To już drugi szczyt podczas naszego wypadu w Święto 3 Króli. Kolejny szczyt do osiągnięcia Sudeckiego Włóczykija w stopniu brązowym. Pogoda się poprawiła i już nie pada deszczyk a w oddali nawet słoneczko zaczyna lekko się przebijać. Prosta i miła trasa spacerowa po Śląskiej Fudżijamie czyli wygasłym wulkanie 🙂
Kategoria: Góry Strona 6 z 17
Pierwszy długi weekend w tym roku a my już przygotowani i na szlaku. Tym razem postanawiamy dokończyć zdobywanie szczytów w ramach Sudeckiego Włóczykija w stopniu brązowym. Brakuje nam już niedużo a plan jest ambitny więc wrócimy z kompletem a nawet może jak się uda zrealizować plany to będzie kilka szczytów na kolejny stopień. Pogoda temperaturowo ok czyli 4st.C ale przelotne mżawki nie nastrajają do dłuższego i dokładniejszego zwiedzania. Dlatego trochę na leniucha podjeżdżamy najdalej jak się da. Dzięki temu, że podjechaliśmy blisko, praktycznie pod sam zamek na szczycie, nie byliśmy za bardzo zmoczeni i mogliśmy pospacerować chwilę po terenie XI wiecznego przepięknego zamku. Pewnie byłoby jeszcze cudowniej gdyby było słonecznie i puścilibyśmy naszego drona. Nie mniej jednak nacieszyliśmy oczy i dusze pięknymi murami zarówno części zachowanej jak i tych już w ruinie.
O samym zamku, możemy doczytać na stronie o zamku:
Pierwsze wzmianki o Zamku Grodziec pojawiły się w 1155 roku i pochodzą z bulli papieża Hadriana IV. Dwadzieścia lat później Książę Bolesław Wysoki wystawił przywileje Cystersom z Lubiąża. Oprócz wzmianek z XIII wieku, dotyczących dwóch kasztelanów grodu, niewiele wiadomo o losach zamku, który w tamtym okresie był drewniany. Henryk Brodaty, zastąpił drewnianą budowlę murowaną, a ta na przestrzeni wieków była systematycznie rozbudowywana.
Okres wojen husyckich bardzo doświadczył gród. Zdobyty i pogwałcony wojnami zamek, został splądrowany i zniszczony. W 1470 roku Zamek Grodziec został odkupiony przez legnickiego księcia Fryderyka I. Sprowadził do Grodźca murarskich mistrzów z Legnicy, Wrocławia i Görlitz, którym zawdzięczamy dzisiejszy układ przestrzenny budowli. Za czasów Fryderyka II – syna Fryderyka I – Grodziec stał się jedną z piękniejszych rezydencji gotycko-renesansowych na Śląsku.
Po wybuchu wojny zwalczające się wojska przemierzały ziemię śląską, pustosząc miasta i wsie. Zamek Grodziec stał się schronieniem dla mieszkańców poszukujących bezpiecznej przestrzeni dla swojego dobytku. Budowlę konsekwentnie wzmacniano, jednak finanse nie pozwoliły na realizację wszystkich planów. Konsekwencją tego było zdobycie i zniszczenie Zamku Grodziec przez wojska księcia Albrechta Wallensteina. Według różnych źródeł zdobycie warowni było efektem zdrady. Czyjej? Tutaj nie ma spójnej wersji. Wiemy jedynie, że skala zniszczeń była ogromna, a warownia straciła swoją militarną wartość.
XVII i XVIII- wieczne próby odbudowania Grodźca nie zakończyły się sukcesem. Dopiero w roku 1800, kiedy właścicielem dóbr został książę Rzeszy Jan Henryk VI von Hochberg, podjęto efektywne prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne. Starania przerwała kampania napoleońska, jednak bez większego wpływu na zakres prac.
Kolejne lata dla Zamku Grodziec nie były łaskawe. Wojny napoleońskie, zwalczające się kozackie, pruskie i francuskie oddziały, zacięte walki, aż w końcu nowy właściciel i kolejne próby odbudowania zamku. W 1926 roku nazistowski polityk Herbert von Dirkens staje się kolejnym właścicielem majątku.
W 1945 roku Zamek Grodziec ulega dewastacji. Skala zniszczeń nie objęła całego zespołu zamkowego, skradziono jednak zabytkowe zbiory, spalono dachy. Zamek Grodziec stał opustoszały aż do 1959 roku, wtedy rozpoczęto prace porządkowe. Rekonstruowano elementy architektoniczne, które uległy zniszczeniom i kradzieży.
Nocleg w „Młyn Wielisław Agroturystyka i Restauracja„. Miejsce bardzo urokliwe, obsługa miła ale naliczono nam dodatkowe koszty w postaci klimatycznego 2,80 zł za osobę. Koszt noclegu to 150,89 zł (bez śniadania) rezerwacja przez booking.pl. Pokoik bardzo mały i na III piętrze ale za to czysty. Łóżko dwuosobowe ale w moim odczuciu zdecydowanie za miękki materac.
wejście I – 29 styczeń 2021
wejście II – 16 kwietnia 2021
wejście III – 25 grudnia 2022
Kolejny dzień naszych świątecznych zmagań tym razem skierował nas kolejny raz na szczyt Lasek. Piękna słoneczna pogoda pozwoliła w pełni cieszyć się piękna panoramą gór rozpościerającą się dookoła nas. Oczywiście obowiązkowym punktem na trasie jest odwiedzenie Chatki na Lasku i jej opiekuna Mariusza.
wejście I – 2 kwietnia 2022
wejście II – 24 grudnia 2022
Wigilia to dla wszyskich czas wytężonej pracy i bieganiny przy organizacji ostatnich prezentów, potraw, spotkania z rodziną. Generalnie wszystkim raczej kojarzy się z napiętą sytuacją i zabieganiem przez cały dzień, który zwieńczony jest ogólnym obżarstwem i siedzeniem przy stole. Ale to nie dl nas. My ruszyliśmy w góry. My czyli w obecnym wydaniu trójka płockich harpaganów ponieważ nasz zespół rozszerzył się o moją mamę, którą to udało się namówić na świąteczny wyjazd w góry.
Pogoda niestety pochmurno-deszczowa ale nie przeszkadzało nam to i tak wybrać się na przyjemną wycieczkę w góry. Trasa dokładanie ta sama jak za pierwszym razem ale mniej śniegu ze względu na ocieplenie i deszczyk sączący się z nieba.
Po powrocie chwila odpoczynku. Następnie przecudowna, spokojna, w świątecznej atmosferze wigilia. Ale to wszystko dzięki wyśmienitej współpracy, perfekcyjnemu zaplanowaniu i przygotowaniu przez Sylwię i mamę. Święta marzeń, bez tej całej gonitwy i nerwowej czy aby na pewno wszystko zostało dopięte i przygotowane na czas. My mieliśmy pełny chillout, czyli taką atmosferę jaką ja sobie wymarzyłem podczas świąt. Dopełnieniem tego wieczoru było, zaproszenie nas przez gospodarza, gdzie racząc się jego i naszym winkiem własnej roboty miło upływał czas podczas rozmów o górach ale nie tylko.
wejście I – 4 kwietnia 2022
wejście II – 22 grudnia 2022
Tęsknota serca i chłód zimy ciągnie nas po „małej” przerwie znów w góry. A zadecydowało o tym małe zdarzenie kilka dni wcześniej. Podczas planowania organizacji Świąt Bożonarodzeniowych wpadliśmy na pomysł aby rzucić wszystko i spędzić je w górach. Ale nie we dwójkę, chociaż na pewno byłoby ciekawie, ale tym razem rodzinnie. Dzieciaki jednak nie przejawiały naszego entuzjazmu a i moja mama początkowo uradowana po woli wycofywała się z wyjazdu. Na chłopców nie naciskaliśmy ale z mamą … nie odpuściliśmy. Zwłaszcza Sylwia postawiła na swoim komunikując nam, że ona wszystko dla mamy i siebie spakuje a jedyne co mama ma zabrać to kosmetyczkę … i tak zrobiła 🙂
Rezerwacja noclegu w Królówce w Grzechyni, urlop (sam weekend to za mało, więc wydłużyliśmy go o 2 dni), przemyślane pakowanie i w drogę. W środę po pracy wyjechaliśmy a w czwartek 22 grudnia 2022 byliśmy już w trójkę na szlaku prowadzącym na Jałowiec. Tym samym, którym pół roku wcześniej wchodziliśmy zdobywając Diadem Gór Polski.
Pogoda była na małym plusie, ale śnieg jeszcze utrzymywał się zwłaszcza w górnych partiach. Po drodze z zapartym tchem podziwialiśmy otaczające szczyty wyłaniające wraz z podejściem. Szczególnie jednak zafascynowała nas majestatycznie otulona chmurami Babia Góra.
Mama dotrzymywała nam kroku, chociaż było widać że niemałym wysiłkiem. Sylwia jak zwykle skakała niczym górska kozica a ja kroczek za kroczkiem próbowałem nie okazywać mojego wysiłku i zmęczenia. Na szczycie Sylwia spełniła długo skrywane w sercu marzenie … morsowania w śniegu, które spełniła w arcypięknych okolicznościach otaczających nas gór spowitych we mgłach i chmurach.
Spontanicznie, ale z małymi przygotowaniami doszło do skutku. Przeszliśmy Mały Szlak Beskidzki w 5 dni, ale zmieściliśmy się w 4 dobach. Wyruszyliśmy w niedzielę wieczorem (12 czerwca 2022), aby w nocy przenocować pod namiotem w Pcimiu. Następnie w poniedziałek (13 czerwca) ruszyliśmy na dworzec PKP w Rabce Zdroju, zostawiając samochód (za przyzwoleniem) na kościelnym parkingu nieopodal stacji. Nasz cel to Bielsko Biała, ale aby dojechać mieliśmy 3 przesiadki. Najpierw dotarliśmy busem PKP (jako środkiem transportu zastępczym z uwagi na remonty torów) do Suchej Beskidzkiej gdzie wskoczyliśmy już w pociąg. Następna przesiadka w Kalwarii Zembrzydowskiej w kolejny pociąg, który dowiózł już nas na sam dworzec główny PKP Bielsko Biała. Z dworca autobusem komunikacji miejskiej nr 11 dojechaliśmy do dzielnicy Straconka, skąd zaczyna się Mały Szlak Beskidzki. Słoneczna pogoda zmieniła się w momencie wejścia na szlak o godzinie 14:36 w dżdżysto-deszczową.
Podsumowanie: poniedziałek 13 czerwca – dystans: 19,2 km, czas: 5:43h
Pierwsze kilometry nawet nie były ciężkie – zdobyliśmy szczyt Gałki 816 m n.p.m. oraz Groniczki 833 m n.p.m., lecz w momencie kiedy deszcz rozpadał się na dobre a Schronisko na Hrobaczej Łące na wysokości 828 m n.p.m. okazało się jeszcze zamknięte (otwarcie miało nastąpić 15 czerwca) nasza motywacja mocno spadła 🙁 Na szczęście mieliśmy na wyposażeniu kuchenkę turystyczną i kiedy skończyły się opady przygotowaliśmy i spożyliśmy ciepłą zupkę, która dodała nam motywacji i chęci do dalszej podróży. Na Hrobaczej Łące zrobiliśmy sobie również pamiątkowe zdjęcie na tle krzyża i powędrowaliśmy wprost na Bujakowski Groń (749 m n.p.m.), a następnie w kierunku Jeziora Międzybrodzkiego. Przekroczyliśmy zaporę w Żarnówce Małej i w przelotnych opadach udało nam się wejść na górę Żar (761 m n.p.m.) usytuowaną nad Międzybrodziem Żywieckim, gdzie mokrzy i wychłodzeni postanowiliśmy przenocować. Od 1936 r. działa tutaj Górska Szkoła Szybowcowa „Żar”, która jest uważana za kolebkę polskiego szybownictwa. Szkoła ta zaproponowała przeniesienie starego taboru, który do tej pory woził turystów na Gubałówkę, właśnie na Górę Żar oraz wybudowanie obok trasy narciarskiej. Zatem, kolej linowo-terenowa na górę Żar powstała na torach dawnego wyciągu szybowcowego. Nasz namiot rozbiliśmy na parkingu dla samochodów pod szczytem góry. Na kolację zjedliśmy zalany gorącą wodą liofilizat kurczaka z ryżem 🙂 A w nocy podsłuchiwaliśmy jak jeleń skrada się do naszego namiotu 🙂
Podsumowanie: wtorek 14 czerwca – dystans: 33,7 km, czas: 9:40h
Następnego dnia (15 czerwca środa) z plebani ruszyliśmy wprost na Kozie Skały, a następnie na Żurawnicę o wysokości 724 m n.p.m., Gołuszkową Górę (715 m n.p.m.) przez rzekę Skawę do miejscowości Zembrzyce, gdzie zjedliśmy gorący posiłek i pyszne lody. Dalej znów na szlaku i przemierzając leśne ścieżki znaleźliśmy się na szczycie Chełm (603 m n.p.m.) z figurką Onufrego. Tam spoczęliśmy na ławeczce celem odpoczynku. Spotkaliśmy w tym miejscu dwóch mężczyzn, którzy później….ale to w następnym akapicie 🙂 Zeszliśmy do wsi Palcza i tam dzięki uprzejmości gospodyni otrzymaliśmy po dzbanku wody zasilając swoje bukłaki. Tak ukontentowani weszliśmy na Chełm Wschodni (565 m n.p.m.), a następnie na Babicę Zachodnią (633 m n.p.m.). Kolejny przystanek na odpoczynek, a tu znów ci sami mężczyźni…śledzą nas? 🙂 przywitaliśmy się ponownie i ruszyliśmy w kierunku Babicy na wysokość 727 m n.p.m. Dwóch nieznajomych dreptało nam cały czas po przysłowiowych piętach. Na szczycie poprosiliśmy, aby zrobili nam pamiątkowe zdjęcie i udaliśmy się w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Robiło się ciemno i po drodze ujrzeliśmy nowo pobudowaną drewnianą wiatę tuż obok Kapliczki Św. Huberta w Paśmie Babicy. Wiedzieliśmy, że tu chcemy spędzić noc. Nim się obejrzeliśmy dołączyli do nas Marcin i Bogdan pochodzący ze Śląska. Oni również postanowili przenocować pod wiatą. Zrobiliśmy pyszną kolację i wspólnie spędziliśmy miło czas.
Podsumowanie: środa 15 czerwca – dystans: 34,2 km, czas: ok. 10h
Podsumowanie: czwartek 16 czerwca – dystans: 40,3 km, czas: 10:20h
Ostatni dzień naszej wielkiej małej wyprawy – piątek 17 czerwca. Dzień rozpoczęliśmy od śniadania. Marcin i Bogdan ruszyli przed nami 30 min wcześniej z powodu szybkiego powrotu do domu pociągiem. My spacerkiem wędrowaliśmy w kierunku szczytu Lubogoszcz. Nie uwierzycie.. po drodze spotkaliśmy naszych kolegów ze Śląska 🙂 tym razem my przodowaliśmy… weszliśmy na 968 m n.p.m. następnie zeszliśmy nieznacznie poniżej na 953 m n.p.m. Lubogoszcz Zachodni schodząc do miejscowości Mszana Dolna i delektując się smacznym kebabem w pobliskiej knajpce. Pogoda była wyśmienita, po prostu słoneczna – tak jak lubimy 🙂 Po drodze przeszliśmy przez Złote Wierchy (536 m n.p.m.) oraz Przełęcz Glisne. Ostatnie podejście to Luboń Wielki na wysokości 1022 m n.p.m. Łatwo nie było, dość stromo, od tej strony wchodziliśmy pierwszy raz. Byliśmy zaskoczeni wymagającą końcówką szlaku MSB. Przeszczęśliwi weszliśmy na szczyt i udokumentowaliśmy zdobycie czerwonej kropki kończącej szlak czerwony. Odpoczęliśmy w schronisku na szczycie i postanowiliśmy zejść jak najkrótszym szklakiem, bo zielonym do Rabki Zdrój, gdzie czekało na nas autko. Ten szlak wcale nie okazał się najkrótszy a jedynie przedłużyliśmy naszą wyprawę o kilka kolejnych km 🙂 Moje pięty były już w tak opłakanym stanie, że szłam kulejąc. W Rabce Zdrój zostałam na pobliskim przystanku z oboma plecakami. Patuś w tym czasie, równie zmęczony po całym dniu, pobiegł ok. 1 km do samochodu i przyjechał po swoją Oscypkową Górską Foczkę :-). Wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Cóż to była za przygoda!!! Długo nie mogliśmy wbić się w rzeczywistość, jaka czekała nas w Płocku 🙂
Podsumowanie: piątek 17 czerwca – dystans: 23 km, czas: 6:20h
- przeszliśmy w 4 doby
- pokonaliśmy w sumie 150 km na szlaku
- suma podejść na MSB wynosiła 5550 m
- suma zejść na MSB wynosiła 4966 m
Ostatni nasz szczyt z Diademu Polskich Gór. Miało być długo i mocno pod górę ale udało się znaleźć rozwiązanie akceptowalne na nasze zbolałe mięśnie po Świnicy. Było szybko i bardzo przyjemnie.
Nareszcie! Mamy ją wreszcie 😉 naszą wisienkę na torcie Diamentu Polskich Gór… Świnica – nasza długo z utęsknieniem wyczekiwana góra, o ktorej zdobyciu dużo czytaliśmy, oglądaliśmy filmiki na youtube. Bezpieczeństwo przede wszystkim.. dobrze usprzętowieni w liny, czekany, raki nawet raczki, a także kaski 3 czerwca 2022 osiągnęliśmy 2301 m n.p.m. O godz. 7.00 rano właścicielka Villa Cisza Leśna zawiozła nas pod Kuźnice. O godz. 8.00 rano byliśmy już na Kasprowym Wierchu (1987m n.p.m.) ponieważ wjechaliśmy kolejką. Plan był bardzo ambitny tego dnia stąd taka decyzja. Mianowicie, zdobycie Świnicy od Kasprowego Wierchu a następnie powrót malowniczym szlakiem przez Czerwone Wierchy zahaczając przy okazji 😉 o Giewont w kierunku Villa Cisza Leśna w Kościelisku, gdzie nocowaliśmy. Atak szczytowy hmmm… łatwo nie było… w końcu to 750 m przewyższeń 🙂 Ponad Świnicką Przełęczą leżał śnieg, znoje i trudy byly rownież odczuwalne podczas wspinaczki (ślisko, stromo, niebezpiecznie) dlatego korzystaliśmy z łańcuchów i dodatkowo wpinaliśmy lonże, czekany były również pomocne 🙂 niemniej jednak udało się 😉
Hurraa…jesteśmy przeszczęśliwi.. :-*
Aha..prawie mi umknęło… w drodze na szczyt pomiędzy Liliowe a Świnicką Przełeczą spotkaliśmy kilka pięknych kozic. Byliśmy zaskoczeni, że one nie nie uciekały, tymbardziej, że byliśmy baaardzo blisko. Patryk zrobił im nawet fantastyczną sesję zdjęciową.
W drodze powrotnej Patryka zaczęły boleć kolana, głowa i plecy. Faktycznie dzień był bardzo słoneczny, a na wysokości ponad 2300 m n.p.m. temperatura była niezwykle odczuwalna. Z uwagi na nasz dyskomfort zmodyfikowaliśmy drogę powrotną, z Liliowe odbiliśmy na Murowaniec, gdzie zjedlismy pyszny obiadek i odpoczęliśmy. Następnie ze schroniska ruszyliśmy do Kuźnic przez Boczań. Szlak urokliwy niesamowicie przedstawił nam Giewont z zupełnie innej perspektywy.
Ukontentowani wróciliśmy busem z Zakopanego do miejsca noclegu Kiry 58a w Kościelisku (tel. 606112663).
W końcu się udało … po snuciu planów i przygotowań nadszedł ten wiekopomny dzień i ruszyliśmy na naszą pierwszą długodystansówkę.
Trasę pokonaliśmy w 3 doby ale podzieliliśmy na 4 etapy.
Etap I – piątek 29.IV.2022
Piątek…tygodnia koniec i początek weekendu 😉 szybciutko po pracy spakowani obraliśmy kierunek -> Kuźniaki. Dlaczego? Właśnie tam zostawiliśmy samochód w jednym z domostw, również tam czekał na nas Tomek (tel. 537394300), który zawiózł nas na początek szlaku GSŚ, czyli do Gołoszyc. Głęboki oddech, zdjęcia pamiątkowe na start i ruszyliśmy na pieszą wędrówkę słynnym szlakiem świętokrzyskim. Cieszyliśmy się jak dzieci spełniając swoje marzenia…
Wędrówkę szlakiem umilał nam śpiew ptaków i świecące słoneczko, ale Moje Słoneczko 🙂 świeci najmocniej. Pierwszego dnia pokonaliśmy 16 km przy założeniu 20 km. Taki stan spowodowany był mocno błotnymi warunkami na szlaku jak również szybkim awansem na szerpów 🙂 W kolejności zdobyliśmy szczyt Truskolaska 448 m n.p.m. oraz Wesołówkę o wysokości 469 m n.p.m. zbliżając się do Przełęczy Kaczmarskiej. Nagle zrobiło się ciemno. Wolnym krokiem mijając szczyt Chocimowska 521 m n.p.m., dotarliśmy na Szczytniak o wysokości 554 m n.p.m., gdzie zdecydowaliśmy się rozbić nasz namiot. Po trudach i znojach wreszcie pora na odpoczynek. Patryk wybrał cudowne miejsce na nocleg…dywan prześlicznych kwiatków. Zmęczeni, ale szczęśliwi zasypialiśmy owiani szalem leśnego szumu drzew…. nocną atrakcją okazało się szczekanie lisa… to było niesamowite przeżycie.
Etap II – sobota 30.IV.2022
Pobudka…pierwsze promienie słońca, głowy z namiotu…Wow, a tam widok kwiecistej polanki za dnia. Taka randka na szlaku 😉 sama sobie zazdroszczę 🙂 Spakowani… hurra! i znowu na szlaku GSŚ. Po trasie pora na śniadanko i dalej w drogę, hej przygodo 🙂 Szczyt Jeleniowska 533 m n.p.m zdobyty! 😉 Piękne, malownicze tereny świętokrzyskie wiodły nas również przez miejscowość Paprocice. Takie cudowne klimaty, że nie zdążyliśmy się obejrzeć a już byliśmy na Kobylej Górze 399 m n.p.m. dalej zmierzając do miejscowości Trzcianka, a następnie mijając po drodze zbocze Chełmca 456m n.p.m. Zapatrzeni w siebie obcując z naturą i podziwiając jej uroki, znaleźliśmy się nagle pod Klasztorem Św. Krzyża na Łysej Górze. Podobno niegdyś czarownice odprawiały tu sabat. Pod klasztorem nie sabat a odpoczynek, kawka, grzane winko i nie tylko….musiały być lody dla ochłody 🙂 ważna sprawa również woda, którą musieliśmy uzupełnić. Udało się w budce z lodami 🙂 Korzystając z okazji a w poszukiwaniu pieczątki – nieśmiało zaczęliśmy przemieszczać się korytarzami klasztoru…co ciekawe znajdują się w nim liczne krypty, ale ich zwiedzanie zostawiamy na wycieczkę z dziećmi. Ukontentowani ruszyliśmy dalej, na szczyt Łysej Góry 594 m n.p.m. z gołoborzem (bilet wstępu obowiązkowy by ujrzeć cud natury, my poszliśmy dalej). Dopiero co odpoczywaliśmy, a już ciężar plecaków dał się nam we znaki. Znużenie, gorąco, a tu końca nie widać 🙁 dotarliśmy do Huty Szklanej po drodze mijając elementy Pomnika Katyńskiego Trzech Krzyży. Niebawem w zasięgu wzroku karczma 🙂 STOP na obiadek, piwko i drzemkę 😉 Podczas drogi zanim weszliśmy z powrotem do lasu, spotkaliśmy Duszka Świętokrzyskiego. Krótka wymiana zdań w zakresie ubrań sportowych i przygotowania na szlak GSŚ okazała się owocną znajomością do tej pory 🙂 Od tej pory wędrowaliśmy już w zespole 3-osobowym. Dotarliśmy do Przełęczy Huckiej, potem przebrnęliśmy przez miejscowość Podlesie, aż do miejscowości Kakonin. Stąd już prosta droga na Łysicę, ale zanim atak szczytowy 🙂 najpierw Przełęcz Św. Mikołaja 542 m n.p.m. i oczywiście Skała Agaty 614 m n.p.m., która jest wyższa od Łysicy 613 m n.p.m. A tu na szczycie…hmmm…zawsze się zastanawiam, co ludzie widzą w tych krzyżach. Miejsca z tym symbolem są wyjątkowo oblegane, ciężko nawet zrobić sobie zdjęcie 😉 Dalej w drogę czas, przygoda czeka na nas 😉 spokojnie schodząc ze szczytu zatrzymaliśmy się przy źródełku by napełnić bukłaki…głodni, zmęczeni dotarliśmy do Klasztoru Św. Katarzyny rozglądając się za miejscem, gdzie można rozbić namiot. Niestety ku naszemu zdziwieniu takowego nie było… ;-( zatem musieliśmy iść dalej i dalej i szliśmy coraz wolniej, ale z mega humorem pod pachą 😉 Duszek Świętokrzyski wiedział, że na Wymyślonej można spokojnie rozbić namiot, aleeeee….to było aż 5 km przed nami.. Tyle siły już nie mieliśmy, plecaki nie pomagały… W trakcie wędrówki przypomnieliśmy sobie, że szlak czerwony przebiega tuż obok miejsca w Krajnie Pierwszym, gdzie spędziliśmy noc zdobywając inne szczyty górskie z KGP. Pamiętamy…że tam była sauna i grota solna…wooow…od razu telefony w ruch i akcja 🙂 oczywiście namawialiśmy naszego kompana by udał się z nami, ale chciał osiągnąć swój cel Wymyślona i tam zmierzał. Umownie spotykamy się na szlaku jak nie będzie pędził 🙂 ha ha ha a my na tarasie widokowym spożywamy kolacyjkę w postaci podsuszanej kiełbaski 🙂 cały czas obserwując piękne okolice Krajna. Gospodarz „Noclegi u Banysia” (tel. 697200960) był niezwykle miły i mogliśmy rozbić namiot na posesji mimo oblężenia wczasowiczów w ramach weekendu czerwcowego 🙂 Oczywiście skorzystaliśmy z utęsknionej sauny delektując się każdą minutką, spędziliśmy tam chyba 2h. Finalnie po tak ciężkim dniu powiedzieliśmy sobie Dobranoc :-*
Etap III – niedziela 01.V.2022
Pobudka: Dzień Trzeci… ten etap rozpoczęliśmy od rozpakowywania naszych plecaków, HA HA 🙂 bo my już wiemy, że plecaki są zbyt ciężkie, a nasze plecy delikatne 🙂 Mieliśmy chytry plan… zbędne rzeczy zostawiliśmy u gospodarza Noclegi u Banysia z zamiarem podjechania po nie autkiem w drodze powrotnej do domku 😉
Etap IV – poniedziałek 02.V.2022
wejście I – 7 listopada 2020
wejście II – 24 kwietnia 2022
Pomimo, że się spieszyliśmy to deszcz zdołał nas dogonić. Początkowo kropił ale coraz bardziej nabierał na sile aby regularnie padając przemoczyć nas do suchej nitki. Dlatego był to ostatni nasz szczyt w tym dniu. Zdobyty wspólnie z mamą, Miłoszem i Jaśkiem.