Drugą górą na naszej dzisiejszej trasie jest Góra Wszystkich Świętych, będąca na liście szczytów do zdobycia Sudeckiego Włóczykija. Z uwagi na obfite opady śniegu parkujemy w pierwszym miejscu nadającym się do tego, a są to obrzeża miasteczka Słupiec. Boimy się, że jadąc bliżej naszego zaplanowanego startu będzie tylko gorzej, a i z zawracaniem na wąskich, śliskich drogach nie jest ciekawie. Góra jest bardzo ciekawa sama w sobie pomimo, że nie wymagająca. Na samym szczycie znajduje się murowana wieża widokowa (druga z noworudzkich wież znajduje się na niedaleko położonej Górze Świętej Anny) a po zejściu z głównej drogi asfaltowej idąc dalej szlakiem czerwonym podchodzimy niezbyt długim, ale dość stromym podejściem, wzdłuż którego znajduje się droga krzyżowa wraz z XII stacjami. Po podejściu wychodzi się wprost na Kościół pw. Matki Bożej Bolesnej, który został postawiony w drugiej połowie XVII w. po tym jak nawiedziła okoliczne tereny epidemia Dżumy. W 2002 Kościół został wyniesiony do rangi Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej. Zaraz za terenem kościelnym idąc dalej czerwonym szlakiem na okolicznej polanie został zbudowany prowizoryczny zadaszony ołtarz, wykorzystywany zapewne podczas ceremonii w okresie letnim. Wstęp na wieżę jest darmowy, jednak ze względu na niski pułap chmur widoków nie doświadczyliśmy a szkoda bo z opisów wynikało, że rozpościerają się przepiękne krajobrazy. Sama wieża została postawiona w 1913 roku a swoim kształtem nawiązuje od latarni morskiej. Drogę powrotną obraliśmy idąc dalej czerwonym szlakiem aby później powrócić już drogą asfaltową do zaparkowanego samochodu. Ludzi na trasie nie było dużo, szło się przyjemnie, zwłaszcza że zajadaliśmy się własnymi wyrobami przygotowanymi przez Sylwię jeszcze w Płocku tj.: suszonymi jabłkami i suszoną wołowinką. Powiem szczerze, że jak próbowałem w domu to było tylko smaczne, na szlaku smakowało przygodą, górami i było przepyszne. Już wiem, że podczas kolejnych naszych wypraw będzie to obowiązkowe wyposażenie naszego plecaka.
Kategoria: Sudecki Włóczykij Strona 2 z 4
Wstaliśmy nieśpiesznie, oczywiście śniadanko, kawka i w drogę. Pierwsza góra na dzisiaj ani nie jest daleko ani nie jest wymagająca. Przemieszczamy się na parking pod Twierdzą Srebrna Góra gdyż Twierdza Ostróg jest po drugiej stronie drogi. Zwiedzanie Twierdzy Srebrna Góra zostawiamy na przyjazd w ferie z chłopcami. Droga na parking jest wymagająca z uwagi na nadal dużą ilość śniegu i słabe odśnieżenie. Jest bardzo ślisko a my bez łańcuchów na kołach. Na parkingu znajdują się może 2-3 auta podczas naszych przygotowań pojawiają się następne. Jednak tylko my idziemy w kierunku Twierdzy Ostrów. Droga jest odśnieżona przez pług, który przejechał niedługo przed naszym przejściem. Po krótkim spacerze naszym oczom ukazują się piękne mury fortu w magicznej atmosferze zimy. Na dziedzińcu wystawione są różne działa ale już chyba z czasów ostatniej wojny. Obsługa wpuszcza nas na dziedziniec, którego zwiedzanie jest za darmo natomiast płatne są wystawy w salach. Na płatne zwiedzanie decydujemy się również w ferie głównie dla tego, że mamy jeszcze w planach kolejne góry a po nich wracamy do domku. Obsługa podczas luźnej rozmowy informuje nas, że wczorajsze obfite opady śniegu odcięły im możliwość zjazdu do głównej drogi i nocowali w forcie. Czyli jednak mamy trochę szczęścia, że od rana służby odśnieżyły drogę. Nie zabawiamy długo i po zrobieniu kilku zdjęć schodzimy na dół do samochodu.
Drogi coraz bardziej zaśnieżone, coraz bardziej nieprzejezdne. Wiemy już, że w dniu dzisiejszym to będzie nasz ostatni szczyt i dojazd nie może być po bocznych drogach, które nie zostały odśnieżone. Dlatego decydujemy się zmienić plany i udać się na obrzeża miasteczka Bielawa, gdzie znajduje się Góra Parkowa – zaliczana do Sudeckiego Włóczykija. Na mapie wypatrujemy duży parking nieopodal głównej drogi, więc zapowiada się bezpiecznie. Po dojechaniu okazuje się, że cały parking zasypany jest grubą warstwą śniegu ale na nasze szczęście już kilka aut wjechało na niego i śnieg został troszkę rozjeżdżony. Dlatego i my dokładamy swoją cegiełkę i parkujemy jak najbliżej wyjazdu, skąd ruszamy na szczyt. Początkowo pokonujemy niewielkie wzniesienie po łące gdzie widać nieczynne wyciągi orczykowe. Po łące na sankach jeżdżą dzieci w towarzystwie dorosłych, prawdopodobnie właścicieli aut z parkingu chcących skorzystać z powrotu zimy. My tymczasem idziemy dalej żółtym szlakiem pomiędzy lasem pokrywającym wzgórze a ogródkami działkowymi, dochodząc niebawem do bardziej stromego podejścia rozpoczynającego atak szczytowy 🙂 Przed nami tego dnia przechodziła jedna, może dwie osoby więc musimy się przekopywać w świerzym, nieudeptanym śniegu. Podejście pomimo, że trochę strome, nie jest długie i naszym oczom niebawem wyłania się metalowa konstrukcja wieży widokowej wieńczącej szczyt niczym korona na głowie. Pod wieżą witamy się z jedynym turystą w tym miejscu. Pan bardzo chętnie zaczyna opowiadać nam o okolicy podając różne historie. Wchodzimy na wieżę i podziwiamy piękną panoramę gór z Bielawą u ich podnóży. Ujemna temperatura i wiaterek nie pozwalają nam dłuższe napałanie się widokami i po zrobieniu kilku fotek uciekamy na dół.
Próbujemy dojechać do sklepów motoryzacyjnych, do których nie udało nam się dodzwonić w drodze do Bielawy, w celu zakupu łańcuchów zimowych na koła. Pozwoliłyby to niechybnie poprawić nasze bezpieczeństwo, zwłaszcza na bocznych drogach ale niestety nasze działania są bezskuteczne. Ze sklepów do których nie udało się dodzwonić jeden jest zamknięty a drugi od jakiegoś czasu już zlikwidowany.
Postanawiamy skorzystać z okazji obecności w większej miejscowości i szukamy sklepu z elektroniką w celu zakupu kabla HDMI. Który jest nam potrzebny do wieczornej uczty kinowej. W pokoju mamy telewizor a z uwagi na fakt, że niedawno otrzymaliśmy do stęp do platformy AppleTV postanawiamy to wykorzystać. Znajdujemy sklep bez problemu oraz dokonujemy naszego zakupu. Ale zwracamy uwagę, że bliża się czas obiadu, więc korzystamy z okazji i wchodzimy do pobliskiej pizzerii. Zamawiamy po gorącej zupce (rosołek i pomidorówka) oraz dużej pizzy. Sam wystrój, jak i domowa atmosfera pizzerii bardzo nam się podoba, a zwłaszcza obraz kameleona na jednej ze ścian. Dlatego odwlekamy czas jej opuszczenia. Niestety pora obiadowa ściąga oraz więcej ludzi dlatego z pełnymi już brzuszkami udajemy się na kwaterę, oddać się najpierw lekturze a następnie uczcie filmowej (ostatecznie skończyło się na serialu akcji).
Radogost wzniesiony na 398 m npm na starym wulkanie należy do Krainy Wygasłych Wulkanów. Nazwa szczytu wzięła się od słowiańskiego bóstwa Radogost i istnieje od 1945r. Kluczowym i charakterystycznym dla tej góry jest ceglana wieża widokowa o wysokości 22 m. Trasa na szczyt nie była wymagająca i zajęła Płockim Harpaganom zaledwie 10 min w jedną stronę. Z wieży rozpościerał się widok tak piękny, że gdyby nie bardzo silny wiatr, uruchomilibyśmy drona by to uwiecznić. Skończyło się na kilku fotkach i szybciutko do autka, bo była przed nami jeszcze 4h droga do domku. Ale dla nacieszenia się ostatnim szczytem w dniu dzisiejszym wybraliśmy trochę inną drogę, nieco dookoła ale również czerwonym szlakiem. Zmiana podyktowana była głównie tym, iż po tej krótszej jednak mijaliśmy trochę ludzi a chcieliśmy nacieszyć się ciszą i sobą.
Góra Krzyżowa, jest to jeden ze szczytów, który zaliczy jest zarówno do Sudeckiego Włóczykija jak i do Korony Sudetów Polskich. Takie sytuacje bardzo cieszą nas kiedy za jednym wejściem możemy zdobyć dwa szczyty :). Góra jest typu wulkanicznego i jest położona na obrzeżach Strzegomia, a więc jest możliwy dojazd bardzo blisko podnóża góry, parkując na końcu jednego z osiedli. Trasa na szczyt, nie jest mocno wymagająca i pokonuje się ją szybko. Początkowo jest lekkie wzniesienie do przełęczy z tablicą szczytu oraz kamiennymi stołami i ławami. Następnie szlak na ostatnim odcinku podejścia prowadzi po stromych schodach, na których znajduje się napis „Schody te są darem miłości, darem miłości są schody do nieba”. Schody ciągną się do samego szczytu i trzeba ich trochę pokonać, ale wszystko rekompensuje rozpościerający się ze szczytu piękny widok panoramy miasta Strzegom i okolicy. A widać stąd nie mało bo Nizinę Śląską, Masyw Ślęży, Obniżenie Podsudeckie, Góry Sowie, Wałbrzyskie, Kamienne oraz Kaczawskie, a za nimi nawet Karkonosze ze Śnieżką.
Pogoda była sprzyjająca i pozwalała chociaż przez chwilę pozachwycać się i nacieszyć oczy, duszę i serca. Natomiast na samym szczycie, jak nie trudno się domyślić (nazwa góry nie jest myląca) znajduje się piękny krzyż 🙂 na placu wyłożonym kostką brukową. Ze względów bezpieczeńtwa plac ogrodzony jest metalową barierką.
Ahhh…ehhh..Skiba – ten szczyt będzie nam się kojarzył z przepięknym i malowniczym widokiem wprost na Zamek Książ i wizytą na Zamku Stary Książ, który stanowiły po prostu jego ruiny. Niebywałe, że ruiny zamku w kształcie trójkąta mogą być zachwycające…a jednak, marzyliśmy, aby je zwiedzić i chłonąć historię, która toczyła się w romantycznym zamku z XVIII w. Wzniesienie na wysokości 433 m npm znajduje się w Książańskim Parku Krajobrazowym, a z Placu Ferdynanda koniecznie trzeba zrobić zdjęcie pamiątkowe z Zamkiem Książ w tle. Z ruin Zamku Stary Książ widoczny jest w swej okazałości zamek Książ, aż zapierało nam dech w piersiach 🙃
Szczyt o nazwie Klasztorzysko (631 m npm) zdobyliśmy w mgnieniu oka. Trasa była przyjemna i nietrudna. Urokliwe widoki koniecznie musieliśmy uwiecznić za pomocą drona, który zmagał się z dość silnym wiatrem. Krajobraz Podlesia bardzo malowniczy i zachęcający do ponownej wizyty na Klasztorzysku (nie mylić z cmentarzyskiem 😉).
7 stycznia to nasz drugi dzień górskich zmagań. Aby nie tracić czasu samochodem podjeżdżamy jak najdalej się da, więc nie zostawiamy w centrum miejscowości Paprotki tylko jedziemy na obrzeża miejscowości i zostawiamy go w miejscu, w którym nie będzie przeszkadzał a my ruszamy początkowo łączonym szlakiem zielony i czerwony aby wejściu już w las na pierwszej polance pozostawić szlak zielony, który prowadzi dalej prosto i odbić w prawo czerwonym, który ma nas doprowadzić na sam szczyt. Pomimo wiatru nioski poziom chmur utrzymuje się i przejściu około połowy drogi na szczyt zaczyna otaczać nas mgła. Trasa napawa nas swoim pięknym ukształtowaniem a dodatkowego uroku dodają wyłaniające się skałki co jakiś czas. Na sam szczyt docieramy w gęstej mgle i bardzo nad tym ubolewamy gdyż sznyt jest wyeksponowany i rozpościera się z niego przepiękna panorama. Jest nawet piękna ranka z nazwą szczytu, w której robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. Ze względu na brak widoków obchodzimy szczyt gdzie znajdujemy wzniesienie z możliwością wykorzystania technik wspinaczkowych z tego bez zastanowienia korzystamy. Po zdobyciu przewyższenia schodzimy do samochodu. Pogoda jak by z nas zakpiła, gdyż po wyjściu z lasu zauważamy, że wyszło słońce a chmury zostały rozwiane i szczyt jest pięknie odsłonięty a więc i widoki z niego w tym momencie byłyby już takie jak oczekiwaliśmy. Trudno, za wcześnie zaczęliśmy ale puszczamy drona aby chociaż zobaczyć namiastkę widoków jakie nam nie były dane ze szczytu. Zwłaszcza pięknie wyglądał Zalew Bukówka na tle gór.
Ostatni szczyt w dniu dzisiejszym i ostatni do uzyskania odznaki Sudecki Włóczykij w stopniu brązowym. Wooow mamy TO!
Trasa przyjemna i niewymagająca ale w ostatnich promieniach dnia. Samochód pozostawiamy pod zabudowaniami w miejscowości Częstocin. Na szczyt prowadzi szlak zielony i to nim będziemy podążać. Początkowo z miejscowości wychodzimy droga asfaltową aby po chwili odbić w drogę gruntową, przy której znajdują się drzewa z wycinki lasu. Ze względu, że trochę padało przez ostatnie dni, droga gruntowa początkowo prowadziła przez łąkę i była mocno rozjeżdżona oraz na tyle błotnista, że musieliśmy iść z boku drogi. Po wejściu w las i przejściu szlaku z drogi gruntowej na leśną ścieżkę sytuacja bardzo się poprawiła i mogliśmy kontynuować dalsze podejście szlakiem. Trasa była cicha i spokojna bez ludzi, dlatego było bardzo przyjemnie i właśnie tak jak lubimy najbardziej. Sam szczyt nie był oznaczony tabliczką ale w jej poszukiwaniu trochę pokręciliśmy się po okolicy szczytu wyznaczonego przez mapy-turystyczne.pl . Szczyt mocno zadrzewiony nie oferował żadnych widoków na okolicę. Finalnie zrobiliśmy sobie zdjęcie na tle charakterystycznej kupki kamieni (zawsze to lepiej niż na tle drzew, które wszędzie wyglądają tak samo 🙂 ) i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Nocleg w Antonówka „Pod Dudziarzem” przez booking.pl. Koszt 162,58 zł bez śniadania. Super lokalizacja, bezpłatne miejsce parkingowe na terenie posesji. Pokój duży i czysty.
Kolejny szczyt, w dniu dzisiejszym. Samochód zostawiamy przy ulicy Książęcej w miejscowości Marczyce. Nie decydujemy się iść szlakiem, który zapewne jest bardziej malowniczy ale goni nas czas. Dlatego idziemy drogą gruntową najpierw przez łąki a następnie przez las aby po trochę więc jak pół kilometra wejść na szlak niebieski prowadzący już na sam szczyt. Po około 200-300 metrach malowniczego podejścia naszym oczom wyłania się kolejny zamek na szczycie. Tym razem jest to zamek Księcia Henryka czyli dawną posiadłość myśliwska Henryka LXII von Reuss w pierwszej połowie XIX w. Zamek nigdy nie pełnił funkcji warownych a jedynie był stylizowany na średniowieczną warownię. Odsłonięty fragment szczytu nawet bez wchodzenia na wieżę pozwala napałać się piękną panoramą Karkonoszy ze zbiornikiem wodnym Sosnówka. Trasa przyjemna i niewymagająca zwłaszcza podczas dobrej pogody jaką mieliśmy czyli bez deszczu i 6st.C na plusie. Jest to miejsce godne polecenia i na pewno tu jeszcze kiedyś wrócimy gdyż widać, że obecny właściciel bardzo dba o to miejsce i za jakiś czas na pewno zmieni się jeszcze bardziej na korzyść.