17/02/2024 Płock-Włocławek-Ciechocinek

Wstaliśmy nieco póżniej, musieliśmy odespać cały tydzień. Zjedliśmy śniadanko, wypiliśmy kawkę. Zaczęliśmy też szukać naszej trasy na moto. Pogoda raczej sprzyja dzisiaj 10 st.C i tylko mżawka, wiatr umiarkowany, a jutro w prognozie 5 st.C, bez deszczu i nawet słonecznie ze słabym wiatrem. Wyskoczyliśmy pozałatwiać jeszcze drobnostki na mieście, czyli oddać książkę do biblioteki, podrzucić Jaśkowi plecak oraz zabrać od Sylwii koszulkę merino i koszulę flanelową. Ruszyliśmy od razu na motorkach i w zasadzie około godziny 13:00 wystartowaliśmy od Sylwii. Po drodze podjechaliśmy jeszcze do MotoExpert na ul. Dworcowej obejrzeć mocowania do telefonów, ale było bardzo dużo ludzi, więc nie czekaliśmy. Ciekawe czy będziemy mieli jeszcze zniżki na zakupy, bo pojawił się nowy sprzedawca i nie wiemy jak to będzie funkcjonowało. Następnie podjechaliśmy jeszcze do mnie, bo nie miałem przeciwdeszczowego zestawu spakowanego. A ode mnie, prosto już ku … naszej przygodzie. Pojechaliśmy najpierw przez Dobrzyń nad Wisłą do Włocławka, a po drodze pojęliśmy decyzję, że rozgrzejemy się i zjemy w pierogarnii koło Wzorcowni. Trochę zmarzliśmy, głownie przez wiatr i wahaliśmy się czy wracać czy jechać dalej. Na miejscu zjedliśmy najpierw pyszny barszcz, który bardzo rozgrzał nasze zmarznięte ciałka, a następnie porcję mix pierogów. Z pełnymi brzuchami i rozgrzani podjęliśmy decyzję, że jedziemy dalej. Zadzwoniliśmy do wybranego wcześniej miejsca na nocleg w Ciechocinku (170 zł za dwie osoby z ręcznikami, podwójnym łóżkiem, aneksem kuchennym – Willa Solan – http://solanhotel.pl ). Dojechaliśmy do miejsca noclegu szybko, gdyż po drodze, już się nie zatrzymywaliśmy. Ciepła herbatka i ruszyliśmy w miasto. Obowiązkowo zaliczyliśmy tężnie, „fonatannę-grzybek”, oraz budynek Poczty Polskiej. Natomiast w drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Biedronkę i zrobiliśmy zakupy na kolację i śniadanie. Wieczorem troszkę pooglądaliśmy filmy na Netflix i poczytaliśmy książki.

Tego dnia przejechaliśmy 125 km.

17/02/2024 Ciechocinek-Toruń-Płock

Wstaliśmy bez napinki na pełnym chillout’cie. Zjedliśmy śniadanko, kawka, poczytaliśmy i około 12:00 ruszyliśmy w dalszą drogę. Opóźniony wyjazd był celowo, gdyż temperatura od rana wynosiła ok.1 st.C na plusie i stwierdziliśmy, że im później wyjedziemy tym będzie cieplej. Zwłaszcza, że się nam nie spieszyło. Pożegnaliśmy się z właścicielką pensjonatu, chwaląc warunki i ruszyliśmy w drogę. Po drodze nie było już czuć zimna, głównie przez słońce, które wyszło zza chmur i całkiem grzało. Grzało to może za dużo powiedziane, ale było naprawdę całkiem znośnie. Do Torunia wjechaliśmy nowym mostem i chwilkę pokręciliśmy się zarówno po mieście jak i po starówce. Zaparkowaliśmy motocykle niedaleko Nowego Rynku i ruszyliśmy na spacer w kierunku Starego Rynku. Zdziwiła nas spotkana tak duża liczba ludzi na ulicach starówki, no ale w końcu pogoda była sprzyjająca spacerom. Podczas przechadzki zastanawialiśmy się, na co mamy ochotę, gdzie wejść i co zjeść. Rozmowa oscylowała pomiędzy naleśnikami a pierogami ale ostatecznie wybraliśmy jedzonko Indyjskie. I nie żałowaliśmy tego! Zamówiliśmy dwie Indian Masala Tea (po 11zł), jedną z mlekiem drugą bez oraz jako dania główne tikka masala chicken bowl (40zł) i karlic chilli paneer bowl (40 zł). Zapytani przez kelnerkę o przyprawy, oczywiście bez zastanowienia wybraliśmy na ostro. Jedzonko, zostało niedługo podane i zaczęliśmy rozkosz dla duszy i ciała. Ochom i achom nie było końca, jedzenie było wyśmienite, tak stwierdziła Sylwia, jako znawczyni kuchni indyjskiej, a ja nie mogłem się z nią nie zgodzić. Bez zwłoki wskoczyliśmy na nasze rumaki i ruszyliśmy w kierunku Lipna, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy i jedyny postój na naszej dzisiejszej trasie powrotnej. Chytry plan zakładał stację ORLEN, gdzie mieliśmy skorzystać z gościnności i poczęstować się gorącą wodą i napić się przygotowanej i zabranej przez nas YerbaMate. Po ogrzaniu się na stacji, postanowiliśmy wypróbować ile ciepła dodatkowego dadzą nam kurtki przeciwdeszczowe i najpierw Sylwia a później ja, je założyliśmy. Zdziwiliśmy się ale naprawdę poprawiły mocno nasz komfort termiczny. Po powrocie do domku, najpierw napiliśmy się ciepłej herbatki (zrobiłem Sylwii na szybko Masala Tea) a następnie poszliśmy odstawić motocykle do garażu, oraz oczyścić i nasmarować łańcuchy. Podczas rozpakowywania bagaży mocno się zdziwiliśmy, gdy zobaczyliśmy że jedno z piw zabranych jeszcze z Ciechocinka zmieniło swoje miejsce z puszki do bagażnika Sylwii. Mój Dziubek był bardzo zdenerwowany, a ja zły bo nie potrafiłem jej pocieszyć. Skarb wystraszył się, że zalał i uszkodził się jej ukochany tablecik, ale na szczęcie głownie ucierpiała tylko książka z biblioteki. Tablet był tylko lekko dotknięty wilgocią, trochę ubrań i właśnie książka przyjęły główny „strzał”. Na szczęście, podjęliśmy akcję ratunkową książki i mamy nadzieję, że skuteczną.

Tego dnia przejechaliśmy łącznie 137,6 km, suma z 2 dni wyniosła 262,6 km (total 8698 km)