Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Kategoria: Korona Gór Polski Strona 4 z 6

Jagodna Płd 977 m n.p.m.

Jagodna Południowa wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
Jagodna Północna wejście II – 14 stycznia 2021 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Jagodna Południowa wejście III – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Podczas zdobywania Jagodnej, pogoda odzwierciedlała złotą polską jesień. Pomimo, że był to początek listopada nie było zimno a słoneczko nieśmiało przedzierało się przez chmury. Jednak napięty grafik ostatnich dni dawał już bardzo mocno o sobie znać i zmęczenie nieubłaganie odciskało swoje piętno. Dlatego, kiedy na szczycie naszym oczom ukazała się piękna wieża widokowa to nie mieliśmy nawet siły pomyśleć o wejściu na nią i postanowiliśmy skorzystać z widoków rozpościerających się z niej przy kolejnym wejściu. 

Trasa na szczyt z miejsca pozostawienia auta przebiega niebieskim szlakiem i nie jest wymagająca (tylko pierwszy odcinek jest przez las) a prowadzi głównie drogą ppoż. Droga jest szeroka z małym spokojnym wzrostem wysokości, dlatego nie jest męcząca i zajęci rozmową nawet nie wiedzieliśmy kiedy znaleźliśmy się na szczycie.

Orlica 1084 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Naszą wyprawę rozpoczęliśmy z parkingu, nieopodal pensjonatu Przystanek Alaska w Dusznikach Zdrój od strony Kudowy Zdrój. Trudno nie zauważyć po stronie parkingu takiej atrakcji jak Kamień Rubartscha. Heinrich Rubartsch był propagatorem aktywnego wypoczynku i prekursorem turystyki, a także narciarstwa w okolicach Orlicy i Zieleńca. Nazywano go Liczyrzepą z Orlicy z powodu wyglądu i sympatii jaką był darzony. Zatem, gdzie jest ośrodek sportów zimowych Zieleniec to pewnie każdy wie, ale już nie każdy wie, że leży właśnie na zboczu góry Orlica. W 1882 r. Heinrich Rubartsch wybudował na szczycie Orlicy 16-metrową drewnianą wieżę widokową, obok której postawił małą gospodę, której fundamenty widoczne są do dnia dzisiejszego. 1-godzinna droga szlakiem zielonym na Orlicę nie jest wymagająca, a jedynie sprawiająca czystą przyjemność z jej pokonywania. Późna jesień w drodze na Orlicę sprawiła, że przenieśliśmy się w krainę, gdzie liście tańczą na wietrze a Duch Gór klaszcze z zachwytu nad swoim dziełem 🙂 Orlica to szczyt graniczny. Wierzchołek góry leży po stronie czeskiej zaledwie 25 metrów od granicy w kierunku zachodnim. Ciekawą atrakcją na szczycie był również obelisk z 2012 roku, który upamiętniał wejście m.in. cesarza Józefa II (wejście w 1779 r.), Quincy Adamsa (późniejszego prezydenta USA, wejście w 1800 r.) oraz Fryderyka Chopina (wejście w 1826 r.).
Podczas naszego „szczytowania” na wierzchołku góry w trakcie budowy była drewniana wieża widokowa. Zapowiada się naprawdę imponująco dlatego nie możemy doczekać się kolejnego wejścia na Orlicę, aby nacieszyć oczy rozpościerającymi się z niej widokami. Droga na szczyt i z powrotem wynosiła ponad 4 km w fantastycznej scenerii górskiej.

Szczeliniec Wielki 919 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 20 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Góry stołowe znane głównie ze Skalnego Miasta po stronie Republiki Czeskiej ale uważam, że my, po polskiej stronie również nie mamy się czego wstydzić. Monumentalne masywy skalne przypominają widokami stepy Ameryki Północnej znane z westernów a skalne labirynty do przejścia choćby na Szczelince Wielkim są imponujące i wywołujące wrażenie zapadające na długo w pamięć. Zaczęliśmy zdobywanie wcześnie rano, bo plany na dzień mamy ambitne (jeszcze Orlica i Jagodna). Zapakowaliśmy w Karłowie na bezpłatnym parkingu, oddalonym kawałek od wejścia do Parku Narodowego Gór Stołowych ale nie na tyle aby nas zmęczyć. Wejście do Parku również było darmowe ze względu na fakt, iż jest listopad czyli już po okresie turystycznym. Większość trasy pokonuje się szlakiem żółtym ale tylko do pewnego momentu, samo podejście jak i przejście skalnego labiryntu odbywa się szlakiem zielonym. Na szczycie nie znaleźliśmy tabliczki z opisem szczytu, dlatego zrobiliśmy sobie zdjęcie z najwyższym naszym zdaniem wzniesieniem skalnym. Pieczątkę z kolei dobyliśmy w schronisku. Cała trasa zajęła nam półtorej godziny i nie była mocno wymagająca ze względu na pokonanie różnicy terenu jedynie 227m.

