Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Miesiąc: grudzień 2020 Strona 1 z 2

Łopiennik 1069 m n.p.m.

Ruszyliśmy na tyle późno, że wiedzieliśmy iż na szczycie będziemy już po ciemku. Szczyt na tyle dla mnie szczególny, że na podejściu zadzwonił mój tata i chwilę z nim rozmawiałem opowiadając mu o naszych osiągnięciach. Samo podejście standardowo na początku jesienne aby płynnie przejść w zimowe ale bez utrudnień i bez raczków.

Wołosań 1071 m n.p.m.

Kolejną noc podczas naszego bieszczadzkiego wyjazdu spędzamy, zgodnie z wypracowanym już rytmem, w samochodzie. Tym razem wybieramy urokliwe miejsce tuż przy wieży widokowej „Szcznerbanówka”, nieopodal Przełęczy Przysłup za miejscowością Żubracze. Noc mija względnie spokojnie – w ciszy przerywanej jedynie przez kilka samochodów, które zatrzymują się na krótki postój.

Rano budzi nas niesamowity widok – lekko przymglony krajobraz, a wokół pokryte szronem szczyty Stryb i Hyrlata, wyglądające jak z pocztówki. Ale największe wrażenie robi Wołosań, który jawi się w oddali jako nasz dzisiejszy cel.

Zostawiamy samochód przy drodze w Żubraczem i ruszamy zielonym szlakiem, prowadzącym wzdłuż szemrzącego potoku Wołosań. Początek trasy to wciąż jesienny klimat – wilgotne liście, błotnisty grunt i chłodne, ale jeszcze nie zimowe powietrze.

Po około 1,5 km szlak zaczyna się piąć ostro w górę, las staje się gęstszy, a my wkraczamy w coraz bardziej zimową krainę. Z każdym metrem robi się bielej, drzewa przybierają bajkowy wygląd, a śnieg zaczyna delikatnie skrzypieć pod butami.

Wędrujemy w stronę szczytu Przysłup (1006 m n.p.m.) – pierwszego szczytu na naszej trasie. Choć warunki stają się trudniejsze, jesteśmy dobrze przygotowani. Świeża warstwa śniegu i lodu sprawiają, że raczki znów okazują się niezastąpione.

Grzbiet między Przysłupem a Wołosaniem prowadzi przez niezwykły las – jakby zawieszony między porami roku. Światło leniwie przebija się przez zamarznięte konary, a cisza przerywana jest tylko naszymi krokami.
Po około 5 km docieramy do skrzyżowania szlaków – zielonego i czerwonego, będącego częścią legendarnego Głównego Szlaku Beskidzkiego. Skręcamy w lewo i już po kilkuset metrach zdobywamy nasz cel – Wołosań (1071 m n.p.m.).

Szczyt wita nas scenerią rodem z bieszczadzkiej bajki – drzewa skute lodem, szlak pokryty świeżym puchem, a nad głowami przejrzyste niebo z zawieszonymi chmurami. Zimowa cisza ma swój własny głos – ten, który słyszy się tylko na takich wysokościach.
Po krótkim odpoczynku ruszamy tą samą trasą z powrotem, planując jeszcze jedno podejście – na sąsiedni Łopiennik, który kusi nas swoją dzikością. Ale to już opowieść na kolejną kartę z Diademu Gór Polski…

Informacje praktyczne – Wołosań (1071 m n.p.m.):
Pasmo: Bieszczady Zachodnie
Szlak: zielony z Żubraczego do skrzyżowania pod Wołosaniem, dalej czerwonym GSB
Dystans w obie strony: ok. 11 km
Czas przejścia: ok. 4 godziny (bez dłuższych postojów)
Trudność: umiarkowana (w zimowych warunkach wskazane raczki)

Warto zabrać:
Raczki (szlak miejscami bywa bardzo śliski)
Latarkę czołową (w zimie wcześnie robi się ciemno)
Termos z ciepłą herbatą

Podsumowanie:
Wołosań to nie tylko najwyższy szczyt pasma granicznego w Bieszczadach Zachodnich, ale też miejsce wyjątkowo urokliwe zimą. Choć nie oferuje rozległych panoram, rekompensuje to atmosferą odludnych szlaków, ciszy i dzikiej przyrody. Wędrówka przez śnieżny las, kontakt z nieskażoną naturą i świadomość podążania fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego czynią tę wyprawę niezapomnianą.

Wielka Rawka 1307 m n.p.m.

Po zdobyciu porannego Trohańca nie zwalniamy tempa i tego samego dnia ruszamy na kolejny szczyt – jedną z ikon Bieszczadów – Wielką Rawkę (1304 m n.p.m.). To nazwa, która często pojawia się w rozmowach o Bieszczadach – my sami usłyszeliśmy o niej podczas zdobywania Sokolicy w Pieninach, kiedy dwaj napotkani turyści zachwycali się widokami z jej grzbietu.
Samochód zostawiamy na parkingu przy Przełęczy Wyżniańskiej, skąd zielonym szlakiem kierujemy się w stronę Bacówki PTTK Pod Małą Rawką. Już na starcie zakładamy raczki – temperatura utrzymuje się poniżej zera, a szlak jest śliski. Jak się później okazuje, to bardzo dobra decyzja – im wyżej, tym więcej zamarzniętej powierzchni.
Pierwsze 1,5 km trasy to spokojne, płaskie podejście przez las. W okolicy bacówki robi się tłoczniej – pomimo pandemii, miejsce tętni życiem, a wokół schroniska kręci się sporo młodzieży. My jednak nie zatrzymujemy się – dzień jest krótki, a przed nami jeszcze sporo drogi.
Za bacówką szlak robi się coraz bardziej stromy. Niedawne roztopy i późniejsze przymrozki sprawiły, że ścieżka zamieniła się w długą, zlodzoną taflę. Po drodze mijamy wielu turystów schodzących z trudem – część z nich niemal zjeżdża z góry, łapiąc się drzew. Nasze raczki pozwalają nam jednak iść pewnie i bezpiecznie.
Mała Rawka, na którą docieramy jako pierwszą, prezentuje się bajkowo – pokryta świeżym śniegiem, z oblodzonymi znakami turystycznymi i roślinnością przypomina krajobraz rodem z „Królowej Śniegu”.

Widoczność niestety ograniczona – mgła zasłania wszystko poza najbliższym otoczeniem. Niskie chmury osiadły na grzbiecie, tworząc iście arktyczny klimat. Pomimo braku panoram, wędrówka nabiera magicznego, surowego uroku.

Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej – żółtym szlakiem grzbietowym w kierunku Wielkiej Rawki. Wiatr z boku jest przenikliwie zimny i mocno nas wychładza. Mijamy tabliczki ostrzegające przed możliwymi lawinami – zachowujemy ostrożność i nie zatrzymujemy się zbyt długo.

Na szczycie Wielkiej Rawki robimy pamiątkowe zdjęcie przy żółtej tabliczce, choć wokół nadal mleczna mgła i brak widoków. Nie zrażeni tym, cieszymy się z kolejnego zdobytego szczytu – to już drugi dziś w ramach Diademu Gór Polski.

Zejście odbywa się tą samą trasą – raczki ponownie okazują się nieocenione. Końcówka marszu przypada już na zmrok – w świetle latarek schodzimy przez las, a gdzieś w oddali słyszymy wycie… wolimy myśleć, że to psy z odległych zabudowań, a nie wilki z okolicznych lasów.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 1304 m n.p.m.
Pasmo: Bieszczady Zachodnie
Przynależność do DGP: tak
Punkt startowy: Przełęcz Wyżniańska
Szlaki: zielony → żółty
Dystans: ok. 9,5 km w obie strony
Czas przejścia: ok. 3–3,5 godziny
Trudność: średnia-trudna (śliskie podejście, zmienne warunki zwłaszcza zimą)

Warto zabrać:
Raczki (obowiązkowe zimą)
Czołówka (na wypadek powrotu po zmroku)
Termos z ciepłym napojem
Kurtka przeciwwiatrowa

To była jedna z bardziej emocjonujących zimowych wypraw – choć mgła odebrała nam widoki, warunki atmosferyczne i atmosfera szlaku dostarczyły nam wrażeń, które długo pozostaną w pamięci.

Trohaniec 939 m n.p.m.

Po emocjonującej nocy spędzonej na Jawornikach i nieoczekiwanej kontroli Straży Granicznej, która skutecznie zniechęciła nas do nocowania w namiocie, zdecydowaliśmy się na bardziej przyziemną formę biwakowania – nocleg w samochodzie. Parkujemy w Lutowiskach i mimo niesprzyjających warunków pandemicznych, budzimy się wypoczęci. Poranek wita nas lekkim mrozem, cichym spokojem i widokiem wschodzącego słońca nad bieszczadzkimi grzbietami – widok bezcenny.

Po śniadaniu i gorącej kawie ruszamy autem w kierunku punktu wyjścia na Trohaniec – jednego z bardziej dzikich szczytów Diademu Gór Polski.

Podjeżdżamy możliwie najbliżej do wiaty turystycznej, przy której przebiega zielony szlak prowadzący na szczyt. Początkowo ścieżka jest błotnista, ale z każdym krokiem w górę podłoże staje się coraz twardsze, miejscami oblodzone – dlatego szybko zakładamy raczki. To była dobra decyzja, bo dalsze podejście jest dość strome i śliskie.

Po pokonaniu przewyższenia docieramy do rozdroża Pasma Otrytu, gdzie zielony szlak się rozdziela. Kierujemy się w lewo i w promieniach słońca, przy lekkiej ujemnej temperaturze, zdobywamy Trohaniec (939 m n.p.m.) – najwyższy szczyt pasma Otrytu. To zalesiony wierzchołek bez widoków, za to z charakterystyczną zieloną kropką w białym otoku, oznaczającą koniec (lub początek) szlaku.

Mimo braku panoram, Trohaniec fascynuje dzikością i ciszą. To właśnie takie miejsca dają największe poczucie kontaktu z naturą – bez komercji, bez tłumów, tylko szum drzew i skrzypienie mrozu i liści pod butami.
Po krótkim odpoczynku ruszamy jeszcze kilkaset metrów w przeciwnym kierunku – do Chaty Socjologa, legendarnego schroniska na Otrycie, które przez dekady było ostoją wolności myśli, alternatywy i… wspólnoty. Obecnie, z racji pandemii, chata jest zamknięta, ale teren wokół zachowuje swój niepowtarzalny klimat.

Warto wspomnieć, że Otryt – najdłuższy grzbiet w polskich Bieszczadach – ma około 18 km długości i uchodzi za jedną z bardziej tajemniczych formacji w regionie. Ze względu na swoje położenie i zalesienie, był przez lata enklawą ciszy, wykorzystywaną przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego do budowy eksperymentalnej społeczności – stąd „Chata Socjologa”.
Na koniec zatrzymujemy się jeszcze przy tablicy informacyjnej i czytamy o transgranicznych ścieżkach przyrodniczych, które prowadzą m.in. z Wielkiej Rawki na Kremenaros i dalej do Novej Sedlicy.

Podsumowanie – Trohaniec:
Wysokość: 939 m n.p.m.
Pasmo: Otryt (Bieszczady)
Długość trasy: ok. 9,5 km (w obie strony)
Czas przejścia: 3-3,5 godziny
Przewyższenie: niecałe 400 m
Trudność: średnia (ze względu na warunki terenowe – błoto, lód)
Szczyt widokowy: nie – zalesiony
Dodatki: początek/koniec szlaku zielonego, możliwość odwiedzenia Chaty Socjologa

Wskazówki:
Zimą warto zabrać raczki – trasa bywa śliska
Latem warto zabrać namiot możliwy nocleg przy Chacie Socjologa (pole namiotowe)
Teren oddalony od uczęszczanych tras – należy uważać na dzikie zwierzęta (w tym wilki i niedźwiedzie)

Trohaniec to jeden z tych mniej znanych, ale nie mniej satysfakcjonujących szczytów. Cichy, z dala od cywilizacji, idealny na oddech od zgiełku i kontakt z prawdziwą dzikością Bieszczadów.

Jaworniki 908 m n.p.m.

Ciągnie nas w Bieszczady – choć droga długa, a dzień krótki, nie potrafimy się im oprzeć. Tym razem do Żłobka, niewielkiej osady w pobliżu granicy z Ukrainą, dotarliśmy już po zmroku. Wita nas ciemność i… niespodziewana kontrola Straży Granicznej, która, jak się później okaże, nie była ostatnią tego dnia.
Zostawiamy auto na samym końcu miejscowości i ruszamy na szlak nocą, standardowo wyposażeni w czołówki i GPS. Już po kilkuset metrach natrafiamy na rozjeżdżony, błotnisty teren – ciężki sprzęt wykorzystywany do prac leśnych zamienił drogę w trudną do przejścia breję. Brak mrozu pogarsza sprawę – błoto sięga niemal do pół łydek jak nie do kolan. Na szczęście – przebieg zielonego szlaku został zmieniony przez Lasy Państwowe na czas prac, ale niestety aplikacje mapowe tego nie uwzględniają.

Decydujemy się więc zaufać intuicji i aktualnemu oznakowaniu w terenie. Na szczęście doświadczenie i trochę szczęścia pozwalają nam po kilkudziesięciu minutach dotrzeć do celu – szczytu Jaworniki (909 m n.p.m.). Choć zalesiony, bez widoków, kryje w sobie geograficzną ciekawostkę – to tutaj przebiega Europejski Dział Wodny, rozdzielający zlewiska Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego. Miejsce wyjątkowe, symboliczne – woda, która spadnie z jednej strony tego grzbietu, popłynie do Gdańska. Ta z drugiej – aż do Odessy.

Po pamiątkowym zdjęciu i chwili odpoczynku, wracamy tą samą trasą – błotną, ciemną, ale już dobrze znaną. Na dole czeka na nas… ponowna kontrola Straży Granicznej, tym razem bardziej oficjalna i dokładniejsza. Funkcjonariusze są zdziwieni, że ktoś w środku nocy zdobywa bieszczadzkie szczyty. Nasza opowieść o Diademie Gór Polski początkowo budzi niedowierzanie, ale szybko przeradza się w szacunek i ciekawość – jeden ze Strażników pyta nawet, ile jeszcze nam zostało szczytów do zdobycia i gdzie się wybieramy.
Największe wrażenie robi na nas jednak ich ostrzeżenie o aktywności niedźwiedzi – zima jeszcze nie do końca nastała, a niektóre osobniki mogą wciąż być aktywne. Wizja spotkania z dużym drapieżnikiem działa na wyobraźnię – decydujemy się przesunąć planowany w tę noc atak na Trohaniec na kolejny dzień. W nocy pora odpocząć – i przetrawić emocje.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 908 m n.p.m.
Pasmo: Bieszczady
Szlak: zielony ze Żłobka (uwaga: możliwe tymczasowe zmiany przebiegu podczas prac leśnych)
Długość trasy: ok. 3,7 km w obie strony
Czas przejścia: ok. 1,5 godziny
Trudność: średnia (warunki terenowe + orientacja)

Warto wiedzieć:
Na szczycie przebiega Europejski Dział Wodny (Bałtyk–Morze Czarne)
Czołówka i GPS to podstawa – zwłaszcza nocą
Straż Graniczna w związku z położoną niedaleko granicą z Ukrainą patroluje okolicę – warto mieć dokumenty i cierpliwość.

Jaworniki nocą to wyprawa pełna błota, zaskoczeń i adrenaliny. Ale też jedno z tych doświadczeń, które zapadają w pamięć na długo – właśnie dlatego, że nie wszystko poszło zgodnie z planem.

Folwarczna 720 m n.p.m. – Baraniec 720 m n.p.m. – Skopiec 724 m n.p.m. – potrójny nocny atak w Górach Kaczawskich

wejście I – 6 września 2020
wejście II – 10 grudnia 2020
wejście III – 24 kwietnia 2022

To dziwne, a zarazem przyjemne uczucie – znaleźć się w miejscu, które jest znajome, i powiedzieć: „Tak! Przecież byliśmy tu już wcześniej – na Skopcu!”. Wtedy jednak nie mieliśmy pojęcia, że tuż obok znajduje się Folwarczna (723 m n.p.m.), która według najnowszych pomiarów geodezyjnych uchodzi za najwyższy szczyt Gór Kaczawskich. To samo przeżyliśmy wcześniej na Łysicy – zdobyta była „oficjalna”, a „prawdziwa” była kilka metrów dalej – Skała Agaty.
Tym razem jesteśmy przygotowani lepiej – wracamy w te okolice zimą… i to nocą. Bo czemu nie? Nocne wyprawy dają nam wyjątkową energię i piękne wspomnienia.
Zostawiamy auto na parkingu na końcu Komarna, ruszamy żółto-niebieskim szlakiem. Po około 300 metrach, zamiast skręcać zgodnie ze szlakiem w prawo, odbijamy leśną ścieżką w lewo. Podejście jest umiarkowane, ale łąki i drzewa pokryte delikatnie śniegiem i lodem dodają uroku i wyzwania. Po kolejnych 500 metrach zdobywamy Folwarczną (723 m n.p.m.) – cichy, zalesiony szczyt oznaczony żółtą tabliczką, otulony świerkami.

Z tego miejsca idziemy jeszcze kilka metrów dalej, bo wg oznaczeń PTTK Legnica wierzchołek nosi nazwę Maślak – Folwarczna. Tam również widnieje osobna tabliczka, którą odnajdujemy bez problemu.

Wracamy na szlak i ruszamy dalej w kierunku Baraniec (720 m n.p.m.) – kolejnego cichego, leśnego szczytu Diademu. Choć mamy czołówki, to odnalezienie drewnianej tabliczki na Barańcu okazuje się niełatwe. Gdy ją w końcu dostrzegamy w świetle latarki, jesteśmy pod wrażeniem jej estetyki – drewniana, z wypaloną nazwą, zawieszona na tle ośnieżonych gałęzi.

Na koniec zostawiamy sobie Skopiec (719 m n.p.m.), dawniej uważany za najwyższy punkt Gór Kaczawskich, obecnie jeden z kilku równorzędnych kandydatów. To był nasz drugi szczyt Korony Gór Polski, więc powrót tutaj ma dla nas dodatkowy wymiar sentymentalny.

Szlak powrotny pokonujemy już spokojnym rytmem – niebieskim szlakiem do Komarna. Mijamy jeszcze drogowskaz z kompletem szlaków i tabliczką pamięci, a przy „drzewie z butami” zauważamy, że nieco się przerzedziło – ktoś chyba zrobił porządki.

Choć żadnego z tych szczytów nie można nazwać „widokowym”, to nocna aura, przyjemny śnieg i świadomość poprawienia geograficznej nieścisłości dają satysfakcję z wyprawy. Trzy szczyty, trzy emocje – wszystko w jednej nocy.

Informacje praktyczne:
Folwarczna: 723 m n.p.m.
Baraniec: 720 m n.p.m.
Skopiec: 719 m n.p.m.
Pasmo: Góry Kaczawskie (Sudety Zachodnie)
Szlak: żółty i niebieski z Komarna + dojścia ścieżkami poza szlakiem
Łączny dystans: ok. 3,6 km
Czas przejścia: ok. 1 godziny
Trudność: łatwa, ale orientacyjnie wymagająca po zmroku

Warto zabrać:
Latarki czołowe z zapasem baterii
Mapę offline lub aplikację z GPS (szczyty są poza głównymi szlakami)
Ciepłą odzież i termos z herbatą
Książeczki GOT/KGP/DGP

Nocna wyprawa na trzy wierzchołki w Górach Kaczawskich to dowód na to, że nawet znane miejsca potrafią zaskoczyć – nową porą roku, innym światłem, lepszym przygotowaniem i nową motywacją. A poprawki? Cóż – najprzyjemniejsze są te zrealizowane w praktyce.

Okole 718 m n.p.m.

Okole (714 m n.p.m.) to jeden z tych szczytów, które długo czekały na swoją kolej – brak dogodnego terminu, napięty grafik i coraz krótsze dni nie sprzyjały wyprawie. Aż w końcu – między jednymi a drugimi obowiązkami – zapadła szybka decyzja: jedziemy. Pogoda grudniowa, a co za tym idzie dzień krótki – oczywiste było, że będziemy zdobywać ten szczyt po zmroku.
Brak widoków? Nie przeszkadza nam to ani trochę. Po nocnym wejściu na Łysicę jesteśmy już „zgrani z czołówką”, a góry bez dziennego tła zyskują coś, czego nie da się zobaczyć w świetle dnia – głębię, ciszę i dreszcz przygody.
Wyruszamy z miejscowości Chrośnica, niebieskim szlakiem, który łagodnie prowadzi przez las. Po około 1,5 km docieramy na niewielką polanę owianą lekką mgłą – światła czołówek odbijają się od pary unoszącej się nad ziemią, tworząc niesamowity klimat – jak z filmu o zjawach.
Szlak na Okole poprowadzony jest nieco okrężnie, ale z uwagi na późną porę decydujemy się na skrót – odbicie w żółty szlak, który po ok. 300 metrach łączy się z niebieskim od przeciwnej strony. Tym sposobem obchodzimy szczyt i atakujemy go z drugiego podejścia.

Na szczycie – ciemność, lekki mróz i triumf. Dzięki czołówkom bez problemu znajdujemy charakterystyczną żółtą tabliczkę PTTK Legnica i robimy obowiązkowe zdjęcie dokumentujące zdobycie wierzchołka do Diademu Gór Polski. Wokół panuje głęboka cisza – tylko nasze oddechy i odgłosy kroków na szlaku.
Choć dawniej na Okolu znajdowały się pozostałości drewnianej wieży widokowej, dziś jest to szczyt raczej symboliczny niż widokowy – ale i tak cenny dla każdego kolekcjonera szczytów. Nazwa „Okole” pochodzi prawdopodobnie od okrążającego stoki potoku lub od dawnego sposobu pozyskiwania drewna metodą „na okół”.
Zmęczenie i chłód zaczynają dawać się we znaki, więc nie zwlekamy z zejściem. Jeszcze tylko szybka kontrola szlaku, mocniejsze zaciśnięcie pasa plecaka i ruszamy w dół. Przed nami jeszcze kilka kilometrów nocnej drogi – i kolejne cele na tę samą noc.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 718 m n.p.m.
Pasmo: Góry Kaczawskie (Sudety Zachodnie)
Szlak: pętla z Chrośnicy (niebieski + żółty, skrót)
Długość trasy: ok. 4 km
Czas przejścia: ok. 1-1,5 godziny
Trudność: łatwa

Warto zabrać na nocną wędrówkę:
Latarki czołowe z zapasowymi bateriami, zwłaszcza na nocne przejście
Ciepłą, oddychającą odzież
Mapa offline lub aplikacja z GPS
Wodę i przekąski

Okole nocą to przygoda inna niż wszystkie – bez tłumów, bez widoków, ale z mgłą, lasem i ciemnością, które tworzą niezapomniany klimat. Kolejny szczyt zdobyty, kolejne wspomnienie dopisane do naszej górskiej kroniki.

Skała Agaty, Łysica

wejście I – 19 października 2020
wejście II – 5 grudnia 2020
wejście III – 2 sierpnia 2021
wejście IV – 30 kwietnia 2022 GSŚ

Wracając z Bieszczad w stronę domu, przejeżdżając przez Kielce, postanowiliśmy zrobić sobie krótką przerwę na rozprostowanie nóg. A że tuż obok znajduje się tylko jedna oczywista kandydatka – Łysica (614 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich i zarazem najniższy szczyt Korony Gór Polski – wybór był natychmiastowy.
Pomysł był tym bardziej ekscytujący, że nigdy wcześniej nie chodziliśmy po górach nocą. Uzbrojeni w latarki czołowe, solidne buty i sporą dawkę ciekawości, ruszyliśmy na trasę ze Świętej Katarzyny z zamiarem zdobycia nie tylko głównego wierzchołka, ale również mniej znanego, choć wyższego punktu zwanego Skałą Agaty.
Szlak prowadzący na Łysicę to klasyk świętokrzyskich tras – dobrze oznakowany, szeroki i bezpieczny. Idealny na pierwszą nocną wyprawę. Mimo to gra świateł, skrzypienie liści pod stopami i szeleszczące gałęzie stworzyły klimat niemal z horroru – chwilami jak z „Piątku 13-go”, chwilami jak z lasu na Łysej Górze w legendach o czarownicach.
Po kilkudziesięciu minutach marszu w mroku dotarliśmy na klasyczny wierzchołek Łysicy (614 m n.p.m.), oznaczony wyraźną tablicą i charakterystycznym rumowiskiem kamieni. Chwilę potem wykonaliśmy pamiątkowe zdjęcie – błysk flesza rozświetlił mrok, a w tle majaczyła drewniana tablica z nazwą szczytu.

Ale nie poprzestaliśmy na tym. Wiedząc, że niedaleko znajduje się nieco wyższy punkt – Skała Agaty (613,31 m n.p.m.), ruszyliśmy dalej. Ten odcinek był krótki (ok. 600 m), ale wyraźnie bardziej „psychiczny” – gęstszy las, ciemność niemal namacalna i niepokojące dźwięki dookoła.

Na miejscu – radość, spełnienie, ulga i duma. Nasz pierwszy nocny górski wypad okazał się sukcesem. A przy okazji spełniliśmy też marzenie zdobycia Łysicy w obu jej wersjach – tej oficjalnej i tej „faktycznie najwyższej”, czyli Skały Agaty.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 614 m n.p.m. (wierzchołek zachodni), 614,3 m n.p.m. (Skała Agaty, wyższy wierzchołek)
Pasmo: Góry Świętokrzyskie
Szlak: czerwony ze Świętej Katarzyny
Długość trasy: ok. 6,5 km w obie strony
Czas przejścia: ok. 1,5-2 godziny (bez dłuższych postojów)
Trudność: łatwa

Warto zabrać na nocną wędrówkę:
Czołówkę z zapasowymi bateriami
Telefon z GPS lub aplikacją z mapą offline
Ciepłą odzież, szczególnie poza sezonem letnim
Wygodne buty na podejście po kamieniach i możliwym błocie
Książeczkę GOT i KGP na dokumentację pieczątek

Ciekawostka:

Do niedawna za najwyższy punkt Łysicy uznawano jej zachodni wierzchołek (614 m n.p.m.), jednak najnowsze pomiary wykazały, że Skała Agaty, znajdująca się około 600 metrów dalej, jest minimalnie wyższa. Obecnie uznaje się obie lokalizacje jako równorzędne w ramach KGP.

Pierwszy raz nocą, w sercu najstarszych polskich gór – doświadczenie, które na długo zostanie w naszej pamięci.

Wątkowa 846 m n.p.m.

Kolejny szczyt na naszej trasie powrotnej z Bieszczad to Wątkowa, położona w sercu Beskidu Niskiego. Choć nazwa pasma może sugerować łagodne wzgórza, nie należy dać się zwieść – to pełnoprawne góry, w których można się zmęczyć, ale też w pełni nacieszyć ciszą, przestrzenią i naturą. Wątkowa szczególnie nas zachwyciła – to szczyt o wyjątkowym klimacie, zarówno przyrodniczym, jak i duchowym.
Startujemy z miejscowości Folusz, wybierając zielony szlak turystyczny, który od początku prowadzi przez zalesiony, dziki teren Magurskiego Parku Narodowego. Pierwszym celem na trasie jest Magura Wątkowska (829 m n.p.m.), którą osiągamy po około 4 kilometrach. Trasa jest dość wyraźna, a podejście równe i rytmiczne – idealne, by troszkę się spocić i złapać górską zadyszkę.

uż obok znajduje się Magóra Jasielska (826 m n.p.m.), często mylona z głównym wierzchołkiem, ale również oznaczona tabliczką i odwiedzana przez turystów szukających „szczytu” – robimy pamiątkowe zdjęcie również tu.

Dalej szlak staje się znacznie łatwiejszy – prowadzi niemal po płaskim terenie, przez gęsty bukowy las, w którym pojawiają się pierwsze płaty śniegu. Warunki są bardzo komfortowe – to las jak z bajki, pełen mchu i głazów, które wyglądają, jakby skrywały legendy. Co kilka kroków pojawiają się miejsca kontemplacji i zadumy – kamienne pamiątki, tablice i kapliczki.

Właśnie w tym rejonie, na Magurze Wątkowskiej, 14 sierpnia 1953 roku ks. Karol Wojtyła odprawił Mszę Świętą w trakcie swojej wędrówki po Beskidzie Niskim. Dziś przypomina o tym symboliczny pomnik, który stoi w lesie pośród ciszy, podkreślając głęboki duchowy wymiar tego miejsca.
Po chwili dochodzimy do szczytu Wątkowej (846 m n.p.m.), oznaczonego charakterystyczną żółtą tabliczką. To jedno z tych miejsc, które choć nie oferują rozległych panoram, mają swoją duszę. Tu także znajduje się krzyż z wizerunkiem ukrzyżowanego Chrystusa, zawieszony na drzewie – cichy świadek ludzkich emocji, modlitw i refleksji.

Na chwilę siadamy, wsłuchując się w szum drzew i skrzypienie śniegu pod butami. Nie ma tu tłumów, nie ma zgiełku – tylko my, las i cienie historii.
W miejscu zwanym Kopcem Wałacha znajduje się również tablica poświęcona Rafałowi Wałachowi (1951–2003) – miłośnikowi Beskidu Niskiego, twórcy wielu szlaków i działaczowi turystycznemu. Obok umieszczony został fragment poezji M. Jastruna, który idealnie oddaje klimat tych gór.

Po odpoczynku kontynuujemy marsz zielonym szlakiem do rozejścia przy Pod Kornutami, skąd żółtym szlakiem łagodnie schodzimy z powrotem do Folusza.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 846 m n.p.m.
Pasmo: Beskid Niski
Trasa: pętla z Folusza (zielony + żółty szlak)
Długość trasy: ok. 11 km
Czas przejścia: ok. 3 godzin
Przewyższenie: ok. 550 m
Trudność: umiarkowana (podejście pod Magurę, potem łagodnie)

Warto zabrać:
Obuwie trekkingowe (szczególnie przy wilgotnych warunkach)
Mapa lub aplikację z nawigacją (rozejścia szlaków mogą być nieoczywiste)
Ciepłą odzież – w wyższych partiach śnieg może zalegać od jesieni do późnej wiosny
Książeczkę GOT i Diademu Gór Polski na dokumentację pieczątek

Wątkowa to idealny cel dla miłośników dzikiego lasu, mchu i ciszy. Mało uczęszczana, ale bardzo satysfakcjonująca trasa – dokładnie taka, jakiej oczekujemy od Beskidu Niskiego.

Tokarnia 778 m n.p.m.

Kończy się nasz krótki wypad w Bieszczady i niestety musimy już wracać do domu. Staramy się jednak maksymalnie wykorzystać ostatnie chwile w górach, dlatego zgodnie z planem chcemy zdobyć jeszcze dwa szczyty z Diademu Gór Polski – pierwszy z nich to Tokarnia (778 m n.p.m.), położona niedaleko Sanoka, w paśmie Gór Bukowskich.
Tokarnia uchodzi za szczyt mało wymagający – aby go zdobyć, ruszamy z miejscowości Wola Piotrowa, skąd prowadzi żółty szlak turystyczny, który następnie przechodzi w szlak czerwony. Początkowo szlak biegnie drogą leśną, łagodnie pnąc się pod górę. Trasa na szczyt ma długość trochę ponad 3 km w jedną stronę i wiąże się z przewyższeniem ok. 250 metrów, co przy spokojnym tempie nie powinno zająć więcej niż godzinę.
Pomimo chłodnej temperatury, warunki są dobre – nie ma śniegu, a powietrze jest rześkie. Wyspani i wypoczęci po noclegu w Sanoku, ruszamy bez pośpiechu. Po około 55 minutach marszu docieramy na zalesiony wierzchołek Tokarni, oznaczony tabliczką z nazwą i wysokością. Jak zawsze, robimy pamiątkowe zdjęcie do książeczki Diademu.
Nie zatrzymujemy się na dłużej – mamy dziś w planach jeszcze jeden szczyt i długi powrót do domu. Po krótkim odpoczynku wracamy tą samą trasą, schodząc do Woli Piotrowej.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 778 m n.p.m.
Pasmo: Góry Bukowskie (Pogórze Bukowskie)
Szlak: żółty, start z Woli Piotrowej następnie czerwony od rozdroża Pod Tokarnią
Długość trasy: ok. 7 km w obie strony
Przewyższenie: ok. 250 m
Czas przejścia: ok. 1,5–2 godziny
Trudność: łatwa/umiarkowana

Warto zabrać:
Obuwie trekkingowe (część trasy może być błotnista)
Ciepłą odzież, szczególnie jesienią i zimą
Książeczki Diademu Gór Polski oraz GOT

Tokarnia to szybki i wdzięczny cel – idealny na rozchodzenie nóg przed długą drogą powrotną i jeszcze jeden punkt zdobyty w naszej górskiej kolekcji.

Strona 1 z 2

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén