Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Kategoria: Motocykle

Bory Tucholskie 1-3/03/2024

1-3.3.2024 WŁOCŁAWEK-TORUŃ-BORY TUCHOLSKIE-LIPNO

W dniu 1 marca w piątek tuż po pracy ruszyliśmy na wyprawę, o której marzyliśmy od zeszłego roku… to Bory Tucholskie nieodkryte jeszcze przez nas – Moto Podróżników. Lekko nie było…godzina 17.30 start z Płocka bez resetu po pracy w ściemniającym się i dość chłodnym jak na tę porę roku klimacie  ….ale my się łatwo nie poddajemy! W drogę…! W sumie dociepleni, ale pierwsze kilka kilometrów zweryfikowało nasze moto doznania. Położona nad Wisłą miejscowość Dobrzyń Nad Wisłą, miasto królewskie Korony Królestwa Polskiego, stolica ziemi dobrzyńskiej. Miasto powstało przed 1230 rokiem za czasów Konrada Mazowieckiego. W 1228 roku istniało grodzisko zwane Górą Zamkową z nadania Konrada Mazowieckiego i mieli tu swoją siedzibę bracia dobrzyńscy, którzy jak się okazało w 1233 roku połączyli się z Krzyżakami. Taka oto historia małego miasteczka. Pamiętając moto wyprawy do Dobrzynia skierowaliśmy się do Włocławka mijając nasze kochane Zarzeczewo (Patryk bardzo często przeprowadza egzaminy na patenty żeglarskie, ale również jest Sędzią regat). Tamą w poprzek Wisły dotarliśmy na stację paliw, nie zgadniecie – ORLEN, a następnie do Wzorcowni na pyszne pierogi. Niestety, tuż przed noskiem Pani zamknęła lokal…zabrakło nam 15 minut na rewelacyjny posiłek? Nic straconego – tuż obok Pizza Hut no i oczywiście pizzunia i zupka batatowa, którą przygotował Patryk po powrocie z wyprawy według przepisu batatka a’la Patrick mon cheri lepsza niż w Pizza Hut mniammm… rozgrzani, najedzeni opuściliśmy miasto Włocławek i dalej w drogę do Torunia, bo tam na nas czeka „bunia”. Wieczorową porą dotarliśmy na spacer po Starówce w Toruniu. A tam….lokal z pięknymi maskami w stylu meksykańskim przed wejściem, Muzeum Piernika Toruńskiego, smok, którzy nie żyje w nędzy, bo ma dużo pieniędzy.

Zrobiliśmy zakupy w Stonce i pojechaliśmy na nocleg do Hotelu Ibis Budget. A tam kolacja w postaci sushi i mile spędzone chwile wieczorową porą 😉 reszta sami się domyślcie hihi…

W dniu następnym, sobota 2 marca, późna pobudka (i to był błąd…) rozleniwiła nas, że zanim dojechaliśmy do RR Moto po chwytak do telefonu, to minęła godzina (po drodze apteka, i inne atrakcje. Kolejne chwile spędzone w okolicach księstwa opatrzności Rydzka, dlatego że nikt go nie tyka. Udało nam się właśnie w tym miejscu puścić drona i w lotu ptaka zidentyfikować jak rozległe jest księstwo moherowych beretów. Niesamowite…. Jedziemy dalej…a po drodze już w Bydgoszczy Orlen stacja i pompowanie oponek oraz jedzonko i kawka, było pyszne…plan na miejscu zweryfikowany, nie zwiedzimy Borów Tucholskich a jedynie je objedziemy, przystanek Mikomania Bory Tucholskie. Zwyczajnie w świecie nie mamy takiego zapasu czasu, aby zrealizować nasz plan w 100%. Jadąc dalej przejeżdżamy przez Bydgoszczu, mijamy Browar Koronowo i pomnik bitwy, Chwały Oręża Polskiego, który miał stanąć w Łąsku Wielkim, bo uważano, że właśnie tam w 1410 roku rozegrała się zwycięska bitwa z Krzyżakami. A tymczasem pomnik od 1986 roku stał już w Koronowie. W 1995 roku archeolodzy uznali, że bitwa z Krzyżakami zakończyła się pod Wilczem (kilka km dalej), ale pomnika już nie przenoszono. Na pomniku wyryto daty 1410 – 1985 oraz umieszczono tekst z kroniki Jana Długosza: „I chociaż wspomniane zwycięstwo pod Koronowem było w istocie mniejsze niż pod Grunwaldem, to jednak, jeśli się weźmie pod uwagę niebezpieczeństwo, zapał i wytrwałość w walce, zwycięstwo walczących tutaj należy stawiać wyżej od grunwaldzkiego”. Imponujący wpis. Niesamowite. Pogoda piękna, bezdeszczowa a to było w tych warunkach najważniejsze. Następny przystanek, dronem nad jeziorem w drodze do Chojnic. Przepięknie, ale dlaczego żurawie odlatują na nasz widok :-)? To już trzeci raz, nieufne ptaki, nie wiedzą co tracą… Dojeżdżamy do Chojnic na dworzec kolejowy. Tak pięknego miejsca kolejowego nie widzieliśmy, naszym oczom ukazał się budynek niczym z lat 40-tych i nic nie wskazywało na to, że to dworzec kolejowy…niedaleko, na ławeczce zjedliśmy drugie opakowanie sushi i zaraz po tym przemieściliśmy się na zwiedzanie Starego Miasta w Chojnicach. Miasto leży na historycznym Pomorzu Gdańskim, zaliczane pod względem etnograficznym do Kaszub. W 1309 roku Chojnice znajdowały się pod władzą Krzyżaków. Właśnie tu w 1454 roku odbyła się bitwa z Krzyżakami pod Chojnicami. W ciągu 20 lat (1340-1360) wzniesiono tu kościół farny oraz zakończono budowę fortyfikacji. Klimat nietuzinkowy, piękne i okazałe budowle m.in. Bazylika pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela, średniowieczne XIV-wieczne mury miejsce okalające Stare Miasto oraz liczne baszty (Wronia, Szewska, Kurza Stopa), neogotycki ratusz zbudowany w 1902 roku, Brama Człuchowska, spichlerze, wieża ciśnień oraz wspomniany dworzec kolejowy, a także Muzeum Etnograficzne. Zafascynowani miastem Chojnice, skierowaliśmy się do Stonki, po krótkim shoppingu do miejsca noclegu Mikomania Funka Jezioro Charzykowy w Borach Tucholskich. Zamówiliśmy kolację i w oczekiwaniu na posiłek, polataliśmy dronikiem uwieczniając wspaniały pobyt. Było już mrocznie, paliło się ognisko, ludzie miło spędzali czas, spokój, cisza o tej porze roku…. czego więcej chcieć…nasze motocykle zadbane czekały na jutrzejszą drogę powrotną do domku. A my po kolacji w pokoju na rozmowie, czytaniu książek, kąpieli, alko relaxie zasnęliśmy opatuleni aurą tego fantastycznego miejsca.

Ostatni dzień moto wyprawy to niedziela. Opuściliśmy ośrodek Mikomania i skierowaliśmy się do Tucholi, siedziby Tucholskiego Parku Krajobrazowego. Zanim jednak dotarliśmy do stolicy Borów Tucholskich, zjedliśmy pyszne śniadanko i wypiliśmy równie pyszną kawkę (nie uwierzycie gdzie…) w McDonald’s 🙂 Wreszcie syci znaleźliśmy się na rynku w Tucholi, która położona jest nad Brdą, Hozjanną i Kiczą. Pod względem historycznym miasto znajduje się na Pomorzu Gdańskim. Ciekawostką jest to, że legendarne dwa „nagie miecze”, które Wielki Mistrz Krzyżacki Ulrich von Jungingen podarował pod Grunwaldem Królowi Polskiemu Władysławowi Jagielle pochodziły z Tucholi. Pogoda była wyśmienita zatem nie obyło się bez uwiecznienia takich widoków za pomocą naszego drona. Ehhh… jakże żal było odjeżdżać i zostawiać za sobą te miłe widoczki. Dojechaliśmy do Chełmna, czyli miasta zakochanych…..a tam od XVII wieku przechowywane są relikwie św. Walentego. Dokładnie nie wiadomo kiedy zostały tam umieszczone. Niemniej jednak, za każdym razem, kiedy przejeżdżamy przez Chełmno wchodzimy do Kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i podchodzimy do miejsca, gdzie usytuowane są relikwie patrona zakochanych. W Chełmnie również pamiątka były widoki z drona. I tym samym nasza podróż dobiega powoli końca, jeszcze tyko posiłek w Indian Restaurant w Toruniu i kierunek Płock przez Lipno. W domku odpoczynek po weekendowej moto wyprawie. Było cudownie !

W weekend przejechaliśmy ok. 550 km.

Podsumowanie:

01.03.2024 – 124 km

02.03.2024 – 166 m

03.03.2024 – 257 km

Ciechocinek-Toruń 17-18/02/2024

17/02/2024 Płock-Włocławek-Ciechocinek

Wstaliśmy nieco póżniej, musieliśmy odespać cały tydzień. Zjedliśmy śniadanko, wypiliśmy kawkę. Zaczęliśmy też szukać naszej trasy na moto. Pogoda raczej sprzyja dzisiaj 10 st.C i tylko mżawka, wiatr umiarkowany, a jutro w prognozie 5 st.C, bez deszczu i nawet słonecznie ze słabym wiatrem. Wyskoczyliśmy pozałatwiać jeszcze drobnostki na mieście, czyli oddać książkę do biblioteki, podrzucić Jaśkowi plecak oraz zabrać od Sylwii koszulkę merino i koszulę flanelową. Ruszyliśmy od razu na motorkach i w zasadzie około godziny 13:00 wystartowaliśmy od Sylwii. Po drodze podjechaliśmy jeszcze do MotoExpert na ul. Dworcowej obejrzeć mocowania do telefonów, ale było bardzo dużo ludzi, więc nie czekaliśmy. Ciekawe czy będziemy mieli jeszcze zniżki na zakupy, bo pojawił się nowy sprzedawca i nie wiemy jak to będzie funkcjonowało. Następnie podjechaliśmy jeszcze do mnie, bo nie miałem przeciwdeszczowego zestawu spakowanego. A ode mnie, prosto już ku … naszej przygodzie. Pojechaliśmy najpierw przez Dobrzyń nad Wisłą do Włocławka, a po drodze pojęliśmy decyzję, że rozgrzejemy się i zjemy w pierogarnii koło Wzorcowni. Trochę zmarzliśmy, głownie przez wiatr i wahaliśmy się czy wracać czy jechać dalej. Na miejscu zjedliśmy najpierw pyszny barszcz, który bardzo rozgrzał nasze zmarznięte ciałka, a następnie porcję mix pierogów. Z pełnymi brzuchami i rozgrzani podjęliśmy decyzję, że jedziemy dalej. Zadzwoniliśmy do wybranego wcześniej miejsca na nocleg w Ciechocinku (170 zł za dwie osoby z ręcznikami, podwójnym łóżkiem, aneksem kuchennym – Willa Solan – http://solanhotel.pl ). Dojechaliśmy do miejsca noclegu szybko, gdyż po drodze, już się nie zatrzymywaliśmy. Ciepła herbatka i ruszyliśmy w miasto. Obowiązkowo zaliczyliśmy tężnie, „fonatannę-grzybek”, oraz budynek Poczty Polskiej. Natomiast w drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Biedronkę i zrobiliśmy zakupy na kolację i śniadanie. Wieczorem troszkę pooglądaliśmy filmy na Netflix i poczytaliśmy książki.

Tego dnia przejechaliśmy 125 km.

17/02/2024 Ciechocinek-Toruń-Płock

Wstaliśmy bez napinki na pełnym chillout’cie. Zjedliśmy śniadanko, kawka, poczytaliśmy i około 12:00 ruszyliśmy w dalszą drogę. Opóźniony wyjazd był celowo, gdyż temperatura od rana wynosiła ok.1 st.C na plusie i stwierdziliśmy, że im później wyjedziemy tym będzie cieplej. Zwłaszcza, że się nam nie spieszyło. Pożegnaliśmy się z właścicielką pensjonatu, chwaląc warunki i ruszyliśmy w drogę. Po drodze nie było już czuć zimna, głównie przez słońce, które wyszło zza chmur i całkiem grzało. Grzało to może za dużo powiedziane, ale było naprawdę całkiem znośnie. Do Torunia wjechaliśmy nowym mostem i chwilkę pokręciliśmy się zarówno po mieście jak i po starówce. Zaparkowaliśmy motocykle niedaleko Nowego Rynku i ruszyliśmy na spacer w kierunku Starego Rynku. Zdziwiła nas spotkana tak duża liczba ludzi na ulicach starówki, no ale w końcu pogoda była sprzyjająca spacerom. Podczas przechadzki zastanawialiśmy się, na co mamy ochotę, gdzie wejść i co zjeść. Rozmowa oscylowała pomiędzy naleśnikami a pierogami ale ostatecznie wybraliśmy jedzonko Indyjskie. I nie żałowaliśmy tego! Zamówiliśmy dwie Indian Masala Tea (po 11zł), jedną z mlekiem drugą bez oraz jako dania główne tikka masala chicken bowl (40zł) i karlic chilli paneer bowl (40 zł). Zapytani przez kelnerkę o przyprawy, oczywiście bez zastanowienia wybraliśmy na ostro. Jedzonko, zostało niedługo podane i zaczęliśmy rozkosz dla duszy i ciała. Ochom i achom nie było końca, jedzenie było wyśmienite, tak stwierdziła Sylwia, jako znawczyni kuchni indyjskiej, a ja nie mogłem się z nią nie zgodzić. Bez zwłoki wskoczyliśmy na nasze rumaki i ruszyliśmy w kierunku Lipna, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy i jedyny postój na naszej dzisiejszej trasie powrotnej. Chytry plan zakładał stację ORLEN, gdzie mieliśmy skorzystać z gościnności i poczęstować się gorącą wodą i napić się przygotowanej i zabranej przez nas YerbaMate. Po ogrzaniu się na stacji, postanowiliśmy wypróbować ile ciepła dodatkowego dadzą nam kurtki przeciwdeszczowe i najpierw Sylwia a później ja, je założyliśmy. Zdziwiliśmy się ale naprawdę poprawiły mocno nasz komfort termiczny. Po powrocie do domku, najpierw napiliśmy się ciepłej herbatki (zrobiłem Sylwii na szybko Masala Tea) a następnie poszliśmy odstawić motocykle do garażu, oraz oczyścić i nasmarować łańcuchy. Podczas rozpakowywania bagaży mocno się zdziwiliśmy, gdy zobaczyliśmy że jedno z piw zabranych jeszcze z Ciechocinka zmieniło swoje miejsce z puszki do bagażnika Sylwii. Mój Dziubek był bardzo zdenerwowany, a ja zły bo nie potrafiłem jej pocieszyć. Skarb wystraszył się, że zalał i uszkodził się jej ukochany tablecik, ale na szczęcie głownie ucierpiała tylko książka z biblioteki. Tablet był tylko lekko dotknięty wilgocią, trochę ubrań i właśnie książka przyjęły główny „strzał”. Na szczęście, podjęliśmy akcję ratunkową książki i mamy nadzieję, że skuteczną.

Tego dnia przejechaliśmy łącznie 137,6 km, suma z 2 dni wyniosła 262,6 km (total 8698 km)

Dobrzyń nad Wisłą z Darkiem

Nasze plany na weekend 2-4.II.2024 były baaardzo owocne pod kątem motocyklowym. Pogoda jednak zweryfikowała nasze plany. Piątek po południu mieliśmy w planach wyjechać do Torunia i tam jako miejsce wypadowe miało nam posłużyć do eksploracji okolicy, czyli forty i inne ciekawostki, ale również korzystanie z atrakcji w ramach karty Multisport, czyli baseny, sauny itp. Oczywiście był plan B, który przewidywał wyjazd nie w piątek, a w sobotę, ale całą sobotę mżyło lub padało. Niedziela za to była sucha, troszkę wietrzna i tylko 5 st.C, ale wystarczyło się odpowiednio ubrać. Szybki telefon do przyjaciela, z Darkiem już umawialiśmy się tydzień temu na wypad motocyklowy w ten weekend i nie zawiódł. Spytał tylko za ile i był gotowy na czas. Wraz z Sylwią podjechaliśmy po niego do Sikorza i ruszyliśmy po szybkich ustaleniach planów wycieczki w stronę Dobrzynia nad Wisłą. Ze względu na zachodni wiatr, który był na tyle silny, że odczuwalny – nie jechało się komfortowo. Za to droga powrotna była miodzio, bo z wiatrem. W Dobrzyniu zjechaliśmy do portu nad Wisłą, gdzie wiatr był jeszcze silniejszy i zimniejszy. Stamtąd naszym oczom ukazał się widok krzyża na wzniesieniu. Okazało się, że na Górze Zamkowej wzniesiony został w maju 1926 roku Krzyż. Góra Zamkowa w Dobrzyniu nad Wisłą to miejsce absolutnie niezwykłe, owiane tajemnicami historii, smagane wiatrem, czasem ulewnym deszczem, podmywane wodą. Po utworzeniu w roku 1970 wodami Zalewu Włocławskiego, południowa skarpa Góry Zamkowej opada kilkudziesięciometrowymi urwiskami. Nasz moto-postój nie był długi, kilka fotek i ruszamy w kierunku Murzynowa do baru rybnego SUM. Postój nad Wisłą pomimo, że nie był długi to dał nam się na tyle we znaki, że nie rozgrzaliśmy się przez całą drogę powrotną. Dlatego też po wejściu do ciepłego baru pierwsze kroki skierowaliśmy do kominka ogrzać zmarznięte ręce. Zaraz potem zamówiliśmy gorące zupki, Sylwia rybną a my z Darkiem gulaszowe. Obie zupki były wyborne i szybko nas rozgrzały od środka, ale stwierdziliśmy z Dziubkiem, że jednak gulasz był wyborniejszy 🙂 W Sylwii i we mnie obudziły się rybne łakomczuchy i nie byliśmy w stanie się powstrzymać przed zamówieniem dodatkowo serwowanych tam ryb, którymi to wielokrotnie się zajadaliśmy. Sylwia zamówiła okonia nilowego, a ja pstrąga, oczywiście pełne zestawy z fryteczkami i surówkami. Hmmm…. jak zwykle wyborne jedzonko, że palce lizać, chociaż pstrąg obojgu nam, bardziej smakował. Po wyjściu jechaliśmy jeszcze część drogi wspólnie z Darkiem, aby ostatecznie w Brwilnie nasze drogi się rozeszły. Darek pojechał w stronę Ulaszewa, Kobiernik do Sikorza, a my wróciliśmy do domku.

Czas trwania wycieczki: 2h 32 min
Dystans: 72,5 km

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén