Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Kategoria: Korona Gór Polski Strona 3 z 5

Folwarczna 720 m n.p.m. – Baraniec 720 m n.p.m. – Skopiec 724 m n.p.m.

wejście I – 6 września 2020
wejście II – 10 grudnia 2020
wejście III – 24 kwietnia 2022

hmmm mam dziwne wrażenie, że już tu kiedyś byliśmy. A taak na Skopcu i wystarczyło się tylko kawałeczek w bok przejść i mieć pełnię satysfakcji. Ale czemu to robić piękną jesienią jak można zimą w nocy 🙂

Skała Agaty, Łysica

wejście I – 19 października 2020
wejście II – 5 grudnia 2020
wejście III – 2 sierpnia 2021
wejście IV – 30 kwietnia 2022 GSŚ

Wracając z Bieszczad w stronę domu, przejeżdżając przez Kielce, postanowiliśmy zrobić sobie krótką przerwę na rozprostowanie nóg. A że tuż obok znajduje się tylko jedna oczywista kandydatka – Łysica (614 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich i zarazem najniższy szczyt Korony Gór Polski – wybór był natychmiastowy.
Pomysł był tym bardziej ekscytujący, że nigdy wcześniej nie chodziliśmy po górach nocą. Uzbrojeni w latarki czołowe, solidne buty i sporą dawkę ciekawości, ruszyliśmy na trasę ze Świętej Katarzyny z zamiarem zdobycia nie tylko głównego wierzchołka, ale również mniej znanego, choć wyższego punktu zwanego Skałą Agaty.
Szlak prowadzący na Łysicę to klasyk świętokrzyskich tras – dobrze oznakowany, szeroki i bezpieczny. Idealny na pierwszą nocną wyprawę. Mimo to gra świateł, skrzypienie liści pod stopami i szeleszczące gałęzie stworzyły klimat niemal z horroru – chwilami jak z „Piątku 13-go”, chwilami jak z lasu na Łysej Górze w legendach o czarownicach.
Po kilkudziesięciu minutach marszu w mroku dotarliśmy na klasyczny wierzchołek Łysicy (614 m n.p.m.), oznaczony wyraźną tablicą i charakterystycznym rumowiskiem kamieni. Chwilę potem wykonaliśmy pamiątkowe zdjęcie – błysk flesza rozświetlił mrok, a w tle majaczyła drewniana tablica z nazwą szczytu.

Ale nie poprzestaliśmy na tym. Wiedząc, że niedaleko znajduje się nieco wyższy punkt – Skała Agaty (613,31 m n.p.m.), ruszyliśmy dalej. Ten odcinek był krótki (ok. 600 m), ale wyraźnie bardziej „psychiczny” – gęstszy las, ciemność niemal namacalna i niepokojące dźwięki dookoła.

Na miejscu – radość, spełnienie, ulga i duma. Nasz pierwszy nocny górski wypad okazał się sukcesem. A przy okazji spełniliśmy też marzenie zdobycia Łysicy w obu jej wersjach – tej oficjalnej i tej „faktycznie najwyższej”, czyli Skały Agaty.

Informacje praktyczne:
Wysokość: 614 m n.p.m. (wierzchołek zachodni), 614,3 m n.p.m. (Skała Agaty, wyższy wierzchołek)
Pasmo: Góry Świętokrzyskie
Szlak: czerwony ze Świętej Katarzyny
Długość trasy: ok. 6,5 km w obie strony
Czas przejścia: ok. 1,5-2 godziny (bez dłuższych postojów)
Trudność: łatwa

Warto zabrać na nocną wędrówkę:
Czołówkę z zapasowymi bateriami
Telefon z GPS lub aplikacją z mapą offline
Ciepłą odzież, szczególnie poza sezonem letnim
Wygodne buty na podejście po kamieniach i możliwym błocie
Książeczkę GOT i KGP na dokumentację pieczątek

Ciekawostka:

Do niedawna za najwyższy punkt Łysicy uznawano jej zachodni wierzchołek (614 m n.p.m.), jednak najnowsze pomiary wykazały, że Skała Agaty, znajdująca się około 600 metrów dalej, jest minimalnie wyższa. Obecnie uznaje się obie lokalizacje jako równorzędne w ramach KGP.

Pierwszy raz nocą, w sercu najstarszych polskich gór – doświadczenie, które na długo zostanie w naszej pamięci.

Ślęża 718 m n.p.m.

wejście I – 7 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 13 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

To już ostatni szczyt na naszej liście Korony Gór Polski – Ślęża, majestatyczna strażniczka Dolnego Śląska, górująca samotnie nad Równiną Wrocławską. Zamyka ona pewien rozdział naszej przygody, ale jednocześnie otwiera nowy – i mamy nadzieję, że nie ostatni. Zdobycie 28 szczytów Korony Gór Polski wzbogaciło nas o niezliczone doświadczenia, a jednocześnie rozbudziło jeszcze większy apetyt na górskie wędrówki. Dlatego nie kończymy – obiecujemy sobie kontynuować naszą przygodę po szlakach polskich (i nie tylko) gór.

Na Ślężę (wysokość 718 m n.p.m.) wyruszamy żółtym szlakiem z Przełęczy Tąpadła – to najpopularniejszy i najłatwiejszy wariant wejścia, idealny dla rodzin z dziećmi. Szlak prowadzi szeroką, łagodnie wznoszącą się leśną drogą. Po drodze mijamy rodziny z maluchami, nawet w wózkach – to dowód, że Ślęża to góra dostępna praktycznie dla każdego.

Na szczycie odwiedzamy schronisko PTTK im. Romana Zmorskiego. Wciąż obowiązujące pandemiczne ograniczenia sprawiają, że posiłki wydawane są tylko przez okienko, ale i tak cieszymy się chwilą odpoczynku. Odbijamy też ostatnią pieczątkę do naszej książeczki KGP – symboliczna kropka nad „i”.

Nieco błąkamy się po rozległym szczycie – brakuje wyraźnie oznaczonego punktu kulminacyjnego. Kręcimy się między charakterystycznymi punktami: masywną wieżą RTV, zabytkowym kościołem Nawiedzenia NMP oraz jednym z najbardziej intrygujących elementów Ślęży – kamiennym niedźwiedziem, który jest pozostałością po przedchrześcijańskim kulcie słowiańskim i celtyckim. Ślęża bowiem od wieków uznawana była za miejsce święte, a jej historia sięga czasów kultów solarnych i pogańskich obrzędów. Tuż za kościołem kierujemy się mniej uczęszczanym szlakiem w stronę dawnej wieży widokowej – dziś niestety zamkniętej i popadającej w ruinę betonowej konstrukcji, pod którą robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.

Zejście wybieramy trudniejsze – niebieskim szlakiem, który prowadzi po śliskich, omszałych głazach. Wymaga on skupienia, zwłaszcza po opadach, ale szybko wynagradza to cisza i niemal zupełny brak innych turystów. Potem szlak wiedzie już leśną drogą, cichą, pustą, pełną uroku późnej jesieni. Listopadowe słońce przedziera się przez korony drzew, a my chłoniemy spokój i ciepło tego dnia.

Cała wyprawa zajmuje nam niecałe 2 godziny i liczy około 8 kilometrów. Ślęża to idealny szczyt na zakończenie koronnego wyzwania – dostępna, ale pełna historii, legend i niesamowitej atmosfery. A dla nas – symboliczna brama do kolejnych górskich przygód.

Chełmiec 851 m n.p.m.

wejście I – 7 listopada 2020
wejście II – 24 kwietnia 2022

Zmęczenie naszym wyjazdem daje się nam już we znaki.

Waligóra 936 m n.p.m.

wejście I – 6 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 7 stycznia 2023 Sylwia i Patryk
wejście III – 16 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Nasza przygoda z Waligórą – najwyższym szczytem Gór Kamiennych (934 m n.p.m.) – rozpoczęła się w urokliwym Sokołowsku, miejscowości z ciekawą historią sanatoryjną, niegdyś znanej jako „śląskie Davos”. Auto zostawiamy przy przystanku „Góry Kamienne”, na obrzeżach miasteczka, i ruszamy zielonym szlakiem w kierunku Schroniska PTTK „Andrzejówka”. Trasa do schroniska to około 2,5 km łagodnego marszu przez las i polany – przyjemna, niezbyt wymagająca, idealna na rozgrzewkę. Po około 40 minutach docieramy do schroniska położonego malowniczo u stóp Waligóry, na Przełęczy Trzech Dolin (ok. 800 m n.p.m.). Schronisko Andrzejówka to jedno z najpopularniejszych w Sudetach – gościnne, z klimatem, ciepłym wnętrzem i pysznym jedzeniem. Obowiązkowo zasiadamy do posiłku i zbieramy pieczątki do naszych książeczek KGP i PTTK. Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej żółtym szlakiem prosto na szczyt. To najkrótsze, ale zarazem najbardziej strome podejście w całej Koronie Gór Polski – często porównywane do słynnej Lackowej w Beskidzie Niskim. Podejście, choć krótkie (ok. 700 m długości), jest bardzo intensywne i potrafi dać w kość. Stromizna i sypkie podłoże wymagają skupienia i mocnych nóg. Każdy krok to walka z grawitacją – ale też krok bliżej do szczytowej satysfakcji. Na szczycie Waligóry wita nas skromna tabliczka oraz niewielki kamienny obelisk z nazwą szczytu. Nie ma tu rozległych widoków – las osłania szczyt z każdej strony – ale ogromna satysfakcja ze zdobycia jednej z najbardziej wymagających gór Korony rekompensuje brak panoramy. Robimy obowiązkowe pamiątkowe zdjęcie i chwilę odpoczywamy. Zejście ze szczytu kontynuujemy dalej żółtym szlakiem, który prowadzi nas pętlą z powrotem w stronę Sokołowska. Po drodze odwiedzamy klimatyczną wiatę turystyczną z miejscem na ognisko – idealne miejsce na odpoczynek, a nawet nocleg pod dachem. Dalej szlak prowadzi nas do ruin zamku Radosno – średniowiecznej warowni z XIII wieku, wzniesionej przez księcia świdnickiego Bolka I. Dziś zachowały się fragmenty murów i samotna baszta, które skrywają w sobie echa dawnych legend i historii. To niezwykłe miejsce – tajemnicze i pełne uroku – aż prosi się o chwilę zadumy i kilka zdjęć, które oczywiście robimy na pamiątkę. Po drodze mijamy nielicznych turystów – wygląda na to, że kierują się nie na szczyt, lecz do wiaty, by tam zakończyć dzień przy ognisku. My wracamy spokojnym tempem do naszego samochodu. Cała wyprawa zamyka się w czasie nieco poniżej 3 godzin, a pokonany dystans to ponad 8 km. Waligóra – choć może niepozorna z mapy – okazała się jednym z bardziej wyrazistych szczytów naszego koronnego szlaku. Surowa, stroma i wymagająca, ale też malownicza i pełna historii – warta każdego kroku.

Wielka Sowa 1015 m n.p.m.

