Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Autor: Sylwia Sosińska

Górzno (Wzgórze Ernesta) 305 m n.p.m.

Cóż to były za niezapomniane chwile podczas zdobywania szczytu Górzno tzw. Wzgórze Ernesta…. pogoda była słoneczna. Trasa rozpościerała się przez pole, które wiodło nas wprost na szczyt stanowiący zwyczajny gaik 🙃 niby nic, bo tylko 305 m npm, ale ubaw „po pachy” 😄 wszystko dzięki tak ambitnym wzniesieniom jak Górzno.

Mały Szlak Beskidzki

Spontanicznie, ale z małymi przygotowaniami doszło do skutku. Przeszliśmy Mały Szlak Beskidzki w 5 dni, ale zmieściliśmy się w 4 dobach. Wyruszyliśmy w niedzielę wieczorem (12 czerwca 2022), aby w nocy przenocować pod namiotem w Pcimiu. Następnie w poniedziałek (13 czerwca) ruszyliśmy na dworzec PKP w Rabce Zdroju, zostawiając samochód (za przyzwoleniem) na kościelnym parkingu nieopodal stacji. Nasz cel to Bielsko Biała, ale aby dojechać mieliśmy 3 przesiadki. Najpierw dotarliśmy busem PKP (jako środkiem transportu zastępczym z uwagi na remonty torów) do Suchej Beskidzkiej gdzie wskoczyliśmy już w pociąg. Następna przesiadka w Kalwarii Zembrzydowskiej w kolejny pociąg, który dowiózł już nas na sam dworzec główny PKP Bielsko Biała. Z dworca autobusem komunikacji miejskiej nr 11 dojechaliśmy do dzielnicy Straconka, skąd zaczyna się Mały Szlak Beskidzki. Słoneczna pogoda zmieniła się w momencie wejścia na szlak o godzinie 14:36 w dżdżysto-deszczową.

Podsumowanie: poniedziałek 13 czerwca – dystans: 19,2 km, czas: 5:43h

Pierwsze kilometry nawet nie były ciężkie – zdobyliśmy szczyt Gałki 816 m n.p.m. oraz Groniczki 833 m n.p.m., lecz w momencie kiedy deszcz rozpadał się na dobre a Schronisko na Hrobaczej Łące na wysokości 828 m n.p.m. okazało się jeszcze zamknięte (otwarcie miało nastąpić 15 czerwca) nasza motywacja mocno spadła 🙁 Na szczęście mieliśmy na wyposażeniu kuchenkę turystyczną i kiedy skończyły się opady przygotowaliśmy i spożyliśmy ciepłą zupkę, która dodała nam motywacji i chęci do dalszej podróży. Na Hrobaczej Łące zrobiliśmy sobie również pamiątkowe zdjęcie na tle krzyża i powędrowaliśmy wprost na Bujakowski Groń (749 m n.p.m.), a następnie w kierunku Jeziora Międzybrodzkiego. Przekroczyliśmy zaporę w Żarnówce Małej i w przelotnych opadach udało nam się wejść na górę Żar (761 m n.p.m.) usytuowaną nad Międzybrodziem Żywieckim, gdzie mokrzy i wychłodzeni postanowiliśmy przenocować. Od 1936 r. działa tutaj Górska Szkoła Szybowcowa „Żar”, która jest uważana za kolebkę polskiego szybownictwa. Szkoła ta zaproponowała przeniesienie starego taboru, który do tej pory woził turystów na Gubałówkę, właśnie na Górę Żar oraz wybudowanie obok trasy narciarskiej. Zatem, kolej linowo-terenowa na górę Żar powstała na torach dawnego wyciągu szybowcowego. Nasz namiot rozbiliśmy na parkingu dla samochodów pod szczytem góry. Na kolację zjedliśmy zalany gorącą wodą liofilizat kurczaka z ryżem 🙂 A w nocy podsłuchiwaliśmy jak jeleń skrada się do naszego namiotu 🙂

Kolejny dzień (wtorek 14 czerwca) przywitał nas przebijającym się przez chmury słońcem. Szybko się spakowaliśmy. Po drodze minęliśmy zbiornik Elektrowni Szczytowo-Pompowej Porąbka Żar. Po dwóch kilometrach na szczycie Kiczera (827 m n.p.m.) w pełnym już słońcu zatrzymaliśmy na śniadanko oraz wysuszenie przemoczonych rzeczy. Nie omieszkam w tym miejsce wspomnieć, że turyści przed nami zostawili na szczycie upieczone kiełbaski, co sprawiło nam ogromną radość 🙂 Rozpościerające się przepiękne widoki gór skopanych w słońcu dodawała tylko apetytu przed kolejnymi zmaganiami zaplanowanymi na ten dzień. Przez Przełęcz Isepnicką (693 m n.p.pm.) dotarliśmy do Przysłopu Cisowego na wysokość 795 m n.p.m., a następnie do Ruin Szałasu Kamiennego. W końcu wspięliśmy się na 879 m n.p.m., na której panoramę gór zafundował nam szczyt Kocierz. Całą drogę pomiędzy Kocierzą a Beskid byliśmy bardzo spragnieni. Nie mieliśmy możliwości poboru ani zakupu wody do picia. Próbowaliśmy pobrać wodę ze strumyka, który wyraźnie zaznaczony był na mapie. Okazało się jednak, że strumyk jest suchy. Wolnym krokiem kierowaliśmy się do Zajazdu pod Kocierską 756 m n.p.m., krokiem tak wolnym…, że postanowiliśmy pochillaoutować na przydrożnej ławeczce z przepięknym widokiem na górskie krajobrazy. Do zajazdu wstąpiliśmy na pyszną zupkę, która dodała nam siły i energii na pokonywanie kolejnych trudności. Długo to nie trwało, gdyż plecaki stawały się coraz cięższe, a słoneczna pogoda tylko pomagała odczuć zmęczenie. Niemniej jednak weszliśmy na Kiczorę (756 m n.p.m.),a następnie na Potrójną (884 m n.p.m.), gdzie definitywnie potrzebowaliśmy skorzystać z drzemki. Kiedy Patuś odpoczywał, ja tańczyłam dla gór szczęśliwa i przepełniona górską energią. Okazało się, że tuż obok Potrójnej znajduje się Chatka na Potrójnej u Ani i Tomka. I to był cel sam w sobie 🙂 od razu ruszyliśmy w tym kierunku skosztować pysznej kawki. Odpoczynki były coraz częstsze i wydawałoby się, że mało efektywne. Dotarliśmy do Przełęczy Zakocierskiej (779 m n.p.m.) skąd celowo zeszliśmy ze szklaku czerwonego, aby móc skosztować kolejnego chill outu 🙂 w Chacie pod Potrójną. Tam to się dopiero działo….niesamowity klimat, niczym w Chacie na Lasku. Gospodarz zaoferował pyszne ciasto, lody i…..sok z gumi jagód 😉 tak dobrego eliksiru na poprawę humoru i wzrost mocy – nie piliśmy. Degustacja była wyśmienita…finalnie dokonaliśmy zakupu małego co nieco na wypadek W. Z chaty nasz drogowskaz pokazywał Przełęcz na Przykrej (757 m n.p.m.), która w rzeczywistości nie okazała się przykra, a jedynie stanowiła element wyciągu Czarny Groń. W takim duchu dotarliśmy na Łamaną Skałę (929 m n.p.m.) i Madohorę (z uwagi na nazwę szczyt należy do naszych ulubionych). Następnie przez Skrzyżowanie pod Smrekowicką (901 m n.p.m.) doszliśmy szczyt o nazwie Na Beskidzie (863 m n.p.m.) i Leskowiec (922 m n.p.m.). Tak przy okazji, to warto zauważyć, że każde schronisko jest nasze… 🙂 Schronisko pod Leskowcem również. W tym oto miejscu skosztowaliśmy pyszniutkich naleśników (były słodkie co dobrze nam zrobiło) i szarlotki mniam… 😉 potem tak szliśmy i szliśmy i szliśmy… aż dotarliśmy do miejscowości Krzeszów w nadziei, że znajdziemy pole namiotowe. Ku naszemu zdziwieniu nie było ani miejsca pod namiot ani kwatery do wynajęcia…po prostu w tej miejscowości nie było możliwości jakiegokolwiek noclegu. My bardzo zmęczeni w perspektywie żadnej szansy na kawałek podłogi rozpoczęliśmy poszukiwania noclegu nawet w sklepie spożywczym. Spotkaliśmy mężczyznę, który w sumie zaoferował nam miejsce na trawniku :-), ale…..jego żona się nie zgodziła 🙁 No cóż, robiło się już bardzo późno i stwierdziliśmy, że ksiądz to chyba nam nie odmówi. I mieliśmy rację. Ksiądz pozwolił nam przenocować na plebani w części nieużytkowanej. Śpiwory rozłożyliśmy na podłodze i tak przespaliśmy noc.

Podsumowanie: wtorek 14 czerwca – dystans: 33,7 km, czas: 9:40h

Następnego dnia (15 czerwca środa) z plebani ruszyliśmy wprost na Kozie Skały, a następnie na Żurawnicę o wysokości 724 m n.p.m., Gołuszkową Górę (715 m n.p.m.) przez rzekę Skawę do miejscowości Zembrzyce, gdzie zjedliśmy gorący posiłek i pyszne lody. Dalej znów na szlaku i przemierzając leśne ścieżki znaleźliśmy się na szczycie Chełm (603 m n.p.m.) z figurką Onufrego. Tam spoczęliśmy na ławeczce celem odpoczynku. Spotkaliśmy w tym miejscu dwóch mężczyzn, którzy później….ale to w następnym akapicie 🙂 Zeszliśmy do wsi Palcza i tam dzięki uprzejmości gospodyni otrzymaliśmy po dzbanku wody zasilając swoje bukłaki. Tak ukontentowani weszliśmy na Chełm Wschodni (565 m n.p.m.), a następnie na Babicę Zachodnią (633 m n.p.m.). Kolejny przystanek na odpoczynek, a tu znów ci sami mężczyźni…śledzą nas? 🙂 przywitaliśmy się ponownie i ruszyliśmy w kierunku Babicy na wysokość 727 m n.p.m. Dwóch nieznajomych dreptało nam cały czas po przysłowiowych piętach. Na szczycie poprosiliśmy, aby zrobili nam pamiątkowe zdjęcie i udaliśmy się w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Robiło się ciemno i po drodze ujrzeliśmy nowo pobudowaną drewnianą wiatę tuż obok Kapliczki Św. Huberta w Paśmie Babicy. Wiedzieliśmy, że tu chcemy spędzić noc. Nim się obejrzeliśmy dołączyli do nas Marcin i Bogdan pochodzący ze Śląska. Oni również postanowili przenocować pod wiatą. Zrobiliśmy pyszną kolację i wspólnie spędziliśmy miło czas.

Podsumowanie: środa 15 czerwca – dystans: 34,2 km, czas: ok. 10h

Następnego 4-go dnia (16 czerwca czwartek) pojawiliśmy się na Sularzowej 602 m n.p.m. i Górze Plebańskiej 496 m n.p.m. Potem zmierzamy do Myślenic. Wiedzie tam długa droga… Kiedy dotarliśmy do Myślenic od razu wstąpiliśmy na kawkę i lody. W sklepie spożywczym natomiast zrobiliśmy zaopatrzenie na dalszą drogę. Wyszliśmy z zabudowań i znowu na szlak tym razem osiągając szczyt Śliwnik (619 m n.p.m.) oraz Działek (600 m n.p.m.), aż dotarliśmy do Schroniska na Kudłaczach. Było fantastycznie: odpoczynek, dobry posiłek i świetna atmosfera. Kiedy wychodziliśmy ze schroniska po drodze spotkaliśmy wchodzących doń Marcina i Bogdana. Tak! Tych samych, z którymi naprzemiennie się wyprzedamy 🙂 na szlaku. Po kilku chwilach rozmowy stwierdziliśmy, że byłoby super, gdybyśmy razem dotarli tego samego dnia do Kasiny Wielkiej i przenocowali w tym samym miejscu. Koledzy od razu zgodzili się i tak oto zawarliśmy umowę ustną 🙂 na kolejne 10 km pieszo wprost do Kasiny Wielkiej. Na piętach miałam już bardzo bolące pęcherze na piętach. I tak udaliśmy przez Łysinę (891 m n.p.m.) na Lubomir (904 m n.p.m), gdzie pogoda nie zaczęła rozpieszczać. Mianowicie zmuszeni byliśmy założyć kurtki/płaszcze przeciwdeszczowe i w tym momencie rozpoczęła się walka z ulewą i dwiema burzami po drodze, aż w końcu dotarliśmy do bacówki na Wierzbanowskiej Górze (778 m n.p.m.). Gospodarz przywitał nas miło. W bacówce już kilka osób suszyło ubrania. My odpoczęliśmy chwilkę, nakręciliśmy filmik i potwierdziliśmy nocleg w Kasinie Wielkiej. W tak okropną pogodę gospodarz zaoferował nam swoją pomoc w postaci wyjechania po nas co wiązało się ze skróceniem szklaku o kilka km. W rozmowie telefonicznej zaznaczyliśmy, że nasi koledzy również skorzystają z noclegu. Opcja była dobra i w sumie skorzystalibyśmy z pomocy gospodarza, ale usłyszeliśmy Marcin i Bogda są już na miejscu. Jak to możliwe? Przecież my też idziemy równym krokiem, skąd zatem takie tempo z ich strony? 🙂 Okazało się, że panowie skorzystali z podwózki przypadkowego turysty za Lubomira. To dopiero news ?! W obliczu tego co usłyszeliśmy, zrezygnowaliśmy z pomocy gospodarza i ruszyliśmy dalej. Robiło się ciemno…szliśmy twardo planując po drodze rozliczenie kolegów z nieuczciwego przejścia 😉 Przeszliśmy przez szczyt Szklarnia (586 m n.p.m.) i Dzielec (649 m n.p.m.) i zeszliśmy na nocleg do Kasiny Wielkiej. A tam…Co tam się działo…? Koledzy zawstydzeni zreflektowali się oferując dobry trunek sprzyjający integracji 🙂 do tej pory jesteśmy z nimi w kontakcie 🙂

Podsumowanie: czwartek 16 czerwca – dystans: 40,3 km, czas: 10:20h

Ostatni dzień naszej wielkiej małej wyprawy – piątek 17 czerwca. Dzień rozpoczęliśmy od śniadania. Marcin i Bogdan ruszyli przed nami 30 min wcześniej z powodu szybkiego powrotu do domu pociągiem. My spacerkiem wędrowaliśmy w kierunku szczytu Lubogoszcz. Nie uwierzycie.. po drodze spotkaliśmy naszych kolegów ze Śląska 🙂 tym razem my przodowaliśmy… weszliśmy na 968 m n.p.m. następnie zeszliśmy nieznacznie poniżej na 953 m n.p.m. Lubogoszcz Zachodni schodząc do miejscowości Mszana Dolna i delektując się smacznym kebabem w pobliskiej knajpce. Pogoda była wyśmienita, po prostu słoneczna – tak jak lubimy 🙂 Po drodze przeszliśmy przez Złote Wierchy (536 m n.p.m.) oraz Przełęcz Glisne. Ostatnie podejście to Luboń Wielki na wysokości 1022 m n.p.m. Łatwo nie było, dość stromo, od tej strony wchodziliśmy pierwszy raz. Byliśmy zaskoczeni wymagającą końcówką szlaku MSB. Przeszczęśliwi weszliśmy na szczyt i udokumentowaliśmy zdobycie czerwonej kropki kończącej szlak czerwony. Odpoczęliśmy w schronisku na szczycie i postanowiliśmy zejść jak najkrótszym szklakiem, bo zielonym do Rabki Zdrój, gdzie czekało na nas autko. Ten szlak wcale nie okazał się najkrótszy a jedynie przedłużyliśmy naszą wyprawę o kilka kolejnych km 🙂 Moje pięty były już w tak opłakanym stanie, że szłam kulejąc. W Rabce Zdrój zostałam na pobliskim przystanku z oboma plecakami. Patuś w tym czasie, równie zmęczony po całym dniu, pobiegł ok. 1 km do samochodu i przyjechał po swoją Oscypkową Górską Foczkę :-). Wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Cóż to była za przygoda!!! Długo nie mogliśmy wbić się w rzeczywistość, jaka czekała nas w Płocku 🙂

Podsumowanie: piątek 17 czerwca – dystans: 23 km, czas: 6:20h

MSB – 13.06.2022 do 17.06.2022:
  1. przeszliśmy w 4 doby
  2. pokonaliśmy w sumie 150 km na szlaku
  3. suma podejść na MSB wynosiła 5550 m
  4. suma zejść na MSB wynosiła 4966 m

Świnica 2301 m n.p.m.

Nareszcie! Mamy ją wreszcie 😉 naszą wisienkę na torcie Diamentu Polskich Gór… Świnica – nasza długo z utęsknieniem wyczekiwana góra, o ktorej zdobyciu dużo czytaliśmy, oglądaliśmy filmiki na youtube. Bezpieczeństwo przede wszystkim.. dobrze usprzętowieni w liny, czekany, raki nawet raczki, a także kaski 3 czerwca 2022 osiągnęliśmy 2301 m n.p.m.  O godz. 7.00 rano właścicielka Villa Cisza Leśna zawiozła nas pod Kuźnice. O godz. 8.00 rano byliśmy już na Kasprowym Wierchu (1987m n.p.m.) ponieważ wjechaliśmy kolejką. Plan był bardzo ambitny tego dnia stąd taka decyzja. Mianowicie, zdobycie Świnicy od Kasprowego Wierchu a następnie powrót malowniczym szlakiem przez Czerwone Wierchy zahaczając przy okazji 😉 o Giewont w kierunku Villa Cisza Leśna w Kościelisku, gdzie nocowaliśmy. Atak szczytowy hmmm… łatwo nie było… w końcu to 750 m przewyższeń 🙂 Ponad Świnicką Przełęczą leżał śnieg, znoje i trudy byly rownież odczuwalne podczas wspinaczki (ślisko, stromo, niebezpiecznie) dlatego korzystaliśmy z łańcuchów i dodatkowo wpinaliśmy lonże, czekany były również pomocne 🙂  niemniej jednak udało się 😉
Hurraa…jesteśmy przeszczęśliwi.. :-*
Aha..prawie mi umknęło… w drodze na szczyt pomiędzy Liliowe a Świnicką Przełeczą spotkaliśmy kilka pięknych kozic. Byliśmy zaskoczeni, że one nie nie uciekały, tymbardziej, że byliśmy baaardzo blisko. Patryk zrobił im nawet fantastyczną sesję zdjęciową.
W drodze powrotnej Patryka zaczęły boleć kolana, głowa i plecy. Faktycznie dzień był bardzo słoneczny, a na wysokości ponad 2300 m n.p.m. temperatura była niezwykle odczuwalna. Z uwagi na nasz dyskomfort zmodyfikowaliśmy drogę powrotną, z Liliowe odbiliśmy na Murowaniec, gdzie zjedlismy pyszny obiadek i odpoczęliśmy. Następnie ze schroniska ruszyliśmy do Kuźnic przez Boczań. Szlak urokliwy niesamowicie przedstawił nam Giewont z zupełnie innej perspektywy.
Ukontentowani wróciliśmy busem z Zakopanego do miejsca noclegu Kiry 58a w Kościelisku (tel. 606112663).

Główny Szlak Świętokrzyski

W końcu się udało … po snuciu planów i przygotowań nadszedł ten wiekopomny dzień i ruszyliśmy na naszą pierwszą długodystansówkę.

Trasę pokonaliśmy w 3 doby ale podzieliliśmy na 4 etapy.

Etap I – piątek 29.IV.2022

Piątek…tygodnia koniec i początek weekendu 😉 szybciutko po pracy spakowani obraliśmy kierunek -> Kuźniaki. Dlaczego? Właśnie tam zostawiliśmy samochód w jednym z domostw, również tam czekał na nas Tomek (tel. 537394300), który zawiózł nas na początek szlaku GSŚ, czyli do Gołoszyc. Głęboki oddech, zdjęcia pamiątkowe na start i ruszyliśmy na pieszą wędrówkę słynnym szlakiem świętokrzyskim. Cieszyliśmy się jak dzieci spełniając swoje marzenia…

Wędrówkę szlakiem umilał nam śpiew ptaków i świecące słoneczko, ale Moje Słoneczko 🙂 świeci najmocniej. Pierwszego dnia pokonaliśmy 16 km przy założeniu 20 km. Taki stan spowodowany był mocno błotnymi warunkami na szlaku jak również szybkim awansem na szerpów 🙂 W kolejności zdobyliśmy szczyt Truskolaska 448 m n.p.m. oraz Wesołówkę o wysokości 469 m n.p.m. zbliżając się do Przełęczy Kaczmarskiej. Nagle zrobiło się ciemno. Wolnym krokiem mijając szczyt Chocimowska 521 m n.p.m., dotarliśmy na Szczytniak o wysokości 554 m n.p.m., gdzie zdecydowaliśmy się rozbić nasz namiot. Po trudach i znojach wreszcie pora na odpoczynek. Patryk wybrał cudowne miejsce na nocleg…dywan prześlicznych kwiatków. Zmęczeni, ale szczęśliwi zasypialiśmy owiani szalem leśnego szumu drzew…. nocną atrakcją okazało się szczekanie lisa… to było niesamowite przeżycie.

Etap II – sobota 30.IV.2022

Pobudka…pierwsze promienie słońca, głowy z namiotu…Wow, a tam widok kwiecistej polanki za dnia. Taka randka na szlaku 😉 sama sobie zazdroszczę 🙂 Spakowani… hurra! i znowu na szlaku GSŚ. Po trasie pora na śniadanko i dalej w drogę, hej przygodo 🙂 Szczyt Jeleniowska 533 m n.p.m zdobyty! 😉 Piękne, malownicze tereny świętokrzyskie wiodły nas również przez miejscowość Paprocice. Takie cudowne klimaty, że nie zdążyliśmy się obejrzeć a już byliśmy na Kobylej Górze 399 m n.p.m. dalej zmierzając do miejscowości Trzcianka, a następnie mijając po drodze zbocze Chełmca 456m n.p.m. Zapatrzeni w siebie obcując z naturą i podziwiając jej uroki, znaleźliśmy się nagle pod Klasztorem Św. Krzyża na Łysej Górze. Podobno niegdyś czarownice odprawiały tu sabat. Pod klasztorem nie sabat a odpoczynek, kawka, grzane winko i nie tylko….musiały być lody dla ochłody 🙂 ważna sprawa również woda, którą musieliśmy uzupełnić. Udało się w budce z lodami 🙂 Korzystając z okazji a w poszukiwaniu pieczątki – nieśmiało zaczęliśmy przemieszczać się korytarzami klasztoru…co ciekawe znajdują się w nim liczne krypty, ale ich zwiedzanie zostawiamy na wycieczkę z dziećmi. Ukontentowani ruszyliśmy dalej, na szczyt Łysej Góry 594 m n.p.m. z gołoborzem (bilet wstępu obowiązkowy by ujrzeć cud natury, my poszliśmy dalej). Dopiero co odpoczywaliśmy, a już ciężar plecaków dał się nam we znaki. Znużenie, gorąco, a tu końca nie widać 🙁 dotarliśmy do Huty Szklanej po drodze mijając elementy Pomnika Katyńskiego Trzech Krzyży. Niebawem w zasięgu wzroku karczma 🙂 STOP na obiadek, piwko i drzemkę 😉 Podczas drogi zanim weszliśmy z powrotem do lasu, spotkaliśmy Duszka Świętokrzyskiego. Krótka wymiana zdań w zakresie ubrań sportowych i przygotowania na szlak GSŚ okazała się owocną znajomością do tej pory 🙂 Od tej pory wędrowaliśmy już w zespole 3-osobowym. Dotarliśmy do Przełęczy Huckiej, potem przebrnęliśmy przez miejscowość Podlesie, aż do miejscowości Kakonin. Stąd już prosta droga na Łysicę, ale zanim atak szczytowy 🙂 najpierw Przełęcz Św. Mikołaja 542 m n.p.m. i oczywiście Skała Agaty 614 m n.p.m., która jest wyższa od Łysicy 613 m n.p.m. A tu na szczycie…hmmm…zawsze się zastanawiam, co ludzie widzą w tych krzyżach. Miejsca z tym symbolem są wyjątkowo oblegane, ciężko nawet zrobić sobie zdjęcie 😉 Dalej w drogę czas, przygoda czeka na nas 😉 spokojnie schodząc ze szczytu zatrzymaliśmy się przy źródełku by napełnić bukłaki…głodni, zmęczeni dotarliśmy do Klasztoru Św. Katarzyny rozglądając się za miejscem, gdzie można rozbić namiot. Niestety ku naszemu zdziwieniu takowego nie było… ;-( zatem musieliśmy iść dalej i dalej i szliśmy coraz wolniej, ale z mega humorem pod pachą 😉 Duszek Świętokrzyski wiedział, że na Wymyślonej można spokojnie rozbić namiot, aleeeee….to było aż 5 km przed nami.. Tyle siły już nie mieliśmy, plecaki nie pomagały… W trakcie wędrówki przypomnieliśmy sobie, że szlak czerwony przebiega tuż obok miejsca w Krajnie Pierwszym, gdzie spędziliśmy noc zdobywając inne szczyty górskie z KGP. Pamiętamy…że tam była sauna i grota solna…wooow…od razu telefony w ruch i akcja 🙂 oczywiście namawialiśmy naszego kompana by udał się z nami, ale chciał osiągnąć swój cel Wymyślona i tam zmierzał. Umownie spotykamy się na szlaku jak nie będzie pędził 🙂 ha ha ha a my na tarasie widokowym spożywamy kolacyjkę w postaci podsuszanej kiełbaski 🙂 cały czas obserwując piękne okolice Krajna. Gospodarz „Noclegi u Banysia” (tel. 697200960) był niezwykle miły i mogliśmy rozbić namiot na posesji mimo oblężenia wczasowiczów w ramach weekendu czerwcowego 🙂 Oczywiście skorzystaliśmy z utęsknionej sauny delektując się każdą minutką, spędziliśmy tam chyba 2h. Finalnie po tak ciężkim dniu powiedzieliśmy sobie Dobranoc :-*

Etap III – niedziela 01.V.2022

Pobudka: Dzień Trzeci… ten etap rozpoczęliśmy od rozpakowywania naszych plecaków, HA HA 🙂 bo my już wiemy, że plecaki są zbyt ciężkie, a nasze plecy delikatne 🙂 Mieliśmy chytry plan… zbędne rzeczy zostawiliśmy u gospodarza Noclegi u Banysia z zamiarem podjechania po nie autkiem w drodze powrotnej do domku 😉

Etap IV – poniedziałek 02.V.2022

Orlica 1084 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Naszą wyprawę rozpoczęliśmy z parkingu, nieopodal pensjonatu Przystanek Alaska w Dusznikach Zdrój od strony Kudowy Zdrój. Trudno nie zauważyć po stronie parkingu takiej atrakcji jak Kamień Rubartscha. Heinrich Rubartsch był propagatorem aktywnego wypoczynku i prekursorem turystyki, a także narciarstwa w okolicach Orlicy i Zieleńca. Nazywano go Liczyrzepą z Orlicy z powodu wyglądu i sympatii jaką był darzony. Zatem, gdzie jest ośrodek sportów zimowych Zieleniec to pewnie każdy wie, ale już nie każdy wie, że leży właśnie na zboczu góry Orlica. W 1882 r. Heinrich Rubartsch wybudował na szczycie Orlicy 16-metrową drewnianą wieżę widokową, obok której postawił małą gospodę, której fundamenty widoczne są do dnia dzisiejszego. 1-godzinna droga szlakiem zielonym na Orlicę nie jest wymagająca, a jedynie sprawiająca czystą przyjemność z jej pokonywania. Późna jesień w drodze na Orlicę sprawiła, że przenieśliśmy się w krainę, gdzie liście tańczą na wietrze a Duch Gór klaszcze z zachwytu nad swoim dziełem 🙂 Orlica to szczyt graniczny. Wierzchołek góry leży po stronie czeskiej zaledwie 25 metrów od granicy w kierunku zachodnim. Ciekawą atrakcją na szczycie był również obelisk z 2012 roku, który upamiętniał wejście m.in. cesarza Józefa II (wejście w 1779 r.), Quincy Adamsa (późniejszego prezydenta USA, wejście w 1800 r.) oraz Fryderyka Chopina (wejście w 1826 r.).
Podczas naszego „szczytowania” na wierzchołku góry w trakcie budowy była drewniana wieża widokowa. Zapowiada się naprawdę imponująco dlatego nie możemy doczekać się kolejnego wejścia na Orlicę, aby nacieszyć oczy rozpościerającymi się z niej widokami. Droga na szczyt i z powrotem wynosiła ponad 4 km w fantastycznej scenerii górskiej.

Strona 2 z 2

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén