wejście I – 6 listopada 2020 Sylwia i Patryk wejście II – 7 stycznia 2023 Sylwia i Patryk wejście III – 16 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Trochę za późno dojechaliśmy z dwóch powodów, po pierwsze za późno wstaliśmy, a drugi to za dużo nam czasu zeszło na Wielkiej Sowie. Ale nie żałujemy ani pierwszego ani drugiego powodu 🙂 Nasze ograniczenia wynikały z końcówki dnia i zachodu słońca, do którego pozostało nam ok. pół godziny.
Pogoda troszkę nas wystraszyła, bo dużo śniegu i lekki mrozek, a podejście od Schroniska PTTK Andrzejówka bardzo strome. Auto zostawiliśmy na parkingu pod Schroniskiem i zabraliśmy plecaki z odpowiednim wyposażeniem, czyli na pierwszym miejscu raczki i rakiety śnieżne. Od schroniska na szczyt prowadzi żółty szlak, początkowo po drodze bez wzniesień, aby po chwili skręcić w lewo i do góry. Szlak był już przetarty, więc i my ruszyliśmy bez ociągania się. Daleko nie zaszliśmy i musieliśmy założyć raczki i rakiety śnieżne, gdyż za często zaliczaliśmy poślizgnięcia. Od tego momentu poszło już może nie szybciej, ale dużo bezpieczniej. Na szczęście na szczycie znaleźliśmy się cało i jeszcze za dnia. Kilka fotek pamiątkowych i bez zbędnej zwłoki ruszyliśmy w drogę powrotną do dołu. Sprawdziło się powiedzenie, że lepiej jest podchodzić niż schodzić. Powoli, asekurując się nawzajem udało nam się zejść na dół w ostatnich promieniach dnia. Wskoczyliśmy jeszcze po pieczątki do Schroniska PTTK i ruszyliśmy do Kudowy Zdrój.
Wielka Sowa odlotowa 😄 wyprawę rozpoczęliśmy we wtorek tuż po uprzednim wyczynie narciarskim na stoku Gór Orlickich w Zieleńcu. Czerwonym szlakiem przeszliśmy ok. 6,5 km mijając po drodze prywatne schronisko “Orzeł”, a następnie zamknięte schronisko “Sowa”. Okazuje się, że jest to fragment Głównego Szlaku Sudeckiego, który niebawem rozpoczniemy. Na szczyt wchodziliśmy z przyjemnością, trasą w niesamowicie zimowym klimacie. Drzewa pokryte były białą szatą delikatnego puchu i wyglądały jakby tańczyły w kółeczku 😋 Janek i Miłosz dotrzymywali nam kroku, niemniej jednak postój pod górę był dla nich niejednokrotnie priorytetem. W połowie drogi na szczyt znajduje się Pomnik Carla Wiesena, który był propagatorem turystyki w Górach Sowich i zaangażował się w budowę pierwszej wieży na szczycie Wielkiej Sowy, a także zainicjował budowę schroniska pod Wielką Sową w postaci przekazania pod niego gruntu. W końcu po 1,5 h marszu i podejściu 350 m – zdobyliśmy szczyt Wielką Sowa na wysokości 1015 m n.p.m., który jest najwyższym szczytem Gór Sowich. Pod wiatą pożywny popasik (kiełbaska wędzona, pączki i ciepła herbatka), na tle wieży wykonaliśmy zdjęcia pamiątkowe i uzyskaliśmy pieczątki do naszych KGP. Wieża widokowa ma 25 m wysokości i pochodzi z 1906 roku. Ponad 30 lat wcześniej powstała tu konstrukcja drewniana. Uroczyste otwarcie murowanej wieży odbyło się w 1906 roku i nadano jej imię Żelaznego Kanclerza Otto van Bismarcka. Panorama z wieży sięga Śnieżki, Śnieżnika, Broumowskich Sten oraz tajemniczej Ślęży. Obecnie wieża nosi imię Mieczysława Orłowicza 😁 W końcu równym krokiem ruszyliśmy w dół szlakiem czerwonym. W przeciwnym wypadku byłaby bura, gdyż czeka na nas jeszcze Waligóra 👍 krocząc do auta mijaliśmy po lewej stronie stok narciarski usytuowany na górze Sokół. Informacja istotna dla nas, przyszłych płockich narciarzy 😋
Jagodna Południowa wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk Jagodna Północna wejście II – 14 stycznia 2021 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek Jagodna Południowa wejście III – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
To już nasza trzecia przygoda z ta górą. Pierwszy raz byliśmy na jej południowym szczycie zdobywając ją do KGP. Drugi raz byliśmy na jej północnym szczycie zdobywając ją do DGP, byliśmy wówczas z chłopcami i jak zauważyliśmy było to równo co do dnia 3 lata temu. Nawet wówczas proponowałem chłopcom aby ze szczytu północnego przejść od razu na szczyt południowy czyli odcinek ok. 1 km ale spotkało się to ze stanowczym sprzeciwem. Nie omieszkałem im tego dzisiaj przypomnieć i teraz tego bardzo żałowali. Jagodna w dniu dzisiejszym zaplanowana była jako druga i to pewnie dlatego motywacja i chęć walki u chłopców była już dużo mniejsza. My natomiast nie daliśmy za wygraną i po zaparkowaniu na poboczu, tak jak za pierwszym razem ruszyliśmy niebieskim szlakiem na szczyt. Droga początkowo prowadziła wąską ścieżką przez las aby po chwili dotrzeć do drogi przeciwpożarowej czyli szerokiej i łagodnej prowadzącej już do samego szczytu. Obok drogi cały czas wiła się ścieżka rowerowa, która o tej porze roku nie miała amatorów. Droga na szczyt minęła nam bardzo szybko. Na wieżę postanowiliśmy nie wchodzić ponieważ chmury były bardzo nisko i wiał silny zimny wiatr. Zatrzymaliśmy się za to pod wiatką obok wieży gdzie obecnie znajduje się skrzyneczka ze stempelkiem i zjedliśmy kanapki popijając ciepłą herbatką. Tak pokrzepieni zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć i ruszyliśmy w drogę powrotną, która minęła nam jeszcze szybciej gdyż chłopcy doznali powrót mocy i biegali, rzucali się śnieżkami i tarzali się w śniegu. Sam szlak niebieski nie był bardzo zaśnieżony, dlatego szło się łatwo w przeciwieństwie do drogi dojazdowej.
wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk wejście II – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
W końcu wszyscy razem! Hurra! Ferie zimowe 2024 roku w Sudetach z chłopcami 🙂 Dzień wyprawy na Orlicę rozpoczynamy spontanicznie od zwiedzania Kaplicy Czaszek w miejscowości Czeremna/ Kudowa-Zdrój. Podczas wyjazdu sylwestrowego 2023 do Kudowy-Zdrój odwiedziliśmy to miejsce. W związku z tym, bilety kupiliśmy tylko Jankowi i Miłoszowi. Chłopcy byli pełni obaw z uwagi na nazwę obiektu. Nie mniej jednak zdecydowali się na ten krok. Jakie wrażenia po wyjściu? Miłosz nie odezwał się słowem, Janka rozbolała głowa. Nic w tym dziwnego, gdyż ściany i sufit Kaplicy Czaszek z 1776 roku wyłożono 3 tysiącami czaszek i piszczeli ludzkich. W piwnicy znajduje się jeszcze 21 tys. czaszek i kości zmarłych na cholerę w czasie epidemii panującej w okresie wojny 30-letniej, a zebranych w rejonie Kudowy-Zdrój, Dusznikach-Zdrój oraz Polanicy-Zdrój. Założycielem kaplicy był Czech, proboszcz tutejszej parafii, Wacław Tomaszek. To z jego inicjatywy rozpoczęto proces gromadzenia ludzkich kości celem upamiętnienia ich istnienia.
Wejście na Orlicę rozpoczęliśmy szklakiem zielonym z przystanku niedaleko pensjonatu Przystanek Alaska. W bajkowej zimowej scenerii, szlakiem zielonym byliśmy wręcz uwiedzeni urokami natury, która zafundowała nam atrakcje dla ducha. Janek i Miłosz byli niesamowicie przejęci tą wyprawą, gdyż mogli w pełni oddać się zabawie w śniegu. Trasa przyjemna, nieskomplikowana o niskim stopniu trudności pokonana przez nas w ciągu 1,5 h na odcinku 5 km. Ku naszemu zaskoczeniu, od czasu ostatniego wejścia na Orlicę, zaobserwowaliśmy wybudowaną wieżę widokową, na którą wraz z dziećmi weszliśmy. Zdjęcie na szczycie (50 m od wieży widokowej) i popasik w wiatce pod wieżą, a następnie zejście do auta w celu przemieszczenia się na kolejny szczyt – oto jak minęła nam wyprawa na Orlicę.
wejście I – 7 listopada 2020 Sylwia i Patryk wejście II – 13 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Po bardzo długiej przerwie w zdobywaniu z chłopcami Korony Gór Polski ruszyliśmy ponownie na szlak … przygód. Już w drodze do Kudowy-Zdroju jako pierwszy szczyt zaplanowaliśmy Ślężę. Głównie dla rozprostowania nóg, ale i też, że po drodze postanowiliśmy skręcić nieco z trasy i wejść na tą historyczną górę, będącą religijnym kultem solarnym, miejscowych plemion z początków epoki brązu. Szczyt Ślęża zalicza się nie tylko do Diademu Polskich Gór, Korony Gór Polski, ale również do Korony Sudetów, Korony Sudetów Polskich i Zdobywcy Polskich Gór. Kult plemion słowiańskich widoczny jest zresztą do dzisiaj, a nawet stanowi pewną turystyczną atrakcję m.in. starożytna rzeźba niedźwiedzia w kamieniu znajdująca się na szczycie. Oprócz tych pozostałości kultu, na szczycie znajduje się Dom Turysty PTTK oraz Kościół. W tym pierwszym znajduje się pieczątka, która jest obowiązkowym elementem do zdobycia odznaki Korony Gór, ale również miejsce na popas 🙂 Kupiliśmy chłopcom Coca-Colę w nagrodę za dzielne podejście, a Sylwia kupiła nam po znaczku Liczyrzepy, która będzie wspaniałą pamiątką dla nas, zwłaszcza po lekturze pt. „Schronisko, które przestało istnieć” Sławomira Gortycha. Na parkingu załapaliśmy się na darmową herbatę i pomidorówkę, chyba obywał się jakiś event. Ruszyliśmy z Przełęczy Tąpadła, a samo podejście odbyło się po szlaku żółtym 1,5h w górę i 0,5h w dół z przewyższeniami nieprzekraczającymi 400m. Generalnie było ślisko przy dość umiarkowanym poziomie śniegu na szlaku. Niewykluczone, iż przydałyby się raczki na butach. Nie mniej jednak nikomu nic się nie stało. Zatem bezpiecznie zeszliśmy ze szczytu. Na parkingu jak i na szlaku było trochę ludzi, ale nie na tyle dużo, aby stwierdzić, że było to uciążliwe. Ogólnie stwierdziliśmy z Sylwią, że bardzo miło było tu wrócić po raz drugi i równie chętnie wrócimy to po raz trzeci z moją mamą. Byłoby cudownie!
Gromnik to przyjemny spacerek na koniec naszego wyjazdu. Trzeba było troszkę nadłożyć drogi w bok podczas powrotu, ale przynajmniej dzięki temu będziemy mieli już temat w tej części mapy „domknięty” (chodzi o północny wschód Włóczykija Sudeckiego). Podjechaliśmy już nieco późno i na zegarku pojawił się komunikat, że „za 10 minut jest zachód słońca”, ale trasa na szczyt i ilość przewyższeń z parkingu, gdzie wszyscy pozostawiają auta jest tak krótka i mała, że bezwłocznie ruszyliśmy. Podejście odbywa się na odcinku 300 m przygotowaną drogą z udogodnieniami w postaci przygotowanych stopni, więc wchodzi się praktycznie jak po schodach. Przy drodze na szczyt znajdują się tablice edukacyjne, opisujące faunę i florę okolicy. Na szczycie znajduje się piękna wieża widokowa z zamkniętą klatką schodową, niestety podczas naszej wizyty była zamknięta. Obok wieży znajdują się zabezpieczone i wyeksponowane dla zwiedzających pozostałości lapidarium oraz … informacja o duchu Hansa von Czirne, który w pokucie błąka się po zboczach Gromnika. Tego nie potwierdzamy ani nie zaprzeczamy, po prostu go nie znamy 🙂 albo po prostu go nie spotkaliśmy. Sam szczyt jest rownież bardzo atrakcyjny pod kątem odpoczynku, gdyż znajdują się ławki oraz miejsce na ognisko. My ze względu na porę jak i nasz powrót do domu, nie spędziliśmy tu dużo czasu, ale może kiedyś przejazdem jak będzie pogoda miło będzie tu wrócić.
Ostra Góra o wysokości 360 m n.p.m. nie była taka ostra 😁
W Nowy Rok 2024 wyzwaniem 😄 obok szczytu Gromnik i Dobroslav była Ostra Góra będąca częścią Przedgórza Sudeckiego i najwyższym szczytem Wzgórz Dębowych będących częścią Wzgórz Niemczańsko-Strzelińskich. Przewyższenia rzędu 108 m pozwalały na delektowanie się trekkingiem w cudownych okolicznościach przyrody. Z powodu warunków po deszczu, w obawie przed postojem ‘na stałe’ ~ zaparkowaliśmy samochód w miejscowości Wojsławice poniżej zaplanowanego nadkładając ok. 1 km do Arboretum Wojsławice. To właśnie tu znajduje się Ogród Botaniczny Uniwersytetu Wrocławskiego, którego powierzchnia wynosi 62 ha, na której znajdują się ogromne zbiory rzadkich odmian roślin i krzewów (w tym 8 tys. odmian rododendronów), a także wystawy skał i minerałów Dolnego Śląska. Warto było zobaczyć z daleka rozpościerające się w różnych kierunkach zadbane ścieżki pośród licznej roślinności 👍 Cudowny klimat, fantastyczna pogoda , cisza, spokój i rewelacyjne towarzystwo, bo “nieważne gdzie, ważne z kim”. Po drodze minęliśmy przepiękny, zadbany ogród botaniczny. Dotarliśmy w końcu do Skrzyżowania pod Ostrą następnie do Przełęczy pod Ostrą. Teraz już tylko pod górę, Ostrą Górę na poziom 360 m n.p.m. Ku naszemu zaskoczeniu tuż obok szczytu była wieża widokowa. Szybko ruszyliśmy w jej kierunku, aby wspiąć się i podziwiać okoliczny krajobraz. Ale cóż to ma znaczyć…? 😏 Ja nie wierzę, że nie można wspiąć się na tę wieżę 😭 Wieża widokowa na Ostrej Górze powstała w 1930 roku z inicjatywy Towarzystwa Górskiego w Niemczy. Otwarcie wykonanej ze stali wieży miało miejsce w sierpniu 1930 roku. Wcześniej tj. od 1893 roku wieża była drewnianą. Widok z 18 m wieży na Góry Bardzkie, Góry Złote, Góry Sowie czy Masyw Śnieżnika, Masyw Ślęży uniemożliwia obecnie tragiczny stan techniczny wieży. Mianowicie, ruiny wieży pokryte są korozją i nie posiadają licznych stopni już na podejściu, ale również na kolejnych etapach konstrukcji stalowej. Widać brak dofinansowania do atrakcji turystycznej, która stanowi okruchy pamiątek z przeszłości. Całą wyprawę czerwonym szlakiem odbyliśmy w ciągu 50 min. na odcinku 3,4 km ukontentowani klimatem Przedgórza Sudeckiego. Czy zachęcamy do wyprawy w ten kierunek gór? Zdecydowanie TAK 👍 Tutaj odpoczniesz, zaznasz spokoju i sam zdecydujesz, którym spośród licznych szlaków turystycznych będziesz chciał przemierzać i delektować się urokami przyrody Niemczańsko-Strzelińskiej 👌
Pierwszy nasz szczyt w 2024 roku! W planach był jako ostatni w roku 2023, ale nie zdążylibyśmy dojechać za widoku w dniu wczorajszym a koniecznie chcieliśmy mieć z okolicy kilka ujęć z drona. Stąd decyzja o przełożeniu na kolejny dzień. W okolicy znajduje się bardzo dużo bunkrów, które tworzą cały system umocnień i fortyfikacji zbudowanych przez Czechosłowację przed wybuchem II Wojny Światowej a obecnie udostępnionych dla zwiedzających. Szczęście jednak nam nie dopisało 🙁 i nie mamy żadnych ujęć z drona, gdyż od rana pogoda jest dżdżysta i występuje bardzo duża mgła. Pomimo tego realizujemy nasz plan z założeniem, że wrócimy tu jeszcze w lepszych okolicznościach pogody i koniecznie z chłopcami – zwłaszcza dla nich może to być nie lada gratka. Na szczyt ruszamy tuż przed 12:00 asfaltową drogą z minimalnym przewyższeniem. Po około 500 m docieramy do Jiráskovej Chaty, czyli schroniska znajdującego się w pobliżu szczytu. Do schroniska można dojechać również autem (trochę ich stoi na parkingu), jednak naszą decyzją było od początku, aby te kilkaset metrów się przejść, nawet pomimo niesprzyjającej pogody. Na szczycie robimy sobie zdjęcie z ledwo widocznym przez mgłę schroniskiem oraz przy tabliczce z nazwą szczytu. W drodze powrotnej postanawiamy wrócić przez pole przechodząc przez szczyt oznaczony na mapie. W miejscu szczytu znajduje się tabliczka informacyjna o znajdującym się w tym miejscu punkcie trygonometrycznym stanowiącym ważny punkt podstaw geodezyjnych Republiki Czeskiej. Przy nim również robimy sobie zdjęcie i szybko wracamy do samochodu, aby udać się na kolejny zaplanowany w drodze powrotnej do domu szczyt – Ostrą Górę. Podsumowując: nasza wycieczka trwała niecałe 20 min. głównie po asfaltowej drodze i kawałek po utwardzonym polu, podczas wycieczki przeszliśmy 1,1 km i pokonaliśmy 22 m przewyższeń.
Ten szczyt planowaliśmy już dużo wcześniej ale czas na jego zdobycie przyszedł dopiero podczas tego wyjazdu. Początkowo mieliśmy go zdobywać w drodze powrotnej czyli 1 stycznia ale ze względu na wczorajszą deszczową pogodę postanowiliśmy jednak na dzisiejsze podejście. Podjechaliśmy ok. 300 metrów dalej niż planowaliśmy ze względu na brak możliwości zaparkowania samochodu. Ruszyliśmy o 14:45, początkowo drogą asfaltową, aby po 150 metrach zobaczyć jak czerwony szlak skręca w lewo, a w zasadzie to nie w lewo tylko do góry! Tak, tak zobaczyliśmy prawie pionową ścianę, której końca nie było widać. W tym momencie przypomniało się nam podejście pod Lackową ale w sumie stwierdziliśmy, że temu podejściu jednak jeszcze troszkę brakowało. Jak to bywa na takich stromych podejściach nie należy patrzeć na mapę, gdyż punkt położenia prawie się nie zmienia i wydaje się, pomimo ogromnego trudu podejścia, że się nie przesuwamy do przodu. A jest to jednak dołujące. W tym przypadku niestety złamaliśmy ta regułę, ale dobre nastawienie psychiczne oraz wizja sauny po powrocie wzięła górę i ruszyliśmy bez spoglądania na mapę. Nawet nie wiem kiedy udało się pokonać strome podejście i dalej droga już była spokojniejsza ale cały czas czuło się wzniesienie. Trwało to do czasu osiągnięcia szczytu Rudnik 845 m n.p.m. dopiero od tego momentu do naszego celu droga obywała się niemal po równym poziomym odcinku, dlatego mogliśmy przyspieszyć kroku i niebawem osiągnęliśmy szczyt Wolarz. Po drodze przeanalizowaliśmy możliwość wrócenia inną drogą aby nie musieć na końcówce mieć stromego zejścia. Dlatego ze szczytu ruszyliśmy czarnym szlakiem w dół. Oczywiście różnicę wysokości trzeba było pokonać taką samą jak przy podejściu a ta droga była niewiele dłuższa, więc strome zejście było zaraz po odbiciu ze szczytu. Na szczęście było krótsze i mniej strome, jednak zachodzące słońce i powolne nastawanie ciemności przyspieszało nasz marsz. Ze szlaku czarnego musieliśmy jednak odbić w boczną drogę aby wyjść przy samochodzie. Byliśmy zadowoleni ze miany trasy bo była równie ciekawa a udało nam się dotrzeć do samochodu przed nadejściem zmroku. Po wskoczeniu do auta ruszyliśmy na chwilowy odpoczynek i obiadek na naszą kwaterę a później na sunę i basen do hotelu Villa Verde (https://www.villaverde.pl/?utm_source=google&utm_medium=maps ) oczywiście w ramach karty Multispot 🙂
Błędne Skały … są obłędne !!! 😋 zwłaszcza w Sylwestra 2023 😂
Lubisz mroczne tajemnice skryte w skałach piaskowca? … i labirynty nieziemskiej przygody pomiędzy Skalnym Siodłem a Furtką przemierzając Przesmyk Liczyrzepy? Musisz tu być 👍.
Naszą trekkingową wyprawę rozpoczęliśmy ok. godz. 11:00 właśnie 31 grudnia ~ takie górskie fanaberie Sysi i Patusia😄 Z parkingu dolnego ruszyliśmy niebieskim szlakiem na błotną 4 km wyprawę ku skalnym labiryntom Gór Stołowych, zrodzonych z morza. Trasa na Błędne Skały wiedzie przy Szosie Stu Zakrętów. Przed wejściem na obszar Błędnych Skał zatrzymaliśmy się w miejscu parkingu górnego, z którego widzieliśmy m.in. Śnieżkę, Jested, Skalnik, Skalny Stół. W końcu weszliśmy na teren ok. 21 ha na wysokości 853 m n.p.m. obejmujący swoim zasięgiem formy skalne o wysokości od 6 m do nawet 11 m. Zwiedzanie poza sezonem jest bezpłatne stąd uniknęliśmy opłaty 12 zł za osobę. Szczeliny, wąskie zaułki kierowały nas ku niezwykłym doznaniom zmysłu wzroku w postaci skał wytworzonych w wyniku wietrzenia piaskowca ciosowego. Było ślisko, ale fantastycznie bawiliśmy się odkrywając uformowane przez naturę skały różnorakich kształtów. Okazało się, że każda skała posiada swoją nazwę np.: „Skalne Siodło”, „Stołowy Głaz”, “Okręt”, “Dwunożny Grzyb”, “Kasa”, Kurza Stopka”, „Długi Pasaż”, “Przesmyk Liczyrzepy”, “Furtka”. Nie omieszkam w tym miejscu wspomnieć, że przed wyjazdem oboje przeczytaliśmy książkę pt. “Schronisko, które przestało istnieć” Sławka Gortycha. Główną osią powieści jest schronisko na Śnieżnych Kotłach, które pierwotnie były celem naszej Sylwestrowej podróży w góry. Z uwagi na chęć zdobycia srebrnej odznaki Sudeckiego Włóczykija, zdecydowaliśmy się na ten kierunek wyprawy. Wracając do skały, której nazwa nawiązuje do Liczyrzepy, po przeczytaniu książki, wiemy, że mowa o Duchu Gór. Nazywano go również Karkonoszem z powodu, iż był Duchem Karkonoszy. Liczyrzepą został wówczas, kiedy musiał liczyć rzepy nazbierane z pól w celu przeobrażenia ich w dworzan dla zadowolenia ukochanej Dobrogniewy, którą porwał. Dziewczyna, wykorzystując zaangażowanie podczas liczenia, wymknęła się z zamku Liczyrzepy ze swoim ukochanym Mieszkiem z Raciborza. Postać Liczyrzepy kojarzy się ze starcem o długich siwych włosach i brodzie, którego siedzibą jest szczyt Śnieżki.
Zatem, jak mawia mama Patryka: “Podróże kształcą, ludzi wykształconych”.
W pobliżu Błędnych Skał znajduje się „Głaz Trzech Krzyży”, wówczas pilnie strzeżony punkt celny między hrabstwem kłodzkim a Królestwem Czech. Na terenie Błędnych Skał znajduje się również punkt widokowy, na platformie o nazwie „Skalne Czasze” skąd widoczny jest m.in. Szczeliniec Wielki i Mały, Broumovska Vrchovina, miejscowość Machov, ale także Karkonosze! O ile warunki pogodowe na to pozwolą 😉. Skalny labirynt Błędnych Skał wynosi ok. 750 m, a “zabawa w chowanego” trwała ok. 40 min i uwieńczona została licznymi zdjęciami jak i filmem z całego przejścia labiryntu. Po przejściu labiryntu zeszliśmy w dół szlakiem zielonym. Przy zejściu z drogi pożarowej krajobrazy uwieczniliśmy z drona. Po przebyciu 11,3 km ścieżką edukacyjną w ciągu nieco ponad 3h dotarliśmy do parkingu dolnego. Warunki błotne nie umilały nam czasu, niemniej jednak bezpiecznie zakończyliśmy cudowną wyprawę.
Przepiękne Skalne Miasto pozostanie w naszej pamięci na zawsze. Wkrótce wracamy tutaj ponownie z dziećmi 😍.