Parkujemy auto na Przełęczy Sokole (754 m n.p.m.). Ze względu na jesienną porę, ruch turystyczny jest znikomy – parking pusty i darmowy, co bardzo nas cieszy. Pogoda idealna: lekki chłód i świecące słońce, czyli warunki wręcz wymarzone na górską wędrówkę. Ruszamy w górę łagodnym podejściem. Po nieco ponad pół kilometra docieramy do Schroniska Orzeł, położonego na wysokości 875 m n.p.m., gdzie przybijamy pierwszą pieczątkę do naszych książeczek KGP i GOT. Chwilę odpoczywamy i bez zwłoki ruszamy dalej. Po kolejnych dwóch kilometrach stajemy przy Schronisku Sowa. Niestety jest ono zamknięte i w niezbyt dobrym stanie technicznym, co nieco psuje wrażenie. Wędrujemy dalej czerwonym szlakiem, który prowadzi przez piękny bukowy las. W pewnym momencie drzewa rzedną, a naszym oczom ukazuje się szeroka polana i majestatyczna murowana wieża widokowa na szczycie Wielkiej Sowy. Wielka Sowa to najwyższy szczyt Gór Sowich, mierzący 1015 m n.p.m. (dlatego należy do Korony Gór Polski). Charakterystyczna, 25-metrowa wieża widokowa z 1906 roku (ufundowana przez Towarzystwo Sowiogórskie) oferuje panoramiczne widoki na Sudety, Góry Stołowe, Karkonosze, a przy dobrej widoczności nawet na Śnieżkę. Na polanie pod szczytem spotykamy więcej turystów – nie dziwi to, ponieważ Wielką Sowę można zdobyć aż czterema różnymi szlakami, m.in. z Walimia, Rzeczki, Przełęczy Walimskiej czy z Przełęczy Sokolej, którą my wybraliśmy. Jedni odpoczywają na ławeczkach i przy miejscach biwakowych, inni kontynuują swoją drogę. My także robimy krótką przerwę – jemy pyszne kanapki przygotowane przez Sylwię i popijamy ciepłą herbatę z termosu. Podczas zejścia, na Rozdrożu nad Schroniskiem Sowa, świadomie odbijamy ze szlaku i wybieramy drogę w kierunku Sokolicy (915 m n.p.m.). Choć szczyt ten nie jest szczególnie wybitny, jego skalisty charakter i widoki sprawiają, że przez chwilę czujemy się jak w Pieninach. Nieco dalej, przy pomniku Carla Wiesen’a – upamiętniającym znanego działacza turystycznego – wracamy na czerwony szlak, którym docieramy z powrotem do auta.

Wielka Sowa, choć nie należy do gór trudnych czy wymagających, urzekła nas spokojem i pięknymi widokami. Trasa, którą wybraliśmy, była idealna na leniwą, jesienną wycieczkę, pełną złotych liści i czystego górskiego powietrza.

Kłodzka Góra 765 m n.p.m.

Kłodzka Góra wejście I – 6 listopada 2020
Kłodzka Góra wejście II – 11 stycznia 2021

Pierwszy nasz szczyt tego dnia podczas naszego chyba już ostatniego i domykającego temat zdobywania KGP wyjazdu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to za kilka dni będziemy już z kompletem szczytów. Zdeterminowani po szybkim śniadaniu ruszamy na szczyt o godzinie 7:32 niebieskim szlakiem. Kłodzką Górę w zasadzie traktujemy jako rozgrzewkę bo w zasadzie nie ma dużo przewyższeń (niecałe 400m) i 3 km w jedną stronę. Jednak piękna złocista jesień w górach nie pozwala nam się spieszyć i delektujemy się niemal każdym krokiem zmieniając nasze wyzwanie do miłego spaceru. Początkowe podejście pod Podzamecką Kopę (616 m n.p.m.) jedynie jest trochę bardziej strome, później Grodzisko (734 m n.p.m.), Jelenia Kopa (754m n.p.m.) i Trzy Granice (730m n.p.m.) to już spacer. Od rozgałęzienia szlaków pod Kłodzką Górą na sam szczyt idziemy już żółtym szlakiem, gdzie w pewnym momencie spomiędzy drzew wyłania się metalowa wieża obserwacyjna spowijająca szczyt niczym korona na głowie. Bez problemu znajdujemy tabliczkę informacyjną o szczycie, przy której znajduje się pieczątka, pamiątkowe zdjęcie i powrót do auta. Cała droga pomimo, że nie była wymagająca zajęła nam prawie 2 godziny. 

Jagodna Płd 977 m n.p.m.

Jagodna Południowa wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
Jagodna Północna wejście II – 14 stycznia 2021 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Jagodna Południowa wejście III – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Podczas zdobywania Jagodnej, pogoda odzwierciedlała złotą polską jesień. Pomimo, że był to początek listopada nie było zimno a słoneczko nieśmiało przedzierało się przez chmury. Jednak napięty grafik ostatnich dni dawał już bardzo mocno o sobie znać i zmęczenie nieubłaganie odciskało swoje piętno. Dlatego, kiedy na szczycie naszym oczom ukazała się piękna wieża widokowa to nie mieliśmy nawet siły pomyśleć o wejściu na nią i postanowiliśmy skorzystać z widoków rozpościerających się z niej przy kolejnym wejściu. 

Trasa na szczyt z miejsca pozostawienia auta przebiega niebieskim szlakiem i nie jest wymagająca (tylko pierwszy odcinek jest przez las) a prowadzi głównie drogą ppoż. Droga jest szeroka z małym spokojnym wzrostem wysokości, dlatego nie jest męcząca i zajęci rozmową nawet nie wiedzieliśmy kiedy znaleźliśmy się na szczycie.

Orlica 1084 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Naszą wyprawę rozpoczęliśmy z parkingu, nieopodal pensjonatu Przystanek Alaska w Dusznikach Zdrój od strony Kudowy Zdrój. Trudno nie zauważyć po stronie parkingu takiej atrakcji jak Kamień Rubartscha. Heinrich Rubartsch był propagatorem aktywnego wypoczynku i prekursorem turystyki, a także narciarstwa w okolicach Orlicy i Zieleńca. Nazywano go Liczyrzepą z Orlicy z powodu wyglądu i sympatii jaką był darzony. Zatem, gdzie jest ośrodek sportów zimowych Zieleniec to pewnie każdy wie, ale już nie każdy wie, że leży właśnie na zboczu góry Orlica. W 1882 r. Heinrich Rubartsch wybudował na szczycie Orlicy 16-metrową drewnianą wieżę widokową, obok której postawił małą gospodę, której fundamenty widoczne są do dnia dzisiejszego. 1-godzinna droga szlakiem zielonym na Orlicę nie jest wymagająca, a jedynie sprawiająca czystą przyjemność z jej pokonywania. Późna jesień w drodze na Orlicę sprawiła, że przenieśliśmy się w krainę, gdzie liście tańczą na wietrze a Duch Gór klaszcze z zachwytu nad swoim dziełem 🙂 Orlica to szczyt graniczny. Wierzchołek góry leży po stronie czeskiej zaledwie 25 metrów od granicy w kierunku zachodnim. Ciekawą atrakcją na szczycie był również obelisk z 2012 roku, który upamiętniał wejście m.in. cesarza Józefa II (wejście w 1779 r.), Quincy Adamsa (późniejszego prezydenta USA, wejście w 1800 r.) oraz Fryderyka Chopina (wejście w 1826 r.).
Podczas naszego „szczytowania” na wierzchołku góry w trakcie budowy była drewniana wieża widokowa. Zapowiada się naprawdę imponująco dlatego nie możemy doczekać się kolejnego wejścia na Orlicę, aby nacieszyć oczy rozpościerającymi się z niej widokami. Droga na szczyt i z powrotem wynosiła ponad 4 km w fantastycznej scenerii górskiej.

Szczeliniec Wielki 919 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 20 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Góry stołowe znane głównie ze Skalnego Miasta po stronie Republiki Czeskiej ale uważam, że my, po polskiej stronie również nie mamy się czego wstydzić. Monumentalne masywy skalne przypominają widokami stepy Ameryki Północnej znane z westernów a skalne labirynty do przejścia choćby na Szczelince Wielkim są imponujące i wywołujące wrażenie zapadające na długo w pamięć. Zaczęliśmy zdobywanie wcześnie rano, bo plany na dzień mamy ambitne (jeszcze Orlica i Jagodna). Zapakowaliśmy w Karłowie na bezpłatnym parkingu, oddalonym kawałek od wejścia do Parku Narodowego Gór Stołowych ale nie na tyle aby nas zmęczyć. Wejście do Parku również było darmowe ze względu na fakt, iż jest listopad czyli już po okresie turystycznym. Większość trasy pokonuje się szlakiem żółtym ale tylko do pewnego momentu, samo podejście jak i przejście skalnego labiryntu odbywa się szlakiem zielonym. Na szczycie nie znaleźliśmy tabliczki z opisem szczytu, dlatego zrobiliśmy sobie zdjęcie z najwyższym naszym zdaniem wzniesieniem skalnym. Pieczątkę z kolei dobyliśmy w schronisku. Cała trasa zajęła nam półtorej godziny i nie była mocno wymagająca ze względu na pokonanie różnicy terenu jedynie 227m.

Strona 3 z 5

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén