umęczeni do granic możliwości, że postanawiamy schować nasze plecaki w krzakach pod liśćmi aby ostatnie podejście pod szczyt zrobić na lekko. Nie ukrywam, był to strzał w dziesiątkę i daliśmy radę. Na szczycie robimy pamiątkowe foto i szybki odwrót do auta. Powrót wszystkim dodał nam skrzydeł i powróciły humory, nie mniej i tak trzeba było bardzo uważać na stromych zejściach, pokrytych grubą warstwą liści. Po pokonaniu 9 kilometrów i 550m podejścia i tyle samo zejścia w prawie 3,5 godziny znaleźliśmy się z powrotem przy aucie. To ta właśnie góra dała nam najbardziej popalić i zniechęciła zwłaszcza chłopców, do zdobywania w dniu jutrzejszym ostatniego zaplanowanego szczytu. Cóż czasami tak jest. W drodze powrotnej staraliśmy się zatrzymać na jakieś jedzenie ale nawet w Cisnej nie znaleźliśmy miejsca, które szybko i smacznie mogło nam zaserwować jakieś dobre jedzonko. Po powrocie na kwaterę, mnie dopadły jakieś zimne dreszcze i Sylwia musiała mi zaaplikować lekarstwa przeciwgrypowe, które na szczęście przyniosły pozytywny efekt.

Stryb 1011 m n.p.m.

Wstajemy wcześniej i sprawniej niż wczoraj bo już o godzinie 7:00 jesteśmy na nogach. Śniadanie, kawka również przebiegają sprawnie i już o godzinie 8:00 siedzimy w samochodzie i ruszamy w stronę Cisnej na nasz pierwszy zaplanowany na dzisiaj szczyt. Do przejechania mamy nieco ponad 20 kilometrów co przy tych krętych drogach zajmuje nam około 30 minut. Mijamy po drodze miejscowość Cisna, z którą również mamy wór bardzo miłych wspomnień z naszego GSB. Po zaparkowaniu, od razu ruszamy, gdyż zaczynamy od dłuższej zaplanowanej na dzisiaj trasy. Początkowo idziemy asfaltową drogą, zielonym szlakiem około kilometra do rozejścia szlaków na Przełęczy nad Roztokami (801 m n.p.m.) gdzie obok niedużej wieży widokowej skręcamy w las na szlak czerwony z niebieskim i od razu trafiamy na strome podejście. Podejście ma ponad kilometr i kończy się dopiero po zdobyciu szczytu Rypi Wierch (1003 m n.p.m.). Dalsza droga już przebiega malowniczo po grzbietach szczytów Sinkowa 995 m n.p.m. i Manewa. Widoki z tej trasy, głównie na otwartą przestrzeń na południe a więc na stronę Słowacką zapierają dech w naszych zmęczonych piersiach. Wysiłek jaki podjęliśmy został  nam po wielokroć wynagrodzony. Ciepły powiew wiatru niósł ze sobą zapach wyschniętych bukowych liści. Po dotarciu do tabliczki wskazującej miejsce lokalizacji szczytu Stryb robimy tradycyjnie sobie zdjęcia oraz organizujemy przerwę na popasik. Sylwii przygotowuje pyszne kanapeczki z konserwą turystyczną i żółtą papryką a ja w tym czasie rozstawiam kuchenkę i gotuję wodę aby następnie przygotować gorącą herbatkę owocową. Najedzeni i wypoczęci ruszamy niebawem w drogę powrotną, gdyż przed nami dzisiaj jeszcze jeden szczyt do zdobycia. Droga powrotna już dużo łatwiejsza nie jest już tak męcząca dlatego korzystamy i wchodzimy na wieżę widokową znajdująca się na Przełęczy nad Roztokami. Po dojściu do auta podjeżdżamy 2 kilometry na kolejny parking aby ruszyć na szczyt Hyrlata.

Magura Stuposiańska 1016 m n.p.m.

Po zdobyciu Dwernik Kamień wskakujemy do auta i około godziny 11:30 ruszamy na kolejny zaplanowany na dzisiaj szczyt – Magura Stuposiańska. Do przejechania mamy około 15 km, a więc  na szczęście bez dłuższego siedzenia w samochodzie. Wracamy w kierunku Brzegów Górnych i dalej jedziemy w kierunku Ustrzyk Górnych. Podczas przejazdu po naszej lewej stronie tym razem majestatycznie wznosi się Połonina Caryńska, natomiast po prawej, pnie się ku niebu Mała i Wielka Rawka. O tej godzinie parking na początku szlaku pod Bacówką PTTK pod Małą Rawką jest pełny po brzegi. Całe szczęście, że nie zostajemy tutaj, gdyż po pierwsze mielibyśmy problem ze znalezieniem wolnego miejsca do zaparkowania, a po drugie szlak na szczyty byłby pełny ludzi, czyli tak jak nie lubimy. Dalej mijamy z sentymentem skręt na Wołosate, gdzie zaczyna się GSB. Przejeżdżamy przez centrum Ustrzyk Górnych ze sklepikami i straganami, w których robiliśmy zakupy, restauracje w których jedliśmy oraz pole namiotowe, z którego korzystaliśmy podczas naszej wyprawy na GSB sprzed prawie półtora roku. Samochód zostawiamy 5 km dalej w miejscu gdzie szlak przecina drogę i po szybkim przygotowaniu plecaków o godzinie 11:52 ruszyliśmy na niebieski szlak  prowadzący do samego szczytu. Początkowo szlak prowadził przez krzaki i podmokły teren, aby w końcu ruszyć ku szczytowi pod górę. Warunki w zasadzie inwentyczne jak na Dwerniku czyli ładna słoneczna pogoda z morzem mgieł w dolinach i obniżeniach terenu, a cała droga prowadziła przez bukowy las z grubym dywanem szeleszczących pod butami liści. Droga wiedzie w zasadzie cały czas pod górę z chwilowymi wypłaszczeniami finalnie pozwalając pokonać 550 metrów przewyższenia. Po drodze oczywiście robimy krótkie przerwy i jedną dłuższa już na samym szczycie, gdzie robimy obowiązkowo pamiątkowe zdjęcia. Cała trasa na szczyt i z powrotem z przerwami zajmuje nam 3,5 godziny bo przy samochodzie jesteśmy już o 15:25po pokonaniu 9,6km. Po dotarciu do auta pakujemy do niego plecaki i jeszcze rozciągamy mięśnie nóg na mostku nad rzeczką Wołosaty, znajdującym się przy parkingu a następnie wracamy w stronę Ustrzyk Górnych. Po drodze szukamy w internecie miejsca na zjedzenie obiadu z chłopcami. Niestety w związku z zakończeniem sezonu okazuje się, że większość miejsc jest zamknięta. Stojąc w centrum i zastanawiając się co dalej, zauważamy reklamę Pizzerii w Górach mieszczącej się w Wołosate. Ruszamy w tym kierunku i po kilku minutach siedzimy w dużej sali Pizzerii gdzie zamawiamy dwie pizze i jako przystawkę fasolkę po bretońsku oraz dla Sylwii grzane winko.  Po jedzonku udajemy się w kierunku naszego noclegu w „Przystanek Smerek” ale robiąc jeszcze po drodze zakupy spożywcze w sklepie w miejscowości Wetlina. Ponadto kupujemy od górala w budce oscypki oraz w hangarze 4F kurtki dla chłopców. Wieczór spędzamy na odpoczynku i regeneracji sił przed jutrzejszym dniem, który zadaje się być prawdziwym wyzwaniem.

Dwernik Kamień 1004 m n.p.m.

Wstajemy o 7:30, szybkie ogarnięcie się najlepsze jakie może być w warunkach schroniskowych (śpimy w Przystanek Smerek) i już o 8:00 siadamy z chłopcami do śniadania. Na śniadanie kanepczki do wyboru do koloru, jak kto lubi, jedne z serem inne z wędliną, a jeszcze inne z nutellą, wszystkie przygotowane przez Sylwię. My do śniadania zapijamy się świeżutko zmieloną i zaparzoną kawką przygotowaną przeze mnie, a chłopcy herbatą. O 8:30 siedzimy już w aucie i ruszamy w kierunku Ustrzyk Górnych. Droga jak przystało na Bieszczady kręta ale i bardzo malownicza, uroku dodaje słońce wydobywające resztki kolorów z tych liści na drzewie, które jeszcze nie zdążyły spaść. Po lewej naszej stronie majestatycznie góruje nad całą okolicą Połonina Wetlińska z widoczną wyraźnie przy dzisiejszej pięknej, słonecznej pogodzie Chatką Puchatka (Schroniskiem/Schronem turystyczny). Natomiast niższe partie i dolinki niemal zalane są morzem tajemniczej mgły, która jak się później okazuje, utrzymuje się przez cały dzień. Zjawisko to jest bardzo ciekawe zwłaszcza, że będąc w zasięgu mgły, temperatura powietrza bardzo spada, nawet poniżej zera, a podczas zdobywania wysokości powietrze jest coraz cieplejsze. My mijając kolejne widoki skręcamy w miejscowości Brzegi Górne, która przecina szlak czerwony  pomiędzy Połoniną Wetlińska a Połoniną Caryńska i po około 5 kilometrach zatrzymujemy się na małym parkingu. Z niego to właśnie ruszamy na nasz pierwszy dzisiejszy szczyt. Na parkingu znajduje się już kilka aut w tym jedno przy wiatce, w której pali się już ognisko a przy którym grzeje się gość, który jak się okazuje spał w aucie. Od razu przypominają się nam nasze niezapomniane czelendże sprzed czterech lat. Na szczyt Dwernika Kamień ruszamy szlakiem czerwonym, który od razu z wyjścia z parkingu zaczyna powoli piąć się do góry, niezbyt ostro ale równo, cały czas przez lasy Bukowe aby finalnie osiągnąć ponad 400 metrów przewyższeń.  Ścieżka prowadząca na szczyt, jest na całym odcinku zalana brązowymi liśćmi, których szeleszczenie towarzyszy nam do samej góry. Ostatnie 200m przed szczytem dostarcza nam zapierających w piersiach widoków, gdyż szlak tutaj przebiega po grzbiecie szczytu, gdzie z jednej strony znajduje się stroma przepaść otwierająca przed nami piękne widoki na Połoninę Wetlińską, tym razem od drugiej strony. Tutaj również znajdujemy tablice pamiątkowe umieszczone przez przyjaciół z sentencjami poświęconymi ludziom wiązanymi z tymi górami. Dla Miłosza sam szczyt niesie również wartość naukową, zgodną z jego kierunkiem kształcenia, gdyż na samym szczycie znajduje się punkt poziomej osnowy geodezyjnej, określającej dokładną lokalizację szczytu góry Dwernik Kamień. Robimy sobie kilka pamiątkowych zdjęć, zasiadamy do drugiego śniadania i tak pozytywnie naładowani ruszamy do auta. Droga powrotna już dużo łatwiejsza, bo w dół ale i tak trzeba uważać bo pod grubym dywanem liści potrafią zaskoczyć luźne kamienie, tak więc kijki okazują się nieodzownym pomocnikiem. Sylwia niestety nie ma swoich kijków bo ich nie uznaje, ale na szczęście Miłosz przychodzi jej z pomocą i odstępuje jej jeden ze swoich. Jestem z niego niezmiernie dumny, gdyż robi to sam z siebie. Przy aucie jesteśmy o 11:23, gdzie robimy jeszcze ostatnie fotki i ruszamy dalej.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén