Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Kategoria: Korona Ziemi Kłodzkiej

Wielka Sowa 1015 m n.p.m.

Parkujemy auto na Przełęczy Sokole (754 m n.p.m.). Ze względu na jesienną porę, ruch turystyczny jest znikomy – parking pusty i darmowy, co bardzo nas cieszy. Pogoda idealna: lekki chłód i świecące słońce, czyli warunki wręcz wymarzone na górską wędrówkę. Ruszamy w górę łagodnym podejściem. Po nieco ponad pół kilometra docieramy do Schroniska Orzeł, położonego na wysokości 875 m n.p.m., gdzie przybijamy pierwszą pieczątkę do naszych książeczek KGP i GOT. Chwilę odpoczywamy i bez zwłoki ruszamy dalej. Po kolejnych dwóch kilometrach stajemy przy Schronisku Sowa. Niestety jest ono zamknięte i w niezbyt dobrym stanie technicznym, co nieco psuje wrażenie. Wędrujemy dalej czerwonym szlakiem, który prowadzi przez piękny bukowy las. W pewnym momencie drzewa rzedną, a naszym oczom ukazuje się szeroka polana i majestatyczna murowana wieża widokowa na szczycie Wielkiej Sowy. Wielka Sowa to najwyższy szczyt Gór Sowich, mierzący 1015 m n.p.m. (dlatego należy do Korony Gór Polski). Charakterystyczna, 25-metrowa wieża widokowa z 1906 roku (ufundowana przez Towarzystwo Sowiogórskie) oferuje panoramiczne widoki na Sudety, Góry Stołowe, Karkonosze, a przy dobrej widoczności nawet na Śnieżkę. Na polanie pod szczytem spotykamy więcej turystów – nie dziwi to, ponieważ Wielką Sowę można zdobyć aż czterema różnymi szlakami, m.in. z Walimia, Rzeczki, Przełęczy Walimskiej czy z Przełęczy Sokolej, którą my wybraliśmy. Jedni odpoczywają na ławeczkach i przy miejscach biwakowych, inni kontynuują swoją drogę. My także robimy krótką przerwę – jemy pyszne kanapki przygotowane przez Sylwię i popijamy ciepłą herbatę z termosu. Podczas zejścia, na Rozdrożu nad Schroniskiem Sowa, świadomie odbijamy ze szlaku i wybieramy drogę w kierunku Sokolicy (915 m n.p.m.). Choć szczyt ten nie jest szczególnie wybitny, jego skalisty charakter i widoki sprawiają, że przez chwilę czujemy się jak w Pieninach. Nieco dalej, przy pomniku Carla Wiesen’a – upamiętniającym znanego działacza turystycznego – wracamy na czerwony szlak, którym docieramy z powrotem do auta.

Wielka Sowa, choć nie należy do gór trudnych czy wymagających, urzekła nas spokojem i pięknymi widokami. Trasa, którą wybraliśmy, była idealna na leniwą, jesienną wycieczkę, pełną złotych liści i czystego górskiego powietrza.

Kłodzka Góra 765 m n.p.m.

Kłodzka Góra wejście I – 6 listopada 2020
Kłodzka Góra wejście II – 11 stycznia 2021

Pierwszy nasz szczyt tego dnia podczas naszego chyba już ostatniego i domykającego temat zdobywania KGP wyjazdu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to za kilka dni będziemy już z kompletem szczytów. Zdeterminowani po szybkim śniadaniu ruszamy na szczyt o godzinie 7:32 niebieskim szlakiem. Kłodzką Górę w zasadzie traktujemy jako rozgrzewkę bo w zasadzie nie ma dużo przewyższeń (niecałe 400m) i 3 km w jedną stronę. Jednak piękna złocista jesień w górach nie pozwala nam się spieszyć i delektujemy się niemal każdym krokiem zmieniając nasze wyzwanie do miłego spaceru. Początkowe podejście pod Podzamecką Kopę (616 m n.p.m.) jedynie jest trochę bardziej strome, później Grodzisko (734 m n.p.m.), Jelenia Kopa (754m n.p.m.) i Trzy Granice (730m n.p.m.) to już spacer. Od rozgałęzienia szlaków pod Kłodzką Górą na sam szczyt idziemy już żółtym szlakiem, gdzie w pewnym momencie spomiędzy drzew wyłania się metalowa wieża obserwacyjna spowijająca szczyt niczym korona na głowie. Bez problemu znajdujemy tabliczkę informacyjną o szczycie, przy której znajduje się pieczątka, pamiątkowe zdjęcie i powrót do auta. Cała droga pomimo, że nie była wymagająca zajęła nam prawie 2 godziny. 

Jagodna Płd 977 m n.p.m.

Jagodna Południowa wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
Jagodna Północna wejście II – 14 stycznia 2021 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Jagodna Południowa wejście III – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Podczas zdobywania Jagodnej, pogoda odzwierciedlała złotą polską jesień. Pomimo, że był to początek listopada nie było zimno a słoneczko nieśmiało przedzierało się przez chmury. Jednak napięty grafik ostatnich dni dawał już bardzo mocno o sobie znać i zmęczenie nieubłaganie odciskało swoje piętno. Dlatego, kiedy na szczycie naszym oczom ukazała się piękna wieża widokowa to nie mieliśmy nawet siły pomyśleć o wejściu na nią i postanowiliśmy skorzystać z widoków rozpościerających się z niej przy kolejnym wejściu. 

Trasa na szczyt z miejsca pozostawienia auta przebiega niebieskim szlakiem i nie jest wymagająca (tylko pierwszy odcinek jest przez las) a prowadzi głównie drogą ppoż. Droga jest szeroka z małym spokojnym wzrostem wysokości, dlatego nie jest męcząca i zajęci rozmową nawet nie wiedzieliśmy kiedy znaleźliśmy się na szczycie.

Orlica 1084 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Naszą wyprawę rozpoczęliśmy z parkingu, nieopodal pensjonatu Przystanek Alaska w Dusznikach Zdrój od strony Kudowy Zdrój. Trudno nie zauważyć po stronie parkingu takiej atrakcji jak Kamień Rubartscha. Heinrich Rubartsch był propagatorem aktywnego wypoczynku i prekursorem turystyki, a także narciarstwa w okolicach Orlicy i Zieleńca. Nazywano go Liczyrzepą z Orlicy z powodu wyglądu i sympatii jaką był darzony. Zatem, gdzie jest ośrodek sportów zimowych Zieleniec to pewnie każdy wie, ale już nie każdy wie, że leży właśnie na zboczu góry Orlica. W 1882 r. Heinrich Rubartsch wybudował na szczycie Orlicy 16-metrową drewnianą wieżę widokową, obok której postawił małą gospodę, której fundamenty widoczne są do dnia dzisiejszego. 1-godzinna droga szlakiem zielonym na Orlicę nie jest wymagająca, a jedynie sprawiająca czystą przyjemność z jej pokonywania. Późna jesień w drodze na Orlicę sprawiła, że przenieśliśmy się w krainę, gdzie liście tańczą na wietrze a Duch Gór klaszcze z zachwytu nad swoim dziełem 🙂 Orlica to szczyt graniczny. Wierzchołek góry leży po stronie czeskiej zaledwie 25 metrów od granicy w kierunku zachodnim. Ciekawą atrakcją na szczycie był również obelisk z 2012 roku, który upamiętniał wejście m.in. cesarza Józefa II (wejście w 1779 r.), Quincy Adamsa (późniejszego prezydenta USA, wejście w 1800 r.) oraz Fryderyka Chopina (wejście w 1826 r.).
Podczas naszego „szczytowania” na wierzchołku góry w trakcie budowy była drewniana wieża widokowa. Zapowiada się naprawdę imponująco dlatego nie możemy doczekać się kolejnego wejścia na Orlicę, aby nacieszyć oczy rozpościerającymi się z niej widokami. Droga na szczyt i z powrotem wynosiła ponad 4 km w fantastycznej scenerii górskiej.

Szczeliniec Wielki 919 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 20 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Góry stołowe znane głównie ze Skalnego Miasta po stronie Republiki Czeskiej ale uważam, że my, po polskiej stronie również nie mamy się czego wstydzić. Monumentalne masywy skalne przypominają widokami stepy Ameryki Północnej znane z westernów a skalne labirynty do przejścia choćby na Szczelince Wielkim są imponujące i wywołujące wrażenie zapadające na długo w pamięć. Zaczęliśmy zdobywanie wcześnie rano, bo plany na dzień mamy ambitne (jeszcze Orlica i Jagodna). Zapakowaliśmy w Karłowie na bezpłatnym parkingu, oddalonym kawałek od wejścia do Parku Narodowego Gór Stołowych ale nie na tyle aby nas zmęczyć. Wejście do Parku również było darmowe ze względu na fakt, iż jest listopad czyli już po okresie turystycznym. Większość trasy pokonuje się szlakiem żółtym ale tylko do pewnego momentu, samo podejście jak i przejście skalnego labiryntu odbywa się szlakiem zielonym. Na szczycie nie znaleźliśmy tabliczki z opisem szczytu, dlatego zrobiliśmy sobie zdjęcie z najwyższym naszym zdaniem wzniesieniem skalnym. Pieczątkę z kolei dobyliśmy w schronisku. Cała trasa zajęła nam półtorej godziny i nie była mocno wymagająca ze względu na pokonanie różnicy terenu jedynie 227m.

Kowadło 989 m n.p.m.

Szósty nasz szczyt w ramach KGP a dla Miłosza czwarty. Na szczyt ruszamy zaraz po zdobyciu szczytu Rudawiec. Jednak ta trasa jest dużo łatwiejsza, przyjemniejsza i mniej wymagająca niż na Rudawiec dlatego traktujemy to niemal jak odpoczynek szybko ją pokonując. Na szczecie atmosfera piknikowa, dużo ludzi całymi rodzinami wybrało to miejsce na odpoczynek. My również chwilę tu spędzamy, a po wbiciu pieczątki i pamiątkowym zdjęciu wracamy do auta. Po powrocie do auta robimy piknik w okolicy nad rzeczką Biała Łądecka i zajadamy obiad przygotowany na miejscu z lifiozy. Chwila wytchnienia jest kojąca, bo zaraz musimy wskakiwać do auta i jeszcze dzisiaj wracamy do domu.

Rudawiec 1112 m n.p.m.

Piąty nasz szczyt w ramach KGP a dla Miłosza trzeci. Parkujemy w Bielicach pod „Chatą na końcu świata”. Nazwa adekwatna do miejsca, gdyż w Bielicach kończy się już droga i nie można dalej pojechać, przynajmniej legalnie. Z tego miejsca jest możliwość zdobycia dwóch szczytów z KGP – Rudawca i Kowadła, i tak też zamierzamy zrobić. Ruszamy łączonym szlakiem zielono-niebieskim. Niestety zagadujemy się i idziemy jak stado owiec za innymi ludźmi prosto niebieskim szlakiem i nie zauważamy odbicia na szczyt zielonego szlaku. Dlatego musimy wrócić do rozgałęzienia szlaków, a przez to nadrabiamy około dodatkowych 4 km. Zwłaszcza w Miłoszu budzi to niezadowolenie i mamy małe problemy, niemniej jednak udaje się kontynuować wycieczkę. Aby odciążyć synka chowam mu jego plecak w krzakach, bo będziemy wracać tą samą drogą, więc zabierzemy go w drodze powrotnej a nie będzie musiał go dźwigać. Po wejściu w Rezerwat Śnieżnej Białki dalszy przebieg szlaku jest już po prawie płaskim terenie i przez spowalniacze w postaci całych pól jagód. Tez odcinek jest na prawdę urokliwy i sprawia nam dużo przyjemności. Na szczycie obowiązkowo stempelek i zdjęcie do KGP. Powrót mija już w dużo lepszej atmosferze i dzięki temu mija bardzo szybko. Po zejściu bez odpoczynku lecimy na kolejny szczyt – Kowadło.

Śnieżnik 1425 m n.p.m.

Nasz czwarty szczyt z KGP, a Miłosza to już drugi 🙂. Podjeżdżamy na parking, z którego ruszamy na szlak. Na naszej trasie jednak jest jeszcze jedna bardzo ciekawa atrakcja a mianowicie zwiedzanie Jaskini Niedźwiedziej. Mamy małe problemy z biletami, bo nie ma już miejsc, ale Sylwii udaje się wynegocjować i zostajemy wpuszczeni całą nasza trójką. Jaskinia robi na nas ogromne wrażenie i jesteśmy zachwyceni jej zwiedzaniem i nie żałujemy ani czasu ani pieniędzy. Po wyjściu ruszamy już prosto na szczyt, ale z kilkoma postojami po drodze. Szlak początkowo do schroniska PTTK Na Śnieżniku wiedzie szeroką drogą. Pod schroniskiem robimy dłuższy postój na zdjęcia i posiłek. Miłosz zabrał wojskową rację żywnościową i teraz nią dzieli i zarządza. Dalsza droga już jest trochę bardziej stroma i wymagająca, w tym po skałach. Największym utrudnieniem jednak okazują się rosnące przy szlaku jagody. To one nas najbardziej spowolniają 🙂. Kilka razy zatrzymujemy się podziwiać rozpościerające się widoki, których piękna fotografie nie są w stanie oddać. Sam szczyt to rozległa polana, na której rozbijamy mały obóz na odpoczynek z jedzeniem. Do tego bałagan w związku z odbudową wieży widokowej. Trochę wietrznie więc nie przedłużając po odpoczynku udajemy się w drogę powrotną, która przez jagody się nieco wydłuża, bo schodzimy ze szlaku za Miłoszem, który za coś złapał focha i poszedł prosto zamiast skręcić. Nie mniej pogoda jest słoneczna i ciepła a więc dochodzimy do schroniska od innej strony i mamy ciekawy spacer. Po dojściu do auta udajemy się na nocleg do agroturystyki „Ranczo Kruszynki” zlokalizowanej w Kamienicy koło Stronia Śląskiego.

Strona 2 z 2

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén