Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Kategoria: Sudecki Włóczykij

Włodzicka Góra 758 m n.p.m.

Szczyt zdobyty już co prawda po nocy ale ostatni podczas naszego ferjowego wyjazdu. Pomimo trudów i znojów zdobyliśmy go we wspaniałych nastrojach a na dole była jeszcze siła na śnieżne harce. Chłopcy mieli mokre całe ubrania i trzeba było ich przebierać bo przed nami długa do domu ale warto było dla tych uśmiechów i ich szczęścia.

Grodziec (Grodczyn) 803 m n.p.m.

Urokliwy szczyt z dala od tłumów. Takie szlaki cenimy sobie najbardziej. Piękne i urokliwe bez tłumów i rozpychania się łokciami. Dzięki małemu zainteresowaniu trzeba było przebijać się przez śniegowe zaspy. Nie wyobrażam sobie bez rakiet śnieżnych. Daliśmy radę, a zwłaszcza podziw dla chłopców, który dzielnie brnęli bez narzekania. W Miłoszu nawet przejawiła się chęć wsparcia i pomocy w trudnych warunkach … budzi szacunek.

Jański Wierch 697 m n.p.m.

Szczyt położony na styku granicy Polsko-Czeskiej z uroczymi skałami pod drodze na szczyt i zachwycającymi widokami.

Róg 715 m n.p.m.

Bajeczne pełne uroku podejście w zimowej scenerii z pięknymi widokami. Z mojej wiedzy, w lasach raczej kotki nie biegają dziko więc znaleziony przez nas ślady raczej należały do rysia.

Trójgarb 778 m n.p.m.

Dojechaliśmy pod szczyt późno w nocy a że początek pandemii więc spanko w samochodzie. Zaparkowaliśmy na pustym parkingu i zmęczeni położyliśmy się szybko spać, natomiast rano, kiedy wstaliśmy pomimo wczesnej pory cały parking był już prawie zastawiony. Podejście w śniegu i kawałkami mocno oblodzone ale jak zwykle warto było bo nacieszyliśmy oczy i dusze pięknymi widokami z wieży widokowej.

Okole 718 m n.p.m.

Okole (714 m n.p.m.) to jeden z tych szczytów, które długo czekały na swoją kolej – brak dogodnego terminu, napięty grafik i coraz krótsze dni nie sprzyjały wyprawie. Aż w końcu – między jednymi a drugimi obowiązkami – zapadła szybka decyzja: jedziemy. Pogoda grudniowa, a co za tym idzie dzień krótki – oczywiste było, że będziemy zdobywać ten szczyt po zmroku.
Brak widoków? Nie przeszkadza nam to ani trochę. Po nocnym wejściu na Łysicę jesteśmy już „zgrani z czołówką”, a góry bez dziennego tła zyskują coś, czego nie da się zobaczyć w świetle dnia – głębię, ciszę i dreszcz przygody.
Wyruszamy z miejscowości Chrośnica, niebieskim szlakiem, który łagodnie prowadzi przez las. Po około 1,5 km docieramy na niewielką polanę owianą lekką mgłą – światła czołówek odbijają się od pary unoszącej się nad ziemią, tworząc niesamowity klimat – jak z filmu o zjawach.
Szlak na Okole poprowadzony jest nieco okrężnie, ale z uwagi na późną porę decydujemy się na skrót – odbicie w żółty szlak, który po ok. 300 metrach łączy się z niebieskim od przeciwnej strony. Tym sposobem obchodzimy szczyt i atakujemy go z drugiego podejścia.

Na szczycie – ciemność, lekki mróz i triumf. Dzięki czołówkom bez problemu znajdujemy charakterystyczną żółtą tabliczkę PTTK Legnica i robimy obowiązkowe zdjęcie dokumentujące zdobycie wierzchołka do Diademu Gór Polski. Wokół panuje głęboka cisza – tylko nasze oddechy i odgłosy kroków na szlaku.
Choć dawniej na Okolu znajdowały się pozostałości drewnianej wieży widokowej, dziś jest to szczyt raczej symboliczny niż widokowy – ale i tak cenny dla każdego kolekcjonera szczytów. Nazwa „Okole” pochodzi prawdopodobnie od okrążającego stoki potoku lub od dawnego sposobu pozyskiwania drewna metodą „na okół”.
Zmęczenie i chłód zaczynają dawać się we znaki, więc nie zwlekamy z zejściem. Jeszcze tylko szybka kontrola szlaku, mocniejsze zaciśnięcie pasa plecaka i ruszamy w dół. Przed nami jeszcze kilka kilometrów nocnej drogi – i kolejne cele na tę samą noc.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 718 m n.p.m.
Pasmo: Góry Kaczawskie (Sudety Zachodnie)
Szlak: pętla z Chrośnicy (niebieski + żółty, skrót)
Długość trasy: ok. 4 km
Czas przejścia: ok. 1-1,5 godziny
Trudność: łatwa

Warto zabrać na nocną wędrówkę:
Latarki czołowe z zapasowymi bateriami, zwłaszcza na nocne przejście
Ciepłą, oddychającą odzież
Mapa offline lub aplikacja z GPS
Wodę i przekąski

Okole nocą to przygoda inna niż wszystkie – bez tłumów, bez widoków, ale z mgłą, lasem i ciemnością, które tworzą niezapomniany klimat. Kolejny szczyt zdobyty, kolejne wspomnienie dopisane do naszej górskiej kroniki.

Orlica 1084 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Naszą wyprawę rozpoczęliśmy z parkingu, nieopodal pensjonatu Przystanek Alaska w Dusznikach Zdrój od strony Kudowy Zdrój. Trudno nie zauważyć po stronie parkingu takiej atrakcji jak Kamień Rubartscha. Heinrich Rubartsch był propagatorem aktywnego wypoczynku i prekursorem turystyki, a także narciarstwa w okolicach Orlicy i Zieleńca. Nazywano go Liczyrzepą z Orlicy z powodu wyglądu i sympatii jaką był darzony. Zatem, gdzie jest ośrodek sportów zimowych Zieleniec to pewnie każdy wie, ale już nie każdy wie, że leży właśnie na zboczu góry Orlica. W 1882 r. Heinrich Rubartsch wybudował na szczycie Orlicy 16-metrową drewnianą wieżę widokową, obok której postawił małą gospodę, której fundamenty widoczne są do dnia dzisiejszego. 1-godzinna droga szlakiem zielonym na Orlicę nie jest wymagająca, a jedynie sprawiająca czystą przyjemność z jej pokonywania. Późna jesień w drodze na Orlicę sprawiła, że przenieśliśmy się w krainę, gdzie liście tańczą na wietrze a Duch Gór klaszcze z zachwytu nad swoim dziełem 🙂 Orlica to szczyt graniczny. Wierzchołek góry leży po stronie czeskiej zaledwie 25 metrów od granicy w kierunku zachodnim. Ciekawą atrakcją na szczycie był również obelisk z 2012 roku, który upamiętniał wejście m.in. cesarza Józefa II (wejście w 1779 r.), Quincy Adamsa (późniejszego prezydenta USA, wejście w 1800 r.) oraz Fryderyka Chopina (wejście w 1826 r.).
Podczas naszego „szczytowania” na wierzchołku góry w trakcie budowy była drewniana wieża widokowa. Zapowiada się naprawdę imponująco dlatego nie możemy doczekać się kolejnego wejścia na Orlicę, aby nacieszyć oczy rozpościerającymi się z niej widokami. Droga na szczyt i z powrotem wynosiła ponad 4 km w fantastycznej scenerii górskiej.

Biskupia Kopa 891 m n.p.m.

Kolejny nasz szczyt z KGP (dla nas trzeci a pierwszy Miłosza). Ruszyliśmy w drogę zaraz po pracy i odebraniu Miłosza ze szkoły aby jeszcze w piątek zrobić ten szczyt, który znajduje się w pewnej odległości od innych. Na ten weekend zaplanowaliśmy aż cztery szczyty, oprócz Biskupiej Kopy chcemy jeszcze zdobyć Śnieżnik, Rudawiec i Kowadło. Bardzo cieszę się na ten wyjazd bo będzie okazja spróbować zaszczepić w Miłoszu pasję do gór. Czytaliśmy, że na szczycie może być problem z pieczątką dlatego postanawiamy ją zdobyć na dole we wskazanych miejscach na stronie KGP. Trochę musimy nadrobić i krążyć, a do tego walka z czasem, bo zależy nam bardzo na wejściu na szczyt jeszcze za widoku. Udaje się nam we wskazanej knajpie zdobyć pieczątkę a samo podejście postanawiamy zrobić od strony czeskiej ze względu na łatwość i krótkie podejście. Parkujemy przy drodze na ogólnym parkingu i szybkim krokiem udajemy się w kierunku szczytu. Okazuje się, że organizacyjnie nieźle się wyrobiliśmy bo punkt z pamiątkami po czeskiej stronie szczytu jest jeszcze czynny i udaje nam się uzyskać piękną pieczątkę do naszych książeczek.  Obowiązkowo cykamy zdjęcie na tle wieży widokowej, która jest charakterystyczna dla tego szczytu, jednak sama wieża jest już zamknięta. Nie mniej udaje się nam podziwiać z samego szczytu majestatyczny zachód słońca. W ostatnich promieniach słońca ruszamy szybko do samochodu aby po ciemku nie chodzić po górach. Sylwia ma trochę pietra w momencie kiedy się ściemnia a Miłosz to wykorzystuje i straszy ją wilkami. Do auta docieramy już po zmroku ale za to cało i szczęśliwie. Dzięki Miłoszowi, który przejmuje aparat mamy z Sylwią kilka na prawdę pięknych zdjęć ze szlaku. Naszą piosenką po trasie jest Gimbao33 w wykonaniu Maty. Na czas całego naszego weekendowego wyjazdu zarezerwowaliśmy nocleg w agroturystyce „Ranczo Kruszynki” zlokalizowane w Kamienicy koło Stronia Śląskiego.

Strona 4 z 4

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén