Kolejny nasz wypad na rajd po górach. Wyjazd zaplanowany skrupulatnie i ambitnie jeszcze przed spakowaniem się i ruszeniem. W planach jest oczywiści ukończenie Korony Sudetów Polskich oraz kilku okolicznych górek do uzyskania brązowej odznaki Sudeckiego Włóczykija.
Góra Wojkowa jest nieco na uboczu (Pogórze Izerskie) naszych planów i normalnie szkoda byłoby czasu aby na nią jechać. Mimo wszystko zaplanowaliśmy poświęcić poprzez wydłużenie czasu dojazdu i nadrobić drogi jeszcze na początku wyprawy a dopiero po zdobyciu jej wrócić w rejon planowanych szczytów. Z uwagi na i tak krótki dzień, Wojkowa wydaje się być idealna, bo niewymagająca. Z informacji na różnych forach dowiedzieliśmy się, że bardzo blisko można dojechać samochodem, chociaż bardzo trzeba uważać bo już w niejednym aucie osobowym uszkodzono na tej drodze podwozie lub miskę olejową. Dalsza trasa piesza jest w większości po drodze a dopiero przed szczytem jest trochę błądzenia po lesie, bo droga nie jest w żaden sposób oznaczona. Dlatego też na forach są dokładne opisy skąd ruszyć i jakie kierunki obrać. Co ostatecznie nie zniechęca nas do poszukiwania szczytu po nocy.
Droga dojazdowa faktycznie fatalna, bardzo duże nierówności a do tego kamienie w najmniej spodziewanych miejscach! Finalnie udaje nam się dojechać zgodnie z opisem dosyć blisko do samego drogowskazu a następnie chętnie po długiej podróży ruszamy z latarkami czołowymi na szczyt. Pogoda również nam dopisuje gdyż jest mały minus, przez co nie jest mokro bo wszystko zmarznięte. Dzięki ujemnej temperaturze też idzie się dziarsko. Czas marszu mija nam bardzo szybko, gdyż całą drogę spędzamy na rozmowie i planach na najbliższe dni … czyli górskie szczytowania 🙂 Nawet nie zauważamy, jak dochodzimy do lasu skrywającego szczyt. I tutaj pomimo opisów nie jest tak łatwo a do tego zasięg latarek w lesie mocno ogranicza nasz zasięg wzroku. Informacja o szczycie wydaje się nie do odnalezienia. Krążymy to w jedną to w drugą stronę, przedzierając się nie tylko przez las ale i krzaki, których w opisach nie było. Nie poddajemy się jednak i w końcu, po kilku minutach nasze starania zostają nagrodzone! Znajdujemy kartkę informacyjną o lokalizacji szczytu. Robimy pamiątkowe zdjęcie i szczęśliwi wracamy do auta. Odnalezienie szczytu przyjmujemy jako dobry znak naszej dalszej wyprawy zaplanowanej na kolejne dni. Po wskoczeniu do auta jedziemy już na naszą kwaterę na nocleg w Srebrnej Górze (wyszukany przez Sylwię). Po drodze zaczyna nawet sypać śnieg.