Wielka Sowa odlotowa 😄 wyprawę rozpoczęliśmy we wtorek tuż po uprzednim wyczynie narciarskim na stoku Gór Orlickich w Zieleńcu. Czerwonym szlakiem przeszliśmy ok. 6,5 km mijając po drodze prywatne schronisko “Orzeł”, a następnie zamknięte schronisko “Sowa”. Okazuje się, że jest to fragment Głównego Szlaku Sudeckiego, który niebawem rozpoczniemy. Na szczyt wchodziliśmy z przyjemnością, trasą w niesamowicie zimowym klimacie. Drzewa pokryte były białą szatą delikatnego puchu i wyglądały jakby tańczyły w kółeczku 😋 Janek i Miłosz dotrzymywali nam kroku, niemniej jednak postój pod górę był dla nich niejednokrotnie priorytetem. W połowie drogi na szczyt znajduje się Pomnik Carla Wiesena, który był propagatorem turystyki w Górach Sowich i zaangażował się w budowę pierwszej wieży na szczycie Wielkiej Sowy, a także zainicjował budowę schroniska pod Wielką Sową w postaci przekazania pod niego gruntu. W końcu po 1,5 h marszu i podejściu 350 m – zdobyliśmy szczyt Wielką Sowa na wysokości 1015 m n.p.m., który jest najwyższym szczytem Gór Sowich. Pod wiatą pożywny popasik (kiełbaska wędzona, pączki i ciepła herbatka), na tle wieży wykonaliśmy zdjęcia pamiątkowe i uzyskaliśmy pieczątki do naszych KGP. Wieża widokowa ma 25 m wysokości i pochodzi z 1906 roku. Ponad 30 lat wcześniej powstała tu konstrukcja drewniana. Uroczyste otwarcie murowanej wieży odbyło się w 1906 roku i nadano jej imię Żelaznego Kanclerza Otto van Bismarcka. Panorama z wieży sięga Śnieżki, Śnieżnika, Broumowskich Sten oraz tajemniczej Ślęży. Obecnie wieża nosi imię Mieczysława Orłowicza 😁 W końcu równym krokiem ruszyliśmy w dół szlakiem czerwonym. W przeciwnym wypadku byłaby bura, gdyż czeka na nas jeszcze Waligóra 👍 krocząc do auta mijaliśmy po lewej stronie stok narciarski usytuowany na górze Sokół. Informacja istotna dla nas, przyszłych płockich narciarzy 😋
Jagodna Południowa wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk Jagodna Północna wejście II – 14 stycznia 2021 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek Jagodna Południowa wejście III – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
To już nasza trzecia przygoda z ta górą. Pierwszy raz byliśmy na jej południowym szczycie zdobywając ją do KGP. Drugi raz byliśmy na jej północnym szczycie zdobywając ją do DGP, byliśmy wówczas z chłopcami i jak zauważyliśmy było to równo co do dnia 3 lata temu. Nawet wówczas proponowałem chłopcom aby ze szczytu północnego przejść od razu na szczyt południowy czyli odcinek ok. 1 km ale spotkało się to ze stanowczym sprzeciwem. Nie omieszkałem im tego dzisiaj przypomnieć i teraz tego bardzo żałowali. Jagodna w dniu dzisiejszym zaplanowana była jako druga i to pewnie dlatego motywacja i chęć walki u chłopców była już dużo mniejsza. My natomiast nie daliśmy za wygraną i po zaparkowaniu na poboczu, tak jak za pierwszym razem ruszyliśmy niebieskim szlakiem na szczyt. Droga początkowo prowadziła wąską ścieżką przez las aby po chwili dotrzeć do drogi przeciwpożarowej czyli szerokiej i łagodnej prowadzącej już do samego szczytu. Obok drogi cały czas wiła się ścieżka rowerowa, która o tej porze roku nie miała amatorów. Droga na szczyt minęła nam bardzo szybko. Na wieżę postanowiliśmy nie wchodzić ponieważ chmury były bardzo nisko i wiał silny zimny wiatr. Zatrzymaliśmy się za to pod wiatką obok wieży gdzie obecnie znajduje się skrzyneczka ze stempelkiem i zjedliśmy kanapki popijając ciepłą herbatką. Tak pokrzepieni zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć i ruszyliśmy w drogę powrotną, która minęła nam jeszcze szybciej gdyż chłopcy doznali powrót mocy i biegali, rzucali się śnieżkami i tarzali się w śniegu. Sam szlak niebieski nie był bardzo zaśnieżony, dlatego szło się łatwo w przeciwieństwie do drogi dojazdowej.
wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk wejście II – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
W końcu wszyscy razem! Hurra! Ferie zimowe 2024 roku w Sudetach z chłopcami 🙂 Dzień wyprawy na Orlicę rozpoczynamy spontanicznie od zwiedzania Kaplicy Czaszek w miejscowości Czeremna/ Kudowa-Zdrój. Podczas wyjazdu sylwestrowego 2023 do Kudowy-Zdrój odwiedziliśmy to miejsce. W związku z tym, bilety kupiliśmy tylko Jankowi i Miłoszowi. Chłopcy byli pełni obaw z uwagi na nazwę obiektu. Nie mniej jednak zdecydowali się na ten krok. Jakie wrażenia po wyjściu? Miłosz nie odezwał się słowem, Janka rozbolała głowa. Nic w tym dziwnego, gdyż ściany i sufit Kaplicy Czaszek z 1776 roku wyłożono 3 tysiącami czaszek i piszczeli ludzkich. W piwnicy znajduje się jeszcze 21 tys. czaszek i kości zmarłych na cholerę w czasie epidemii panującej w okresie wojny 30-letniej, a zebranych w rejonie Kudowy-Zdrój, Dusznikach-Zdrój oraz Polanicy-Zdrój. Założycielem kaplicy był Czech, proboszcz tutejszej parafii, Wacław Tomaszek. To z jego inicjatywy rozpoczęto proces gromadzenia ludzkich kości celem upamiętnienia ich istnienia.
Wejście na Orlicę rozpoczęliśmy szklakiem zielonym z przystanku niedaleko pensjonatu Przystanek Alaska. W bajkowej zimowej scenerii, szlakiem zielonym byliśmy wręcz uwiedzeni urokami natury, która zafundowała nam atrakcje dla ducha. Janek i Miłosz byli niesamowicie przejęci tą wyprawą, gdyż mogli w pełni oddać się zabawie w śniegu. Trasa przyjemna, nieskomplikowana o niskim stopniu trudności pokonana przez nas w ciągu 1,5 h na odcinku 5 km. Ku naszemu zaskoczeniu, od czasu ostatniego wejścia na Orlicę, zaobserwowaliśmy wybudowaną wieżę widokową, na którą wraz z dziećmi weszliśmy. Zdjęcie na szczycie (50 m od wieży widokowej) i popasik w wiatce pod wieżą, a następnie zejście do auta w celu przemieszczenia się na kolejny szczyt – oto jak minęła nam wyprawa na Orlicę.
wejście I – 7 listopada 2020 Sylwia i Patryk wejście II – 13 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Po bardzo długiej przerwie w zdobywaniu z chłopcami Korony Gór Polski ruszyliśmy ponownie na szlak … przygód. Już w drodze do Kudowy-Zdroju jako pierwszy szczyt zaplanowaliśmy Ślężę. Głównie dla rozprostowania nóg, ale i też, że po drodze postanowiliśmy skręcić nieco z trasy i wejść na tą historyczną górę, będącą religijnym kultem solarnym, miejscowych plemion z początków epoki brązu. Szczyt Ślęża zalicza się nie tylko do Diademu Polskich Gór, Korony Gór Polski, ale również do Korony Sudetów, Korony Sudetów Polskich i Zdobywcy Polskich Gór. Kult plemion słowiańskich widoczny jest zresztą do dzisiaj, a nawet stanowi pewną turystyczną atrakcję m.in. starożytna rzeźba niedźwiedzia w kamieniu znajdująca się na szczycie. Oprócz tych pozostałości kultu, na szczycie znajduje się Dom Turysty PTTK oraz Kościół. W tym pierwszym znajduje się pieczątka, która jest obowiązkowym elementem do zdobycia odznaki Korony Gór, ale również miejsce na popas 🙂 Kupiliśmy chłopcom Coca-Colę w nagrodę za dzielne podejście, a Sylwia kupiła nam po znaczku Liczyrzepy, która będzie wspaniałą pamiątką dla nas, zwłaszcza po lekturze pt. „Schronisko, które przestało istnieć” Sławomira Gortycha. Na parkingu załapaliśmy się na darmową herbatę i pomidorówkę, chyba obywał się jakiś event. Ruszyliśmy z Przełęczy Tąpadła, a samo podejście odbyło się po szlaku żółtym 1,5h w górę i 0,5h w dół z przewyższeniami nieprzekraczającymi 400m. Generalnie było ślisko przy dość umiarkowanym poziomie śniegu na szlaku. Niewykluczone, iż przydałyby się raczki na butach. Nie mniej jednak nikomu nic się nie stało. Zatem bezpiecznie zeszliśmy ze szczytu. Na parkingu jak i na szlaku było trochę ludzi, ale nie na tyle dużo, aby stwierdzić, że było to uciążliwe. Ogólnie stwierdziliśmy z Sylwią, że bardzo miło było tu wrócić po raz drugi i równie chętnie wrócimy to po raz trzeci z moją mamą. Byłoby cudownie!
wejście I – 15 października 2020 Sylwia i Patryk wejście II – 4 lipca 2021 Sylwia, Kuba i Jasiek wejście III – 9 lipca 2021 Patryk i Miłosz wejście IV – 31 grudnia 2021 Sylwia i Patryk Wejście V – 2 listopada 2023 Sylwia i Patryk
Nasz dzień zaczął się od szybkiego śniadanka i kawusi a to dla tego, że nie chcieliśmy absolutnie żadnej minuty marnować na siedzenie w pokoju bo … góry czekają. Chcieliśmy jak najwięcej czasu spędzić na szlaku, posiedzieć w schronisku, byle nie w pokoju. Nasz głód przygody głównie zaowocował naszą dość długa przerwą w wyprawach górskich. Do tego stopnia byliśmy wygłodniali, że wyjechaliśmy już 1 listopada aby móc następnego dnia ruszyć od samego rana. Podekscytowanie Sylwii było tym większe, że od tej strony jeszcze nie zdobywała Babiej Góry a znała dokładnie trasę z moich opowieści. Sam byłem nieco niespokojny gdyż nie mogłem się doczekać jej rekacji i tym bardziej czy spełni jej oczekiwania. Po zaparkowaniu auta i wykupieniu biletów wstępów a również drobnych pamiątek ruszyliśmy najpierw ku schronisku. Początek wędrówki to szeroka droga spacerowa z ławeczkami co jakiś czas. Idzie się szlakiem zielonym, który po niecałych dwóch kilometrach odbija w lewo a dzięki drewnianemu mostkowi dostajemy się suchą stopą na drugą stronę potoczku. Teraz szlak wiedzie już przygotowaną ścieżką, najpierw z wyrównaną sztucznie powierzchnią aby zaraz zacząć się wspinać mocniej pod górę gdzie ścieżka prowadzi równolegle do drogi leśnej ze sztucznymi umocnieniami w postaci kamiennych schodów. Podejście ma trochę ponad półtora kilometra i potrafi przy szybszym marszu już troszkę zmęczyć a na pewno trochę zmoczyć plecy. Po pokonaniu podejścia wychodzi się na polankę po przejściu, której widać już zabudowania Schroniska PTTK Markowe Szczawiny i budynków towarzyszących. W schronisku obowiązkowo zatrzymujemy się na krótki popasik i odpoczynek. Spędzamy miłe chwile, nacieszając się atmosferą tego sławnego schroniska. O tej godzinie jest jeszcze bardzo mało ludzi a więc atmosfera jest sprzyjająca do oddania się lekturze, z czego ochoczo korzystamy. Po niecałej godzinie jednak musimy się zbierać gdy szybko upływający czas nie jest naszym sprzymierzeńcem (o tej porze roku ciemno robi się już o 16:30). Ruszamy w dalszą drogę około godziny 10:30. Szlak od schroniska jest łączony żółty – ten którym my idziemy i niebieski, który prowadzi do Przełęczy Krowiarki. Po około 600 m szlaki rozdzielają się a żółty od razu zaczyna piąć się w górę, przez pierwsze 900 m lasem przecinając co chwilę małe cieki wodne. Po przejściu tego odcinka zaczyna się dopiero ogromna satysfakcja z wyboru tej trasy ponieważ dalsza droga biegnie już w skale bez lasu a co chwilę widoki zapierają dech w piersi. Trasa ta zwana jest również Percią Akademików i jest zaliczany do najtrudniejszej trasy na Babią Górę. Z uwagi na stopień trudności szlak wyposażony jest na tym odcinku w sztuczne ułatwienia w postaci klamr i łańcuchów. Trasa ze względów bezpieczeństwa jest jednokierunkowa a w okresie trudniejszych warunków zimowych jest zamykana dla turystów. Podczas podchodzenia w otwartym ternie odczuwamy co i rusz silniejsze podmuchu wiatru a idziemy od strony zawietrznej, strach pomyśleć co będzie u góry. Tuż pod szczytem gdy podmuchy wiatru zaczynają być już bardziej uciążliwe chowamy się za nawisem skalnym i docieplamy się poprzez dołożenie następnych warstw odzieży na siebie i ruszamy dalej. Po wejściu na szczyt wiatr uderza w nas z całą siłą. Zatyka dech w piersi utrudniając oddychanie, do tego potworny huk podmuchów uniemożliwia wręcz komunikację. Kaptur, który mam na głowie poprzez trzepotanie przesuwa mi czapkę na oczy i uderza w głowę jak z bicza tak mocno, że zaczynam obawiać się czy nie powypadają mi plomby z zębów :). Muszę uważać szczególnie na Sylwię bo jest bardzo dzielna ale nawet z plecakiem jest lżejsza o jakieś 50 kilo ode mnie a poruszanie się po luźnych kamieniach znajdujących się na szczycie staje się wręcz niebezpieczne. W takich warunkach wiemy, że musimy nasz czas na szczycie ograniczyć do niezbędnego minimum i po chwilce nacieszenia oczu piękną panoramą Beskidu jak i zrobieniu pamiątkowego zdjęcia ruszamy tym razem czerwonym szlakiem w drogę powrotną. Nasza trasa powrotna to kawałek GSB. Po zejściu z ruchomych kamieni na szczycie idziemy trzymając się za ręce w celu dodatkowej asekuracji (bo o kijkach w tych warunkach nie może być mowy) targani wiatrem jak dwójka pijaków czyli zygzakiem. Po kilku minutach wchodzimy w porastająca wokół szlaku czerwonego kosodrzewinę, która osłania nas od silnego wiatru dając bezpieczniejsze zejście oraz możliwość normalnej rozmowy bez przekrzykiwania wiatru. Im niżej tym spokojniej a tym samym i cieplej, pozbywamy się więc dodatkowych warstw. W bezpieczny już sposób docieramy do schroniska, gdzie zatrzymujemy się ponownie na odpoczynek i ciepły posiłek. Atmosfera nie jest już tak przyjemna jak rano, dużo ludzi, harmider i hałas a wiec bez z zbędnej zwłoki ruszamy dalej w stronę parkingu i auta. Na dole przy mostku urządzamy sobie sesję zdjęciową, która upamiętni nasze dzisiejsze zmagania. Szybko docieramy do samochodu, telefon do mamy, że nasza wycieczka pomimo skrajnie nieprzyjaznych warunków zakończyła się szczęśliwie i wracamy na kwaterę przebrać się i ruszamy na basen z sauną w Suchej Beskidzkiej ukoić umęczone ciała.
wejście I – 6 listopada 2020 Sylwia i Patryk wejście II – 7 stycznia 2023 Sylwia i Patryk wejście III – 16 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Waligóra to dopiero góra…z sentymentem i poczuciem wewnętrznego obowiązku (hej Patusiu 😘 ) wróciliśmy, aby ponownie udokumentować nasze kolejne zdobycie szczytu wzniesionego na wysokości 934 m npm. Podjechaliśmy pod schronisko Andrzejówka. Stamtąd ruszyliśmy na ścianę, którą okazała się droga na szczyt. Nie wiem jak tego dokonaliśmy, ale pokonaliśmy ją w 15 min. Nie wierzę 🙃 było bardzo stromo, ślisko z powodu wilgotnego podłoża stanowiącego mokre liście, konary, gałęzie… sukces uwieńczyliśmy wspólnym zdjęciem na szczycie, przekąską w postaci ususzonej przez nas wołowinki i pysznej herbatki 😀 zdobycie jakiegokolwiek szczytu nie oznacza tylko wejścia, ale również bezpieczne zejście 👍warunki były dość niekorzystne na zejściu, polegało to na odbijaniu się od drzewa do drzewa, podobnie jak na Lackowej (997 mnpm). Niemniej jednak udało się. Dałam radę tylko dlatego, że Patuś pożyczył mi jeden kijek trekingowy, w przeciwnym razie zjazd na ” nartach” murowany nie wiadomo jeszcze z jakim skutkiem 🙃 w schronisku jeszcze tylko piecząteczki, pamiątkowe zdjęcia i kierunek Wałbrzych – a w nagrodę dla nas pizza w Happy Day 2 😃
Nocleg: Villa Art Wałbrzych ul. Czerwonego Krzyża 1, tel.665-006-040. Koniecznie pokój nr 1, który jest przestronny i wygodny. Cena 180 zł za dwie osoby ze śniadaniem.
Kolejny dzień naszych świątecznych zmagań tym razem skierował nas kolejny raz na szczyt Lasek. Piękna słoneczna pogoda pozwoliła w pełni cieszyć się piękna panoramą gór rozpościerającą się dookoła nas. Oczywiście obowiązkowym punktem na trasie jest odwiedzenie Chatki na Lasku i jej opiekuna Mariusza.
wejście I – 2 kwietnia 2022 wejście II – 24 grudnia 2022
Wigilia to dla wszyskich czas wytężonej pracy i bieganiny przy organizacji ostatnich prezentów, potraw, spotkania z rodziną. Generalnie wszystkim raczej kojarzy się z napiętą sytuacją i zabieganiem przez cały dzień, który zwieńczony jest ogólnym obżarstwem i siedzeniem przy stole. Ale to nie dl nas. My ruszyliśmy w góry. My czyli w obecnym wydaniu trójka płockich harpaganów ponieważ nasz zespół rozszerzył się o moją mamę, którą to udało się namówić na świąteczny wyjazd w góry.
Pogoda niestety pochmurno-deszczowa ale nie przeszkadzało nam to i tak wybrać się na przyjemną wycieczkę w góry. Trasa dokładanie ta sama jak za pierwszym razem ale mniej śniegu ze względu na ocieplenie i deszczyk sączący się z nieba.
Po powrocie chwila odpoczynku. Następnie przecudowna, spokojna, w świątecznej atmosferze wigilia. Ale to wszystko dzięki wyśmienitej współpracy, perfekcyjnemu zaplanowaniu i przygotowaniu przez Sylwię i mamę. Święta marzeń, bez tej całej gonitwy i nerwowej czy aby na pewno wszystko zostało dopięte i przygotowane na czas. My mieliśmy pełny chillout, czyli taką atmosferę jaką ja sobie wymarzyłem podczas świąt. Dopełnieniem tego wieczoru było, zaproszenie nas przez gospodarza, gdzie racząc się jego i naszym winkiem własnej roboty miło upływał czas podczas rozmów o górach ale nie tylko.
wejście I – 4 kwietnia 2022 wejście II – 22 grudnia 2022
Tęsknota serca i chłód zimy ciągnie nas po „małej” przerwie znów w góry. A zadecydowało o tym małe zdarzenie kilka dni wcześniej. Podczas planowania organizacji Świąt Bożonarodzeniowych wpadliśmy na pomysł aby rzucić wszystko i spędzić je w górach. Ale nie we dwójkę, chociaż na pewno byłoby ciekawie, ale tym razem rodzinnie. Dzieciaki jednak nie przejawiały naszego entuzjazmu a i moja mama początkowo uradowana po woli wycofywała się z wyjazdu. Na chłopców nie naciskaliśmy ale z mamą … nie odpuściliśmy. Zwłaszcza Sylwia postawiła na swoim komunikując nam, że ona wszystko dla mamy i siebie spakuje a jedyne co mama ma zabrać to kosmetyczkę … i tak zrobiła 🙂
Rezerwacja noclegu w Królówce w Grzechyni, urlop (sam weekend to za mało, więc wydłużyliśmy go o 2 dni), przemyślane pakowanie i w drogę. W środę po pracy wyjechaliśmy a w czwartek 22 grudnia 2022 byliśmy już w trójkę na szlaku prowadzącym na Jałowiec. Tym samym, którym pół roku wcześniej wchodziliśmy zdobywając Diadem Gór Polski.
Pogoda była na małym plusie, ale śnieg jeszcze utrzymywał się zwłaszcza w górnych partiach. Po drodze z zapartym tchem podziwialiśmy otaczające szczyty wyłaniające wraz z podejściem. Szczególnie jednak zafascynowała nas majestatycznie otulona chmurami Babia Góra.
Mama dotrzymywała nam kroku, chociaż było widać że niemałym wysiłkiem. Sylwia jak zwykle skakała niczym górska kozica a ja kroczek za kroczkiem próbowałem nie okazywać mojego wysiłku i zmęczenia. Na szczycie Sylwia spełniła długo skrywane w sercu marzenie … morsowania w śniegu, które spełniła w arcypięknych okolicznościach otaczających nas gór spowitych we mgłach i chmurach.
Ostatni nasz szczyt z Diademu Polskich Gór. Miało być długo i mocno pod górę ale udało się znaleźć rozwiązanie akceptowalne na nasze zbolałe mięśnie po Świnicy. Było szybko i bardzo przyjemnie.