Skalnik 945 m n.p.m.

Nazwa szczytu ewidentnie kojarzy nam się z jednym ze sklepów, w którym chętnie robimy zakupy, głównie przed kolejnymi wyprawami. Warunki na szlaku wyśmienicie złociście jesienne. Samochód zostawiamy na poboczu drogi i ruszamy niebieskim szlakiem w stronę szczytu Skalnika. Początkowo szlak wiedzie przez piękny las ale dość stromym podejściem. Po dojściu Pod Ostrą Małą, gdzie szlaki czerwony, niebieski, zielony, żółty łączą się i rozgałęziają robi się płasko i pojawiają się okazałe skałki, które robią na nas bardzo duże wrażenie. Dalsza podróż odbywa się „Grzbietową Drogą” po „płaskim” aby w pewnym momencie zejść ze szlaku i drogą dojść do szczytu Skalnika. Na szczycie teren ładnie zagospodarowany z tablicami informacyjnymi. Robimy pamiątkowe zdjęcia aby uwiecznić nasze dokonanie oraz przybijamy pieczątkę w naszych książeczkach i spełnić warunek zdobywcy KGP. Droga powrotna mija nam równie przyjemnie i po drodze zachwycamy się ciekawym zjawiskiem przebijającego się światła promieni słonecznych przez lekką mgiełkę dodatkowo rozproszonych przez drzewa. Widok mistyczny i również warty upamiętnienia na zdjęciach.

Śnieżka 1602 m n.p.m.

Śnieżka jest najwyższym szczytem Karkonoszy ale również najwyższym szczytem naszych południowych sąsiadów czyli Republiki Czeskiej. Dlatego zdobywając ją wskoczył nam kolejny szczyt w ramach Korony Europy! Warunki ze względu na wysokość jak i porę roku skrajnie zmienne – na dole jesień na górze zima.

Samochód zostawiamy pod naszą kwaterą noclegową i ruszamy czerwonym szlakiem na szczyt. Czerwony szlak jest trudniejszym podejściem, zwłaszcza na ostatnim odcinku, podejściu pod Dom Śląski. Po drodze mijamy zamknięte schronisko PTTK nad Łomniczką, gdzie robimy chwilowy postój. Dla mnie jest to pierwsze wyjście z nowymi butami KEENa i trochę obawiam się o drobne obcierki na stopach, które jednak na szczęści nie mają miejsca a buciki są super wygodne. Od wodospadu Łomniczki już same skały i strome podejście z poumieszczanymi tabliczkami upamiętniającymi osoby, które straciły życie w górach. Po dojściu w okolice Domu Śląskiego ledwo go wypatrujemy taka jest mgła a do tego zimny wiatr. Wskakujemy do środka na ciepłą herbatkę i drugie śniadanie. Dzwonię do Miłosza, który został z babcią i ma zdalne lekcje z domu ze względu na panującą pandemię corona wirusa. Nawet dobrze się składa bo nie może znaleźć ładowarki do komputera więc daję mu wskazówki na lokalizację zapasowego zasilacza. Przed dalszą droga ubieramy się już cieplej, bo całą droga jest w ekspozycji na zimny wiatr. Wybieramy oczywiście podejście strome czerwonym szlakiem. Na szczycie wita nas bajkowe Obserwatorium Meteorologiczne w kształcie spodków UFO. Chowamy się za nim aby ocieplić się jeszcze kurtkami puchowymi bo na samym szczycie wieje jeszcze mocniej. Następnie robimy serią pamiątkowych zdjęć na i ze szczytu. Bar po czeskiej stronie granicy jest zamknięty więc nie tracąc czasu i aby się nie wychłodzić schodzimy ze szczytu ale już szlakiem niebieskim do Domu Śląskiego, do którego już nie wchodzimy tylko idziemy dalej czarnym szlakiem, który prowadzi w zasadzie cały czas szeroką łagodną drogą służącą jako podjazd dla obsługi do Obserwatorium. Po drodze mijamy Kocioł Białego Jaru gdzie w 1968 w marcu schodząca lawina zabrała życie 24 osobom. W wyniku której odbyła się głośna na całą Polskę akcja ratownicza na dużą skalę (brało w niej udział 1100 osób). W chwili obecnej wydarzenia z tego okresu są opisane na pamiątkowej tablicy. Dla nas też było przez chwilę w tej okolicy niebezpiecznie gdyż w poprzek drogi poprowadzone są drewniane rynny dla odprowadzania wody aby nie podmywała drogi. Sylwia stanęła na niej i mokre drewno okazało się bardzo śliskie. Dlatego poślizgnęła się o mało nie upadając i nie robiąc sobie większej krzywdy, na szczęście skończyło się bez upadku. Dalsza droga odbyła się już bez żadnych przygód i zmęczeni ale szczęśliwi dotarliśmy na nasza kwaterę, gdzie chwilkę odpoczęliśmy, spakowaliśmy się i pojechaliśmy dalej na kolejny szczyt.

Łysica 612 m n.p.m.

wejście I – 19 października 2020
wejście II – 5 grudnia 2020
wejście III – 2 sierpnia 2021
wejście IV – 30 kwietnia 2022 GSŚ

Na powrocie z naszego tourne po drodze taka miła przerwa. Zatrzymaliśmy się w bardzo przyjemnym miejscu – Agroturystyce u Banasia gdzie korzystaliśmy ze wszelkich dostępnych uciech dla ciała tj. groty solnej z mini tężniami i sauny. Sama Łysica bardzo przyjemna z łatwym podejściem.

Tarnica 1346 m n.p.m.

wejście I – 9 sierpnia 2019
wejście II – 18 października 2020
wejście III – 3 sierpnia 2022

Bieszczady, zielone Bieszczady zamieszkałe przez Biesy i ich pomocników Czady. Te drugie były bardziej przychylne ludziom i nam chyba też nie przeszkadzały w zdobywaniu najwyższego szczytu regiony Tarnicy. Ale to głownie dzięki bieszczadzkim zielonym aniołom udało się szybko i bezpiecznie zdobyć leżącą wśród pięknych połonin królującą nad pozostałymi szczytami górę mierzącą 1346 m n.p.m.

Lackowa 997 m n.p.m.

wejście I – 17 października 2020
wejście II – 5 sierpnia 2021

Niby szybka góra, niby Beskid Niski a ciężko było bardzo. Głownie ze względu na bardzo strome podejście ale również pogoda nas nie rozpieszczała bo padał deszcz. Do tego bardzo strome podejście w mokrej skale i błocie, sam nie wiem czy było gorsze na podejściu czy na zejściu.

Radziejowa 1262 m n.p.m.

Bardzo miłe podejście z momentami bardziej stromymi ale szlak, którym szliśmy bardzo przyjemny. Pomimo, że od poprzedniego szczytu – Wysokiej dzieli go odległość ok. 15 km to niestety trzeba było dojechać drogą dookoła ponad 60 km. Może kiedyś zrobimy tą trasę szczytami.

Wysoka 1050 m n.p.m.

Pieniny … to mówi wszystko! Góry tak piękne jak Tatry, albo piękniejsze a do tego mniej turystów zwłaszcza tych z przypadku. Mieliśmy ruszyć z miejscowości Jaworki, ale bliżej do szlaku było z parkingu pod szlakiem, dlatego też to właśnie tam zostawiliśmy auto. Prosto z parkingu weszliśmy do Wąwozu Homole i pomimo deszczowej pogody urzekliśmy się jego pięknem. Wąwóz jest malowniczo wyżłobionym kanionem w skale przez potok Kamionka na długości niecałego kilometra. Szlag poprowadzony jest na przemian po obu stronach rzeczki z przeprawami mostowymi nad jej nurtem. Po jest dosyć wczesna to i na szczęście ludzi jest bardzo mało i idzie się w ciszy napałając się dźwiękami natury. Natura również czuje ciszę i spokój i wychodzi nam na spotkanie. Mamy okazję a w zasadzie to dzięki Sylwii, która zauważa przy drodze nieporadnie wdrapującą się salamandrę. Nie ingerując i nie stresują oglądamy jej zmagania z pewnej odległości. Cóż za cudowne uczucie, ostatni raz widziałem salamandrę w jej naturalnym środowisku ostatni raz mając chyba około 8 lat i będąc z rodzicami na wczasach w górach. Przechodząc kolejny raz nad potokiem Kamionka odbijamy na Polanę pod Wysoką i którą docieramy pod las, który ze względu na niski pułap chmur wydaje się być cały spowity mgłą. W lesie zaczyna się już bardziej strome podejście, które wymaga od nas częstszych odpoczynków. Przy rozstaju Pod Wysoką odbijamy w lewo i lasem ale już po skałach zaczynamy jeszcze bardziej strome podejście. Wilgotność w powietrzu jest duża a skały bardzo śliskie dlatego musimy bardzo uważać aby nie złapać przez pośpiech niepotrzebnej kontuzji. Na szczęście udaje się cało i sprawnie, zwłaszcza ostatni bardzo stromy odcinek podejść bezpiecznie i cieszyć się osiągnięciem szczytu i tylko tym bo cały szczyt spowijają chmury i nie ma żadnych widoków. Robimy pomimo wszystko pamiątkowe zdjęcie oraz wbijamy stempelek do naszych książeczek. Powrót odbywa dokładnie tą samą drogą a my z tęsknotą w sercu wiemy, że wrócimy tu kiedyś z chłopcami i może wówczas uda nam się nacieszyć oczy widokami.

Strona 4 z 6

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén