Mapa

wejście I – 15 października 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 4 lipca 2021 Sylwia, Kuba i Jasiek
wejście III – 9 lipca 2021 Patryk i Miłosz
wejście IV – 31 grudnia 2021 Sylwia i Patryk
Wejście V – 2 listopada 2023 Sylwia i Patryk

Nasz dzień zaczął się od szybkiego śniadanka i kawusi a to dla tego, że nie chcieliśmy absolutnie żadnej minuty marnować na siedzenie w pokoju bo … góry czekają. Chcieliśmy jak najwięcej czasu spędzić na szlaku, posiedzieć w schronisku, byle nie w pokoju. Nasz głód przygody głównie zaowocował naszą dość długa przerwą w wyprawach górskich. Do tego stopnia byliśmy wygłodniali, że wyjechaliśmy już 1 listopada aby móc następnego dnia ruszyć od samego rana. Podekscytowanie Sylwii było tym większe, że od tej strony jeszcze nie zdobywała Babiej Góry a znała dokładnie trasę z moich opowieści. Sam byłem nieco niespokojny gdyż nie mogłem się doczekać jej rekacji i tym bardziej czy spełni jej oczekiwania. Po zaparkowaniu auta i wykupieniu biletów wstępów a również drobnych pamiątek ruszyliśmy najpierw ku schronisku.  Początek wędrówki to szeroka droga spacerowa z ławeczkami co jakiś czas. Idzie się szlakiem zielonym, który po niecałych dwóch kilometrach odbija w lewo a dzięki drewnianemu mostkowi dostajemy się suchą stopą na drugą stronę potoczku. Teraz szlak wiedzie już przygotowaną ścieżką, najpierw z wyrównaną sztucznie powierzchnią aby zaraz zacząć się wspinać mocniej pod górę gdzie ścieżka prowadzi równolegle do drogi leśnej ze sztucznymi umocnieniami w postaci kamiennych schodów. Podejście ma trochę ponad półtora kilometra i potrafi przy szybszym marszu już troszkę zmęczyć a na pewno trochę zmoczyć plecy. Po pokonaniu podejścia wychodzi się na polankę po przejściu, której widać już zabudowania Schroniska PTTK Markowe Szczawiny i budynków towarzyszących. W schronisku obowiązkowo zatrzymujemy się na krótki popasik i odpoczynek. Spędzamy miłe chwile, nacieszając się atmosferą tego sławnego schroniska. O tej godzinie jest jeszcze bardzo mało ludzi a więc atmosfera jest sprzyjająca do oddania się lekturze, z czego ochoczo korzystamy. Po niecałej godzinie jednak musimy się zbierać gdy szybko upływający czas nie jest naszym sprzymierzeńcem (o tej porze roku ciemno robi się już o 16:30). Ruszamy w dalszą drogę około godziny 10:30. Szlak od schroniska jest łączony żółty – ten którym my idziemy i niebieski, który prowadzi do Przełęczy Krowiarki. Po około 600 m szlaki rozdzielają się a żółty od razu zaczyna piąć się w górę, przez pierwsze 900 m lasem przecinając co chwilę małe cieki wodne. Po przejściu tego odcinka zaczyna się dopiero ogromna satysfakcja z wyboru tej trasy ponieważ dalsza droga biegnie już w skale bez lasu a co chwilę widoki zapierają dech w piersi. Trasa ta zwana jest również Percią Akademików i jest zaliczany do najtrudniejszej trasy na Babią Górę. Z uwagi na stopień trudności szlak wyposażony jest na tym odcinku w sztuczne ułatwienia w postaci klamr i łańcuchów. Trasa ze względów bezpieczeństwa jest jednokierunkowa a w okresie trudniejszych warunków zimowych jest zamykana dla turystów. Podczas podchodzenia w otwartym ternie odczuwamy co i rusz silniejsze podmuchu wiatru a idziemy od strony zawietrznej, strach pomyśleć co będzie u góry. Tuż pod szczytem gdy podmuchy wiatru zaczynają być już bardziej uciążliwe chowamy się za nawisem skalnym i docieplamy się poprzez dołożenie następnych warstw odzieży na siebie i ruszamy dalej. Po wejściu na szczyt wiatr uderza w nas z całą siłą. Zatyka dech w piersi utrudniając oddychanie, do tego potworny huk podmuchów uniemożliwia wręcz komunikację. Kaptur, który mam na głowie poprzez trzepotanie przesuwa mi czapkę na oczy i uderza w głowę jak z bicza tak mocno, że zaczynam obawiać się czy nie powypadają mi plomby z zębów :). Muszę uważać szczególnie na Sylwię bo jest bardzo dzielna ale nawet z plecakiem jest lżejsza o jakieś 50 kilo ode mnie a poruszanie się po luźnych kamieniach znajdujących się na szczycie staje się wręcz niebezpieczne. W takich warunkach wiemy, że musimy nasz czas na szczycie ograniczyć do niezbędnego minimum i po chwilce nacieszenia oczu piękną panoramą Beskidu jak i zrobieniu pamiątkowego zdjęcia ruszamy tym razem czerwonym szlakiem w drogę powrotną. Nasza trasa powrotna to kawałek GSB. Po zejściu z ruchomych kamieni na szczycie idziemy trzymając się za ręce w celu dodatkowej asekuracji (bo o kijkach w tych warunkach nie może być mowy) targani wiatrem jak dwójka pijaków czyli zygzakiem. Po kilku minutach wchodzimy w porastająca wokół szlaku czerwonego kosodrzewinę, która osłania nas od silnego wiatru dając bezpieczniejsze zejście oraz możliwość normalnej rozmowy bez przekrzykiwania wiatru. Im niżej tym spokojniej a tym samym i cieplej, pozbywamy się więc dodatkowych warstw. W bezpieczny już sposób docieramy do schroniska, gdzie zatrzymujemy się ponownie na odpoczynek i ciepły posiłek. Atmosfera nie jest już tak przyjemna jak rano, dużo ludzi, harmider i hałas a wiec bez z zbędnej zwłoki ruszamy dalej w stronę parkingu i auta. Na dole przy mostku urządzamy sobie sesję zdjęciową, która upamiętni nasze dzisiejsze zmagania. Szybko docieramy do samochodu, telefon do mamy, że nasza wycieczka pomimo skrajnie nieprzyjaznych warunków zakończyła się szczęśliwie i wracamy na kwaterę przebrać się i ruszamy na basen z sauną w Suchej Beskidzkiej ukoić umęczone ciała.