Cóż to były za niezapomniane chwile podczas zdobywania szczytu Górzno tzw. Wzgórze Ernesta…. pogoda była słoneczna. Trasa rozpościerała się przez pole, które wiodło nas wprost na szczyt stanowiący zwyczajny gaik 🙃 niby nic, bo tylko 305 m npm, ale ubaw „po pachy” 😄 wszystko dzięki tak ambitnym wzniesieniom jak Górzno.
Ciekawy szczyt na obrzeżach Wałbrzycha. Który to zresztą wbrew pozorom nie jest łatwy do zdobycia z uwagi na to iż nie prowadzi na niego żaden oznaczony szlak. Kłopotem nie jest w żadnym wypadku podejście ale podjęcie decyzji z której strony zostawić auto aby podejście było jak najbardziej urokliwe. My krążyliśmy troszeczkę, gdyż od strony od której chcieliśmy ruszyć nie oferowało możliwości postawienia samochodu. W końcu znaleźliśmy odpowiednie miejsce i częściowo przez las a częściowo przez pola pokonując kilka podejść i zejść udało się go zdobyć. Szczyt odwdzięczył się nam pięknymi widokami z panoramą Wałbrzycha w tle.
7 stycznia to nasz drugi dzień górskich zmagań. Aby nie tracić czasu samochodem podjeżdżamy jak najdalej się da, więc nie zostawiamy w centrum miejscowości Paprotki tylko jedziemy na obrzeża miejscowości i zostawiamy go w miejscu, w którym nie będzie przeszkadzał a my ruszamy początkowo łączonym szlakiem zielony i czerwony aby wejściu już w las na pierwszej polance pozostawić szlak zielony, który prowadzi dalej prosto i odbić w prawo czerwonym, który ma nas doprowadzić na sam szczyt. Pomimo wiatru nioski poziom chmur utrzymuje się i przejściu około połowy drogi na szczyt zaczyna otaczać nas mgła. Trasa napawa nas swoim pięknym ukształtowaniem a dodatkowego uroku dodają wyłaniające się skałki co jakiś czas. Na sam szczyt docieramy w gęstej mgle i bardzo nad tym ubolewamy gdyż sznyt jest wyeksponowany i rozpościera się z niego przepiękna panorama. Jest nawet piękna ranka z nazwą szczytu, w której robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. Ze względu na brak widoków obchodzimy szczyt gdzie znajdujemy wzniesienie z możliwością wykorzystania technik wspinaczkowych z tego bez zastanowienia korzystamy. Po zdobyciu przewyższenia schodzimy do samochodu. Pogoda jak by z nas zakpiła, gdyż po wyjściu z lasu zauważamy, że wyszło słońce a chmury zostały rozwiane i szczyt jest pięknie odsłonięty a więc i widoki z niego w tym momencie byłyby już takie jak oczekiwaliśmy. Trudno, za wcześnie zaczęliśmy ale puszczamy drona aby chociaż zobaczyć namiastkę widoków jakie nam nie były dane ze szczytu. Zwłaszcza pięknie wyglądał Zalew Bukówka na tle gór.
Ostatni szczyt w dniu dzisiejszym i ostatni do uzyskania odznaki Sudecki Włóczykij w stopniu brązowym. Wooow mamy TO!
Trasa przyjemna i niewymagająca ale w ostatnich promieniach dnia. Samochód pozostawiamy pod zabudowaniami w miejscowości Częstocin. Na szczyt prowadzi szlak zielony i to nim będziemy podążać. Początkowo z miejscowości wychodzimy droga asfaltową aby po chwili odbić w drogę gruntową, przy której znajdują się drzewa z wycinki lasu. Ze względu, że trochę padało przez ostatnie dni, droga gruntowa początkowo prowadziła przez łąkę i była mocno rozjeżdżona oraz na tyle błotnista, że musieliśmy iść z boku drogi. Po wejściu w las i przejściu szlaku z drogi gruntowej na leśną ścieżkę sytuacja bardzo się poprawiła i mogliśmy kontynuować dalsze podejście szlakiem. Trasa była cicha i spokojna bez ludzi, dlatego było bardzo przyjemnie i właśnie tak jak lubimy najbardziej. Sam szczyt nie był oznaczony tabliczką ale w jej poszukiwaniu trochę pokręciliśmy się po okolicy szczytu wyznaczonego przez mapy-turystyczne.pl . Szczyt mocno zadrzewiony nie oferował żadnych widoków na okolicę. Finalnie zrobiliśmy sobie zdjęcie na tle charakterystycznej kupki kamieni (zawsze to lepiej niż na tle drzew, które wszędzie wyglądają tak samo 🙂 ) i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Nocleg w Antonówka „Pod Dudziarzem” przez booking.pl. Koszt 162,58 zł bez śniadania. Super lokalizacja, bezpłatne miejsce parkingowe na terenie posesji. Pokój duży i czysty.
Kolejny szczyt, w dniu dzisiejszym. Samochód zostawiamy przy ulicy Książęcej w miejscowości Marczyce. Nie decydujemy się iść szlakiem, który zapewne jest bardziej malowniczy ale goni nas czas. Dlatego idziemy drogą gruntową najpierw przez łąki a następnie przez las aby po trochę więc jak pół kilometra wejść na szlak niebieski prowadzący już na sam szczyt. Po około 200-300 metrach malowniczego podejścia naszym oczom wyłania się kolejny zamek na szczycie. Tym razem jest to zamek Księcia Henryka czyli dawną posiadłość myśliwska Henryka LXII von Reuss w pierwszej połowie XIX w. Zamek nigdy nie pełnił funkcji warownych a jedynie był stylizowany na średniowieczną warownię. Odsłonięty fragment szczytu nawet bez wchodzenia na wieżę pozwala napałać się piękną panoramą Karkonoszy ze zbiornikiem wodnym Sosnówka. Trasa przyjemna i niewymagająca zwłaszcza podczas dobrej pogody jaką mieliśmy czyli bez deszczu i 6st.C na plusie. Jest to miejsce godne polecenia i na pewno tu jeszcze kiedyś wrócimy gdyż widać, że obecny właściciel bardzo dba o to miejsce i za jakiś czas na pewno zmieni się jeszcze bardziej na korzyść.
Szczyt Szybowcowej Góry wznosi się majestatycznie na Jelenią Górą roztaczając ze szczytu piękny widok panoramy miasta. Można dojechać w zasadzie pod sam szczyt ale my kawałeczek chwiliśmy się przejść więc zaparkowaliśmy pod szczytem.
Kolejny już 3 szczyt w dniu dzisiejszym. Kolejny szczyt, który zbliża nas do osiągnięcia Sudeckiego Włóczykija w stopniu brązowym, kolejny z pięknym zamkiem na szczycie. Niestety pogoda znów deszczowa i pomimo małego dystansu jaki pokonaliśmy jesteśmy przemoczeni a to jeszcze nie koniec szczytowania w dniu dzisiejszym.
To już drugi szczyt podczas naszego wypadu w Święto 3 Króli. Kolejny szczyt do osiągnięcia Sudeckiego Włóczykija w stopniu brązowym. Pogoda się poprawiła i już nie pada deszczyk a w oddali nawet słoneczko zaczyna lekko się przebijać. Prosta i miła trasa spacerowa po Śląskiej Fudżijamie czyli wygasłym wulkanie 🙂
Pierwszy długi weekend w tym roku a my już przygotowani i na szlaku. Tym razem postanawiamy dokończyć zdobywanie szczytów w ramach Sudeckiego Włóczykija w stopniu brązowym. Brakuje nam już niedużo a plan jest ambitny więc wrócimy z kompletem a nawet może jak się uda zrealizować plany to będzie kilka szczytów na kolejny stopień. Pogoda temperaturowo ok czyli 4st.C ale przelotne mżawki nie nastrajają do dłuższego i dokładniejszego zwiedzania. Dlatego trochę na leniucha podjeżdżamy najdalej jak się da. Dzięki temu, że podjechaliśmy blisko, praktycznie pod sam zamek na szczycie, nie byliśmy za bardzo zmoczeni i mogliśmy pospacerować chwilę po terenie XI wiecznego przepięknego zamku. Pewnie byłoby jeszcze cudowniej gdyby było słonecznie i puścilibyśmy naszego drona. Nie mniej jednak nacieszyliśmy oczy i dusze pięknymi murami zarówno części zachowanej jak i tych już w ruinie.
O samym zamku, możemy doczytać na stronie o zamku:
Pierwsze wzmianki o Zamku Grodziec pojawiły się w 1155 roku i pochodzą z bulli papieża Hadriana IV. Dwadzieścia lat później Książę Bolesław Wysoki wystawił przywileje Cystersom z Lubiąża. Oprócz wzmianek z XIII wieku, dotyczących dwóch kasztelanów grodu, niewiele wiadomo o losach zamku, który w tamtym okresie był drewniany. Henryk Brodaty, zastąpił drewnianą budowlę murowaną, a ta na przestrzeni wieków była systematycznie rozbudowywana.
Okres wojen husyckich bardzo doświadczył gród. Zdobyty i pogwałcony wojnami zamek, został splądrowany i zniszczony. W 1470 roku Zamek Grodziec został odkupiony przez legnickiego księcia Fryderyka I. Sprowadził do Grodźca murarskich mistrzów z Legnicy, Wrocławia i Görlitz, którym zawdzięczamy dzisiejszy układ przestrzenny budowli. Za czasów Fryderyka II – syna Fryderyka I – Grodziec stał się jedną z piękniejszych rezydencji gotycko-renesansowych na Śląsku.
Po wybuchu wojny zwalczające się wojska przemierzały ziemię śląską, pustosząc miasta i wsie. Zamek Grodziec stał się schronieniem dla mieszkańców poszukujących bezpiecznej przestrzeni dla swojego dobytku. Budowlę konsekwentnie wzmacniano, jednak finanse nie pozwoliły na realizację wszystkich planów. Konsekwencją tego było zdobycie i zniszczenie Zamku Grodziec przez wojska księcia Albrechta Wallensteina. Według różnych źródeł zdobycie warowni było efektem zdrady. Czyjej? Tutaj nie ma spójnej wersji. Wiemy jedynie, że skala zniszczeń była ogromna, a warownia straciła swoją militarną wartość.
XVII i XVIII- wieczne próby odbudowania Grodźca nie zakończyły się sukcesem. Dopiero w roku 1800, kiedy właścicielem dóbr został książę Rzeszy Jan Henryk VI von Hochberg, podjęto efektywne prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne. Starania przerwała kampania napoleońska, jednak bez większego wpływu na zakres prac.
Kolejne lata dla Zamku Grodziec nie były łaskawe. Wojny napoleońskie, zwalczające się kozackie, pruskie i francuskie oddziały, zacięte walki, aż w końcu nowy właściciel i kolejne próby odbudowania zamku. W 1926 roku nazistowski polityk Herbert von Dirkens staje się kolejnym właścicielem majątku.
W 1945 roku Zamek Grodziec ulega dewastacji. Skala zniszczeń nie objęła całego zespołu zamkowego, skradziono jednak zabytkowe zbiory, spalono dachy. Zamek Grodziec stał opustoszały aż do 1959 roku, wtedy rozpoczęto prace porządkowe. Rekonstruowano elementy architektoniczne, które uległy zniszczeniom i kradzieży.
Nocleg w „Młyn Wielisław Agroturystyka i Restauracja„. Miejsce bardzo urokliwe, obsługa miła ale naliczono nam dodatkowe koszty w postaci klimatycznego 2,80 zł za osobę. Koszt noclegu to 150,89 zł (bez śniadania) rezerwacja przez booking.pl. Pokoik bardzo mały i na III piętrze ale za to czysty. Łóżko dwuosobowe ale w moim odczuciu zdecydowanie za miękki materac.
Kolejny dzień naszych świątecznych zmagań tym razem skierował nas kolejny raz na szczyt Lasek. Piękna słoneczna pogoda pozwoliła w pełni cieszyć się piękna panoramą gór rozpościerającą się dookoła nas. Oczywiście obowiązkowym punktem na trasie jest odwiedzenie Chatki na Lasku i jej opiekuna Mariusza.