Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Kategoria: Korona Sudetów Strona 3 z 4

Ślęża 718 m n.p.m.

wejście I – 7 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 13 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

To już ostatni szczyt na naszej liście Korony Gór Polski – Ślęża, majestatyczna strażniczka Dolnego Śląska, górująca samotnie nad Równiną Wrocławską. Zamyka ona pewien rozdział naszej przygody, ale jednocześnie otwiera nowy – i mamy nadzieję, że nie ostatni. Zdobycie 28 szczytów Korony Gór Polski wzbogaciło nas o niezliczone doświadczenia, a jednocześnie rozbudziło jeszcze większy apetyt na górskie wędrówki. Dlatego nie kończymy – obiecujemy sobie kontynuować naszą przygodę po szlakach polskich (i nie tylko) gór.

Na Ślężę (wysokość 718 m n.p.m.) wyruszamy żółtym szlakiem z Przełęczy Tąpadła – to najpopularniejszy i najłatwiejszy wariant wejścia, idealny dla rodzin z dziećmi. Szlak prowadzi szeroką, łagodnie wznoszącą się leśną drogą. Po drodze mijamy rodziny z maluchami, nawet w wózkach – to dowód, że Ślęża to góra dostępna praktycznie dla każdego.

Na szczycie odwiedzamy schronisko PTTK im. Romana Zmorskiego. Wciąż obowiązujące pandemiczne ograniczenia sprawiają, że posiłki wydawane są tylko przez okienko, ale i tak cieszymy się chwilą odpoczynku. Odbijamy też ostatnią pieczątkę do naszej książeczki KGP – symboliczna kropka nad „i”.

Nieco błąkamy się po rozległym szczycie – brakuje wyraźnie oznaczonego punktu kulminacyjnego. Kręcimy się między charakterystycznymi punktami: masywną wieżą RTV, zabytkowym kościołem Nawiedzenia NMP oraz jednym z najbardziej intrygujących elementów Ślęży – kamiennym niedźwiedziem, który jest pozostałością po przedchrześcijańskim kulcie słowiańskim i celtyckim. Ślęża bowiem od wieków uznawana była za miejsce święte, a jej historia sięga czasów kultów solarnych i pogańskich obrzędów. Tuż za kościołem kierujemy się mniej uczęszczanym szlakiem w stronę dawnej wieży widokowej – dziś niestety zamkniętej i popadającej w ruinę betonowej konstrukcji, pod którą robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.

Zejście wybieramy trudniejsze – niebieskim szlakiem, który prowadzi po śliskich, omszałych głazach. Wymaga on skupienia, zwłaszcza po opadach, ale szybko wynagradza to cisza i niemal zupełny brak innych turystów. Potem szlak wiedzie już leśną drogą, cichą, pustą, pełną uroku późnej jesieni. Listopadowe słońce przedziera się przez korony drzew, a my chłoniemy spokój i ciepło tego dnia.

Cała wyprawa zajmuje nam niecałe 2 godziny i liczy około 8 kilometrów. Ślęża to idealny szczyt na zakończenie koronnego wyzwania – dostępna, ale pełna historii, legend i niesamowitej atmosfery. A dla nas – symboliczna brama do kolejnych górskich przygód.

Waligóra 936 m n.p.m.

wejście I – 6 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 7 stycznia 2023 Sylwia i Patryk
wejście III – 16 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Nasza przygoda z Waligórą – najwyższym szczytem Gór Kamiennych (934 m n.p.m.) – rozpoczęła się w urokliwym Sokołowsku, miejscowości z ciekawą historią sanatoryjną, niegdyś znanej jako „śląskie Davos”. Auto zostawiamy przy przystanku „Góry Kamienne”, na obrzeżach miasteczka, i ruszamy zielonym szlakiem w kierunku Schroniska PTTK „Andrzejówka”. Trasa do schroniska to około 2,5 km łagodnego marszu przez las i polany – przyjemna, niezbyt wymagająca, idealna na rozgrzewkę. Po około 40 minutach docieramy do schroniska położonego malowniczo u stóp Waligóry, na Przełęczy Trzech Dolin (ok. 800 m n.p.m.). Schronisko Andrzejówka to jedno z najpopularniejszych w Sudetach – gościnne, z klimatem, ciepłym wnętrzem i pysznym jedzeniem. Obowiązkowo zasiadamy do posiłku i zbieramy pieczątki do naszych książeczek KGP i PTTK. Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej żółtym szlakiem prosto na szczyt. To najkrótsze, ale zarazem najbardziej strome podejście w całej Koronie Gór Polski – często porównywane do słynnej Lackowej w Beskidzie Niskim. Podejście, choć krótkie (ok. 700 m długości), jest bardzo intensywne i potrafi dać w kość. Stromizna i sypkie podłoże wymagają skupienia i mocnych nóg. Każdy krok to walka z grawitacją – ale też krok bliżej do szczytowej satysfakcji. Na szczycie Waligóry wita nas skromna tabliczka oraz niewielki kamienny obelisk z nazwą szczytu. Nie ma tu rozległych widoków – las osłania szczyt z każdej strony – ale ogromna satysfakcja ze zdobycia jednej z najbardziej wymagających gór Korony rekompensuje brak panoramy. Robimy obowiązkowe pamiątkowe zdjęcie i chwilę odpoczywamy. Zejście ze szczytu kontynuujemy dalej żółtym szlakiem, który prowadzi nas pętlą z powrotem w stronę Sokołowska. Po drodze odwiedzamy klimatyczną wiatę turystyczną z miejscem na ognisko – idealne miejsce na odpoczynek, a nawet nocleg pod dachem. Dalej szlak prowadzi nas do ruin zamku Radosno – średniowiecznej warowni z XIII wieku, wzniesionej przez księcia świdnickiego Bolka I. Dziś zachowały się fragmenty murów i samotna baszta, które skrywają w sobie echa dawnych legend i historii. To niezwykłe miejsce – tajemnicze i pełne uroku – aż prosi się o chwilę zadumy i kilka zdjęć, które oczywiście robimy na pamiątkę. Po drodze mijamy nielicznych turystów – wygląda na to, że kierują się nie na szczyt, lecz do wiaty, by tam zakończyć dzień przy ognisku. My wracamy spokojnym tempem do naszego samochodu. Cała wyprawa zamyka się w czasie nieco poniżej 3 godzin, a pokonany dystans to ponad 8 km. Waligóra – choć może niepozorna z mapy – okazała się jednym z bardziej wyrazistych szczytów naszego koronnego szlaku. Surowa, stroma i wymagająca, ale też malownicza i pełna historii – warta każdego kroku.

Wielka Sowa 1015 m n.p.m.

Parkujemy auto na Przełęczy Sokole (754 m n.p.m.). Ze względu na jesienną porę, ruch turystyczny jest znikomy – parking pusty i darmowy, co bardzo nas cieszy. Pogoda idealna: lekki chłód i świecące słońce, czyli warunki wręcz wymarzone na górską wędrówkę. Ruszamy w górę łagodnym podejściem. Po nieco ponad pół kilometra docieramy do Schroniska Orzeł, położonego na wysokości 875 m n.p.m., gdzie przybijamy pierwszą pieczątkę do naszych książeczek KGP i GOT. Chwilę odpoczywamy i bez zwłoki ruszamy dalej. Po kolejnych dwóch kilometrach stajemy przy Schronisku Sowa. Niestety jest ono zamknięte i w niezbyt dobrym stanie technicznym, co nieco psuje wrażenie. Wędrujemy dalej czerwonym szlakiem, który prowadzi przez piękny bukowy las. W pewnym momencie drzewa rzedną, a naszym oczom ukazuje się szeroka polana i majestatyczna murowana wieża widokowa na szczycie Wielkiej Sowy. Wielka Sowa to najwyższy szczyt Gór Sowich, mierzący 1015 m n.p.m. (dlatego należy do Korony Gór Polski). Charakterystyczna, 25-metrowa wieża widokowa z 1906 roku (ufundowana przez Towarzystwo Sowiogórskie) oferuje panoramiczne widoki na Sudety, Góry Stołowe, Karkonosze, a przy dobrej widoczności nawet na Śnieżkę. Na polanie pod szczytem spotykamy więcej turystów – nie dziwi to, ponieważ Wielką Sowę można zdobyć aż czterema różnymi szlakami, m.in. z Walimia, Rzeczki, Przełęczy Walimskiej czy z Przełęczy Sokolej, którą my wybraliśmy. Jedni odpoczywają na ławeczkach i przy miejscach biwakowych, inni kontynuują swoją drogę. My także robimy krótką przerwę – jemy pyszne kanapki przygotowane przez Sylwię i popijamy ciepłą herbatę z termosu. Podczas zejścia, na Rozdrożu nad Schroniskiem Sowa, świadomie odbijamy ze szlaku i wybieramy drogę w kierunku Sokolicy (915 m n.p.m.). Choć szczyt ten nie jest szczególnie wybitny, jego skalisty charakter i widoki sprawiają, że przez chwilę czujemy się jak w Pieninach. Nieco dalej, przy pomniku Carla Wiesen’a – upamiętniającym znanego działacza turystycznego – wracamy na czerwony szlak, którym docieramy z powrotem do auta.

Wielka Sowa, choć nie należy do gór trudnych czy wymagających, urzekła nas spokojem i pięknymi widokami. Trasa, którą wybraliśmy, była idealna na leniwą, jesienną wycieczkę, pełną złotych liści i czystego górskiego powietrza.

Kłodzka Góra 765 m n.p.m.

Kłodzka Góra wejście I – 6 listopada 2020
Kłodzka Góra wejście II – 11 stycznia 2021

Pierwszy nasz szczyt tego dnia podczas naszego chyba już ostatniego i domykającego temat zdobywania KGP wyjazdu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to za kilka dni będziemy już z kompletem szczytów. Zdeterminowani po szybkim śniadaniu ruszamy na szczyt o godzinie 7:32 niebieskim szlakiem. Kłodzką Górę w zasadzie traktujemy jako rozgrzewkę bo w zasadzie nie ma dużo przewyższeń (niecałe 400m) i 3 km w jedną stronę. Jednak piękna złocista jesień w górach nie pozwala nam się spieszyć i delektujemy się niemal każdym krokiem zmieniając nasze wyzwanie do miłego spaceru. Początkowe podejście pod Podzamecką Kopę (616 m n.p.m.) jedynie jest trochę bardziej strome, później Grodzisko (734 m n.p.m.), Jelenia Kopa (754m n.p.m.) i Trzy Granice (730m n.p.m.) to już spacer. Od rozgałęzienia szlaków pod Kłodzką Górą na sam szczyt idziemy już żółtym szlakiem, gdzie w pewnym momencie spomiędzy drzew wyłania się metalowa wieża obserwacyjna spowijająca szczyt niczym korona na głowie. Bez problemu znajdujemy tabliczkę informacyjną o szczycie, przy której znajduje się pieczątka, pamiątkowe zdjęcie i powrót do auta. Cała droga pomimo, że nie była wymagająca zajęła nam prawie 2 godziny. 

Jagodna Płd 977 m n.p.m.

Jagodna Południowa wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
Jagodna Północna wejście II – 14 stycznia 2021 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek
Jagodna Południowa wejście III – 14 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Podczas zdobywania Jagodnej, pogoda odzwierciedlała złotą polską jesień. Pomimo, że był to początek listopada nie było zimno a słoneczko nieśmiało przedzierało się przez chmury. Jednak napięty grafik ostatnich dni dawał już bardzo mocno o sobie znać i zmęczenie nieubłaganie odciskało swoje piętno. Dlatego, kiedy na szczycie naszym oczom ukazała się piękna wieża widokowa to nie mieliśmy nawet siły pomyśleć o wejściu na nią i postanowiliśmy skorzystać z widoków rozpościerających się z niej przy kolejnym wejściu. 

Trasa na szczyt z miejsca pozostawienia auta przebiega niebieskim szlakiem i nie jest wymagająca (tylko pierwszy odcinek jest przez las) a prowadzi głównie drogą ppoż. Droga jest szeroka z małym spokojnym wzrostem wysokości, dlatego nie jest męcząca i zajęci rozmową nawet nie wiedzieliśmy kiedy znaleźliśmy się na szczycie.

Szczeliniec Wielki 919 m n.p.m.

wejście I – 5 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 20 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Góry stołowe znane głównie ze Skalnego Miasta po stronie Republiki Czeskiej ale uważam, że my, po polskiej stronie również nie mamy się czego wstydzić. Monumentalne masywy skalne przypominają widokami stepy Ameryki Północnej znane z westernów a skalne labirynty do przejścia choćby na Szczelince Wielkim są imponujące i wywołujące wrażenie zapadające na długo w pamięć. Zaczęliśmy zdobywanie wcześnie rano, bo plany na dzień mamy ambitne (jeszcze Orlica i Jagodna). Zapakowaliśmy w Karłowie na bezpłatnym parkingu, oddalonym kawałek od wejścia do Parku Narodowego Gór Stołowych ale nie na tyle aby nas zmęczyć. Wejście do Parku również było darmowe ze względu na fakt, iż jest listopad czyli już po okresie turystycznym. Większość trasy pokonuje się szlakiem żółtym ale tylko do pewnego momentu, samo podejście jak i przejście skalnego labiryntu odbywa się szlakiem zielonym. Na szczycie nie znaleźliśmy tabliczki z opisem szczytu, dlatego zrobiliśmy sobie zdjęcie z najwyższym naszym zdaniem wzniesieniem skalnym. Pieczątkę z kolei dobyliśmy w schronisku. Cała trasa zajęła nam półtorej godziny i nie była mocno wymagająca ze względu na pokonanie różnicy terenu jedynie 227m.

Skalnik 945 m n.p.m.

Nazwa szczytu ewidentnie kojarzy nam się z jednym ze sklepów, w którym chętnie robimy zakupy, głównie przed kolejnymi wyprawami. Warunki na szlaku wyśmienicie złociście jesienne. Samochód zostawiamy na poboczu drogi i ruszamy niebieskim szlakiem w stronę szczytu Skalnika. Początkowo szlak wiedzie przez piękny las ale dość stromym podejściem. Po dojściu Pod Ostrą Małą, gdzie szlaki czerwony, niebieski, zielony, żółty łączą się i rozgałęziają robi się płasko i pojawiają się okazałe skałki, które robią na nas bardzo duże wrażenie. Dalsza podróż odbywa się „Grzbietową Drogą” po „płaskim” aby w pewnym momencie zejść ze szlaku i drogą dojść do szczytu Skalnika. Na szczycie teren ładnie zagospodarowany z tablicami informacyjnymi. Robimy pamiątkowe zdjęcia aby uwiecznić nasze dokonanie oraz przybijamy pieczątkę w naszych książeczkach i spełnić warunek zdobywcy KGP. Droga powrotna mija nam równie przyjemnie i po drodze zachwycamy się ciekawym zjawiskiem przebijającego się światła promieni słonecznych przez lekką mgiełkę dodatkowo rozproszonych przez drzewa. Widok mistyczny i również warty upamiętnienia na zdjęciach.

Śnieżka 1602 m n.p.m.

Śnieżka jest najwyższym szczytem Karkonoszy ale również najwyższym szczytem naszych południowych sąsiadów czyli Republiki Czeskiej. Dlatego zdobywając ją wskoczył nam kolejny szczyt w ramach Korony Europy! Warunki ze względu na wysokość jak i porę roku skrajnie zmienne – na dole jesień na górze zima.

Samochód zostawiamy pod naszą kwaterą noclegową i ruszamy czerwonym szlakiem na szczyt. Czerwony szlak jest trudniejszym podejściem, zwłaszcza na ostatnim odcinku, podejściu pod Dom Śląski. Po drodze mijamy zamknięte schronisko PTTK nad Łomniczką, gdzie robimy chwilowy postój. Dla mnie jest to pierwsze wyjście z nowymi butami KEENa i trochę obawiam się o drobne obcierki na stopach, które jednak na szczęści nie mają miejsca a buciki są super wygodne. Od wodospadu Łomniczki już same skały i strome podejście z poumieszczanymi tabliczkami upamiętniającymi osoby, które straciły życie w górach. Po dojściu w okolice Domu Śląskiego ledwo go wypatrujemy taka jest mgła a do tego zimny wiatr. Wskakujemy do środka na ciepłą herbatkę i drugie śniadanie. Dzwonię do Miłosza, który został z babcią i ma zdalne lekcje z domu ze względu na panującą pandemię corona wirusa. Nawet dobrze się składa bo nie może znaleźć ładowarki do komputera więc daję mu wskazówki na lokalizację zapasowego zasilacza. Przed dalszą droga ubieramy się już cieplej, bo całą droga jest w ekspozycji na zimny wiatr. Wybieramy oczywiście podejście strome czerwonym szlakiem. Na szczycie wita nas bajkowe Obserwatorium Meteorologiczne w kształcie spodków UFO. Chowamy się za nim aby ocieplić się jeszcze kurtkami puchowymi bo na samym szczycie wieje jeszcze mocniej. Następnie robimy serią pamiątkowych zdjęć na i ze szczytu. Bar po czeskiej stronie granicy jest zamknięty więc nie tracąc czasu i aby się nie wychłodzić schodzimy ze szczytu ale już szlakiem niebieskim do Domu Śląskiego, do którego już nie wchodzimy tylko idziemy dalej czarnym szlakiem, który prowadzi w zasadzie cały czas szeroką łagodną drogą służącą jako podjazd dla obsługi do Obserwatorium. Po drodze mijamy Kocioł Białego Jaru gdzie w 1968 w marcu schodząca lawina zabrała życie 24 osobom. W wyniku której odbyła się głośna na całą Polskę akcja ratownicza na dużą skalę (brało w niej udział 1100 osób). W chwili obecnej wydarzenia z tego okresu są opisane na pamiątkowej tablicy. Dla nas też było przez chwilę w tej okolicy niebezpiecznie gdyż w poprzek drogi poprowadzone są drewniane rynny dla odprowadzania wody aby nie podmywała drogi. Sylwia stanęła na niej i mokre drewno okazało się bardzo śliskie. Dlatego poślizgnęła się o mało nie upadając i nie robiąc sobie większej krzywdy, na szczęście skończyło się bez upadku. Dalsza droga odbyła się już bez żadnych przygód i zmęczeni ale szczęśliwi dotarliśmy na nasza kwaterę, gdzie chwilkę odpoczęliśmy, spakowaliśmy się i pojechaliśmy dalej na kolejny szczyt.

Śnieżnik 1425 m n.p.m.

Nasz czwarty szczyt z KGP, a Miłosza to już drugi 🙂. Podjeżdżamy na parking, z którego ruszamy na szlak. Na naszej trasie jednak jest jeszcze jedna bardzo ciekawa atrakcja a mianowicie zwiedzanie Jaskini Niedźwiedziej. Mamy małe problemy z biletami, bo nie ma już miejsc, ale Sylwii udaje się wynegocjować i zostajemy wpuszczeni całą nasza trójką. Jaskinia robi na nas ogromne wrażenie i jesteśmy zachwyceni jej zwiedzaniem i nie żałujemy ani czasu ani pieniędzy. Po wyjściu ruszamy już prosto na szczyt, ale z kilkoma postojami po drodze. Szlak początkowo do schroniska PTTK Na Śnieżniku wiedzie szeroką drogą. Pod schroniskiem robimy dłuższy postój na zdjęcia i posiłek. Miłosz zabrał wojskową rację żywnościową i teraz nią dzieli i zarządza. Dalsza droga już jest trochę bardziej stroma i wymagająca, w tym po skałach. Największym utrudnieniem jednak okazują się rosnące przy szlaku jagody. To one nas najbardziej spowolniają 🙂. Kilka razy zatrzymujemy się podziwiać rozpościerające się widoki, których piękna fotografie nie są w stanie oddać. Sam szczyt to rozległa polana, na której rozbijamy mały obóz na odpoczynek z jedzeniem. Do tego bałagan w związku z odbudową wieży widokowej. Trochę wietrznie więc nie przedłużając po odpoczynku udajemy się w drogę powrotną, która przez jagody się nieco wydłuża, bo schodzimy ze szlaku za Miłoszem, który za coś złapał focha i poszedł prosto zamiast skręcić. Nie mniej pogoda jest słoneczna i ciepła a więc dochodzimy do schroniska od innej strony i mamy ciekawy spacer. Po dojściu do auta udajemy się na nocleg do agroturystyki „Ranczo Kruszynki” zlokalizowanej w Kamienicy koło Stronia Śląskiego.

Skopiec 724 m n.p.m.

wejście I – 6 września 2020 – Sylwia i Patryk,
wejście II – 10 grudnia 2020 – Sylwia i Patryk,
wejście III – 24 kwietnia 2022 – Sylwia, Patryk, Elżbieta, Miłosz, Janek

Kolejnym szczytem, czyli drugim z KGP był Skopiec. Przygoda jeszcze na dobre się nie zaczęła a jej smak wypełniał i upajał nasze zmysły w całości. Zachwycaliśmy się piękną panoramą nie szczędząc robionych zdjęć. Na uwagę po trasie na szczyt zasługuje zwłaszcza stare, uschnięte drzewo do którego pojawił się zwyczaj przybijane są stare buty, głownie trekkingowe, co tworzy niemal lokalny pomnik górskich piechurów.  Dalej na trasie spotkaliśmy starsze małżeństwo, które podczas krótkiej rozmowy jak się okazało również zdobywa KGP i pochwalili się, że był to już ich 20 szczyt. Jak my im zazdrościliśmy wówczas, byli dla nas PROsami. Zastanawialiśmy się, kiedy my będziemy na tym etapie. Na szczycie zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i umieściliśmy pieczątkę w naszych książeczkach. Nie obyło się bez bachaty, ale to już tak dla siebie realizowany nasz mały rytuał. Wycieczka nie skończyła się wyłącznie na samym Skopcu, poszliśmy dalej podziwiać widoki, ale również w drodze powrotnej poszliśmy na Baraniec. Jest to chyba jeden z łatwiejszych szczytów KGP dlatego czuliśmy pewien niedosyt.

Strona 3 z 4

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén