Po zdobyciu porannego Trohańca nie zwalniamy tempa i tego samego dnia ruszamy na kolejny szczyt – jedną z ikon Bieszczadów – Wielką Rawkę (1304 m n.p.m.). To nazwa, która często pojawia się w rozmowach o Bieszczadach – my sami usłyszeliśmy o niej podczas zdobywania Sokolicy w Pieninach, kiedy dwaj napotkani turyści zachwycali się widokami z jej grzbietu.
Samochód zostawiamy na parkingu przy Przełęczy Wyżniańskiej, skąd zielonym szlakiem kierujemy się w stronę Bacówki PTTK Pod Małą Rawką. Już na starcie zakładamy raczki – temperatura utrzymuje się poniżej zera, a szlak jest śliski. Jak się później okazuje, to bardzo dobra decyzja – im wyżej, tym więcej zamarzniętej powierzchni.
Pierwsze 1,5 km trasy to spokojne, płaskie podejście przez las. W okolicy bacówki robi się tłoczniej – pomimo pandemii, miejsce tętni życiem, a wokół schroniska kręci się sporo młodzieży. My jednak nie zatrzymujemy się – dzień jest krótki, a przed nami jeszcze sporo drogi.
Za bacówką szlak robi się coraz bardziej stromy. Niedawne roztopy i późniejsze przymrozki sprawiły, że ścieżka zamieniła się w długą, zlodzoną taflę. Po drodze mijamy wielu turystów schodzących z trudem – część z nich niemal zjeżdża z góry, łapiąc się drzew. Nasze raczki pozwalają nam jednak iść pewnie i bezpiecznie.
Mała Rawka, na którą docieramy jako pierwszą, prezentuje się bajkowo – pokryta świeżym śniegiem, z oblodzonymi znakami turystycznymi i roślinnością przypomina krajobraz rodem z „Królowej Śniegu”.

Widoczność niestety ograniczona – mgła zasłania wszystko poza najbliższym otoczeniem. Niskie chmury osiadły na grzbiecie, tworząc iście arktyczny klimat. Pomimo braku panoram, wędrówka nabiera magicznego, surowego uroku.

Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej – żółtym szlakiem grzbietowym w kierunku Wielkiej Rawki. Wiatr z boku jest przenikliwie zimny i mocno nas wychładza. Mijamy tabliczki ostrzegające przed możliwymi lawinami – zachowujemy ostrożność i nie zatrzymujemy się zbyt długo.

Na szczycie Wielkiej Rawki robimy pamiątkowe zdjęcie przy żółtej tabliczce, choć wokół nadal mleczna mgła i brak widoków. Nie zrażeni tym, cieszymy się z kolejnego zdobytego szczytu – to już drugi dziś w ramach Diademu Gór Polski.

Zejście odbywa się tą samą trasą – raczki ponownie okazują się nieocenione. Końcówka marszu przypada już na zmrok – w świetle latarek schodzimy przez las, a gdzieś w oddali słyszymy wycie… wolimy myśleć, że to psy z odległych zabudowań, a nie wilki z okolicznych lasów.
Informacje praktyczne:
Wysokość: 1304 m n.p.m.
Pasmo: Bieszczady Zachodnie
Przynależność do DGP: tak
Punkt startowy: Przełęcz Wyżniańska
Szlaki: zielony → żółty
Dystans: ok. 9,5 km w obie strony
Czas przejścia: ok. 3–3,5 godziny
Trudność: średnia-trudna (śliskie podejście, zmienne warunki zwłaszcza zimą)
Warto zabrać:
Raczki (obowiązkowe zimą)
Czołówka (na wypadek powrotu po zmroku)
Termos z ciepłym napojem
Kurtka przeciwwiatrowa
To była jedna z bardziej emocjonujących zimowych wypraw – choć mgła odebrała nam widoki, warunki atmosferyczne i atmosfera szlaku dostarczyły nam wrażeń, które długo pozostaną w pamięci.
