Płockie Harpagany

Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Ślęża 718 m n.p.m. #2

wejście I – 7 listopada 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 13 stycznia 2024 Sylwia, Patryk, Miłosz, Jasiek

Po bardzo długiej przerwie w zdobywaniu z chłopcami Korony Gór Polski ruszyliśmy ponownie na szlak … przygód. Już w drodze do Kudowy-Zdroju jako pierwszy szczyt zaplanowaliśmy Ślężę. Głównie dla rozprostowania nóg, ale i też, że po drodze postanowiliśmy skręcić nieco z trasy i wejść na tą historyczną górę, będącą religijnym kultem solarnym, miejscowych plemion z początków epoki brązu. Szczyt Ślęża zalicza się nie tylko do Diademu Polskich Gór, Korony Gór Polski, ale również do Korony Sudetów, Korony Sudetów Polskich i Zdobywcy Polskich Gór. Kult plemion słowiańskich widoczny jest zresztą do dzisiaj, a nawet stanowi pewną turystyczną atrakcję m.in. starożytna rzeźba niedźwiedzia w kamieniu znajdująca się na szczycie. Oprócz tych pozostałości kultu, na szczycie znajduje się Dom Turysty PTTK oraz  Kościół. W tym pierwszym znajduje się pieczątka, która jest obowiązkowym elementem do zdobycia odznaki Korony Gór, ale również miejsce na popas 🙂 Kupiliśmy chłopcom Coca-Colę w nagrodę za dzielne podejście, a Sylwia kupiła nam po znaczku Liczyrzepy, która będzie wspaniałą pamiątką dla nas, zwłaszcza po lekturze pt. „Schronisko, które przestało istnieć” Sławomira Gortycha. Na parkingu załapaliśmy się na darmową  herbatę i pomidorówkę, chyba obywał się jakiś event. Ruszyliśmy z Przełęczy Tąpadła, a samo podejście odbyło się po szlaku żółtym 1,5h w górę i 0,5h w dół z przewyższeniami nieprzekraczającymi 400m. Generalnie było ślisko przy dość umiarkowanym poziomie śniegu na szlaku. Niewykluczone, iż przydałyby się raczki na butach. Nie mniej jednak nikomu nic się nie stało. Zatem bezpiecznie zeszliśmy ze szczytu. Na parkingu jak i na szlaku było trochę ludzi, ale nie na tyle dużo, aby stwierdzić, że było to uciążliwe. Ogólnie stwierdziliśmy z Sylwią, że bardzo miło było tu wrócić po raz drugi i równie chętnie wrócimy to po raz trzeci z moją mamą. Byłoby cudownie!

Gromnik 390 m n.p.m.

Gromnik to przyjemny spacerek na koniec naszego wyjazdu. Trzeba było troszkę nadłożyć drogi w bok podczas powrotu, ale przynajmniej dzięki temu będziemy mieli już temat w tej części mapy „domknięty” (chodzi o północny wschód Włóczykija Sudeckiego). Podjechaliśmy już nieco późno i na zegarku pojawił się komunikat, że „za 10 minut jest zachód słońca”, ale trasa na szczyt i ilość przewyższeń z parkingu, gdzie wszyscy pozostawiają auta jest tak krótka i mała, że bezwłocznie ruszyliśmy. Podejście odbywa się na odcinku 300 m przygotowaną drogą z udogodnieniami w postaci przygotowanych stopni, więc wchodzi się praktycznie jak po schodach. Przy drodze na szczyt znajdują się tablice edukacyjne, opisujące faunę i florę okolicy. Na szczycie znajduje się piękna wieża widokowa z zamkniętą klatką schodową, niestety podczas naszej wizyty była zamknięta. Obok wieży znajdują się zabezpieczone i wyeksponowane dla zwiedzających pozostałości lapidarium oraz … informacja o duchu Hansa von Czirne, który w pokucie błąka się po zboczach Gromnika. Tego nie potwierdzamy ani nie zaprzeczamy, po prostu go nie znamy 🙂 albo po prostu go nie spotkaliśmy. Sam szczyt jest rownież bardzo atrakcyjny  pod kątem odpoczynku, gdyż znajdują się ławki oraz miejsce na ognisko. My ze względu na porę jak i nasz powrót do domu, nie spędziliśmy tu dużo czasu, ale może kiedyś przejazdem jak będzie pogoda miło będzie tu wrócić.

Ostra Góra 360 m n.p.m.

Ostra Góra o wysokości 360 m n.p.m. nie była taka ostra 😁

W Nowy Rok 2024 wyzwaniem 😄 obok szczytu Gromnik i Dobroslav była Ostra Góra będąca częścią Przedgórza Sudeckiego i najwyższym szczytem Wzgórz Dębowych będących częścią Wzgórz Niemczańsko-Strzelińskich. Przewyższenia rzędu 108 m pozwalały na delektowanie się trekkingiem w cudownych okolicznościach przyrody. Z powodu warunków po deszczu, w obawie przed postojem ‘na stałe’ ~ zaparkowaliśmy samochód w miejscowości Wojsławice poniżej zaplanowanego nadkładając ok. 1 km do Arboretum Wojsławice. To właśnie tu znajduje się Ogród Botaniczny Uniwersytetu Wrocławskiego, którego powierzchnia wynosi 62 ha, na której znajdują się ogromne zbiory rzadkich odmian roślin i krzewów (w tym 8 tys. odmian rododendronów), a także wystawy skał i minerałów Dolnego Śląska. Warto było zobaczyć z daleka rozpościerające się w różnych kierunkach zadbane ścieżki pośród licznej roślinności 👍 Cudowny klimat, fantastyczna pogoda , cisza, spokój i rewelacyjne towarzystwo, bo “nieważne gdzie, ważne z kim”.  Po drodze minęliśmy przepiękny, zadbany ogród botaniczny. Dotarliśmy w końcu do Skrzyżowania pod Ostrą następnie do Przełęczy pod Ostrą. Teraz już tylko pod górę, Ostrą Górę na poziom 360 m n.p.m. Ku naszemu zaskoczeniu tuż obok szczytu była wieża widokowa. Szybko ruszyliśmy w jej kierunku, aby wspiąć się i podziwiać okoliczny krajobraz. Ale cóż to ma znaczyć…? 😏 Ja nie wierzę, że nie można wspiąć się na tę wieżę 😭 Wieża widokowa na Ostrej Górze powstała w 1930 roku z inicjatywy Towarzystwa Górskiego w Niemczy. Otwarcie wykonanej ze stali wieży miało miejsce w sierpniu 1930 roku. Wcześniej tj. od 1893 roku wieża była drewnianą. Widok z 18 m wieży na Góry Bardzkie, Góry Złote, Góry Sowie czy Masyw Śnieżnika, Masyw Ślęży uniemożliwia obecnie tragiczny stan techniczny wieży. Mianowicie, ruiny wieży pokryte są korozją i nie posiadają licznych stopni już na podejściu, ale również na kolejnych etapach konstrukcji stalowej. Widać brak dofinansowania do atrakcji turystycznej, która stanowi okruchy pamiątek z przeszłości. Całą wyprawę czerwonym szlakiem odbyliśmy w ciągu 50 min. na odcinku 3,4 km ukontentowani klimatem Przedgórza Sudeckiego. Czy zachęcamy do wyprawy w ten kierunek gór? Zdecydowanie TAK 👍 Tutaj odpoczniesz, zaznasz spokoju i sam zdecydujesz, którym spośród licznych szlaków turystycznych będziesz chciał przemierzać i delektować się urokami przyrody Niemczańsko-Strzelińskiej 👌

Dobrošov 625 m n.p.m.

Pierwszy nasz szczyt w 2024 roku! W planach był jako ostatni w roku 2023, ale nie zdążylibyśmy  dojechać za widoku w dniu wczorajszym a koniecznie chcieliśmy mieć z okolicy kilka ujęć z drona. Stąd decyzja o przełożeniu na kolejny dzień. W okolicy znajduje się bardzo dużo bunkrów, które tworzą cały system umocnień i fortyfikacji zbudowanych przez Czechosłowację przed wybuchem II Wojny Światowej a obecnie udostępnionych dla zwiedzających. Szczęście jednak nam nie dopisało 🙁 i nie mamy żadnych ujęć z drona, gdyż od rana pogoda jest dżdżysta i występuje bardzo duża mgła. Pomimo tego realizujemy nasz plan z założeniem, że wrócimy tu jeszcze w lepszych okolicznościach pogody i koniecznie z chłopcami – zwłaszcza dla nich może to być nie lada gratka. Na szczyt ruszamy tuż przed 12:00 asfaltową drogą z minimalnym przewyższeniem. Po około 500 m docieramy do Jiráskovej Chaty, czyli schroniska znajdującego się w pobliżu szczytu. Do schroniska można dojechać również autem (trochę ich stoi na parkingu), jednak naszą decyzją było od początku, aby te kilkaset metrów się przejść, nawet pomimo niesprzyjającej pogody. Na szczycie robimy sobie zdjęcie z ledwo widocznym przez mgłę schroniskiem oraz przy tabliczce z nazwą szczytu. W drodze powrotnej postanawiamy wrócić przez pole przechodząc przez szczyt oznaczony na mapie. W miejscu szczytu znajduje się tabliczka informacyjna o znajdującym się w tym miejscu punkcie trygonometrycznym stanowiącym ważny punkt podstaw geodezyjnych Republiki Czeskiej. Przy nim również robimy sobie zdjęcie i szybko wracamy do samochodu, aby udać się na kolejny zaplanowany w drodze powrotnej do domu szczyt – Ostrą Górę. Podsumowując: nasza wycieczka trwała niecałe 20 min. głównie po asfaltowej drodze i kawałek po utwardzonym polu, podczas wycieczki przeszliśmy 1,1 km i pokonaliśmy 22 m przewyższeń.

Wolarz 852 m n.p.m.

Ten szczyt planowaliśmy już dużo wcześniej ale czas na jego zdobycie przyszedł dopiero podczas tego wyjazdu. Początkowo mieliśmy go zdobywać w drodze powrotnej czyli 1 stycznia ale ze względu na wczorajszą deszczową pogodę postanowiliśmy jednak na dzisiejsze podejście. Podjechaliśmy ok. 300 metrów dalej niż planowaliśmy ze względu na brak możliwości zaparkowania samochodu. Ruszyliśmy o 14:45, początkowo drogą asfaltową, aby po 150 metrach zobaczyć jak czerwony szlak skręca w lewo, a w zasadzie to nie w lewo tylko do góry! Tak, tak zobaczyliśmy prawie pionową ścianę, której końca nie było widać. W tym momencie przypomniało się nam podejście pod Lackową ale w sumie stwierdziliśmy, że temu podejściu jednak jeszcze troszkę brakowało. Jak to bywa na takich stromych podejściach nie należy patrzeć na mapę, gdyż punkt położenia prawie się nie zmienia i wydaje się, pomimo ogromnego trudu podejścia, że się nie przesuwamy do przodu. A jest to jednak dołujące. W tym przypadku niestety złamaliśmy ta regułę, ale dobre nastawienie psychiczne oraz wizja sauny po powrocie wzięła górę i ruszyliśmy bez spoglądania na mapę. Nawet nie wiem kiedy udało się pokonać strome podejście i dalej droga już była spokojniejsza ale cały czas czuło się wzniesienie. Trwało to do czasu osiągnięcia szczytu Rudnik 845 m n.p.m. dopiero od tego momentu do naszego celu droga obywała się niemal po równym poziomym odcinku, dlatego mogliśmy przyspieszyć kroku i niebawem osiągnęliśmy szczyt Wolarz. Po drodze przeanalizowaliśmy możliwość wrócenia inną drogą aby nie musieć na końcówce mieć stromego zejścia. Dlatego ze szczytu ruszyliśmy czarnym szlakiem w dół. Oczywiście różnicę wysokości trzeba było pokonać taką samą jak przy podejściu a ta droga była niewiele dłuższa, więc strome zejście było zaraz po odbiciu ze szczytu. Na szczęście było krótsze i mniej strome, jednak zachodzące słońce i powolne nastawanie ciemności przyspieszało nasz marsz. Ze szlaku czarnego musieliśmy jednak odbić w boczną drogę aby wyjść przy samochodzie. Byliśmy zadowoleni ze miany trasy bo była równie ciekawa a udało nam się dotrzeć do samochodu przed nadejściem zmroku. Po wskoczeniu do auta ruszyliśmy na chwilowy odpoczynek i obiadek na naszą kwaterę a później na sunę i basen do hotelu Villa Verde (https://www.villaverde.pl/?utm_source=google&utm_medium=maps ) oczywiście w ramach karty Multispot 🙂

Błędne Skały 852 m n.p.m.

Błędne Skały … są obłędne !!! 😋 zwłaszcza w Sylwestra 2023 😂

Lubisz mroczne tajemnice skryte w skałach piaskowca? … i labirynty nieziemskiej przygody pomiędzy Skalnym Siodłem a Furtką przemierzając Przesmyk Liczyrzepy? Musisz tu być 👍.

Naszą trekkingową wyprawę rozpoczęliśmy ok. godz. 11:00 właśnie 31 grudnia ~ takie górskie fanaberie Sysi i Patusia😄 Z parkingu dolnego ruszyliśmy niebieskim szlakiem na błotną 4 km wyprawę ku skalnym labiryntom Gór Stołowych, zrodzonych z morza. Trasa na Błędne Skały wiedzie przy Szosie Stu Zakrętów. Przed wejściem na obszar Błędnych Skał zatrzymaliśmy  się w miejscu parkingu górnego, z którego widzieliśmy m.in. Śnieżkę, Jested, Skalnik, Skalny Stół. W końcu weszliśmy na teren ok. 21 ha na wysokości 853 m n.p.m. obejmujący swoim zasięgiem formy skalne o wysokości od 6 m do nawet 11 m. Zwiedzanie poza sezonem jest bezpłatne stąd uniknęliśmy opłaty 12 zł za osobę. Szczeliny, wąskie zaułki kierowały nas ku niezwykłym doznaniom zmysłu wzroku w postaci skał wytworzonych w wyniku wietrzenia piaskowca ciosowego. Było ślisko, ale fantastycznie bawiliśmy się odkrywając uformowane przez naturę skały różnorakich kształtów. Okazało się, że każda skała posiada swoją nazwę np.: „Skalne Siodło”, „Stołowy Głaz”, “Okręt”, “Dwunożny Grzyb”, “Kasa”, Kurza Stopka”, „Długi Pasaż”, “Przesmyk Liczyrzepy”, “Furtka”. Nie omieszkam w tym miejscu wspomnieć, że przed wyjazdem oboje przeczytaliśmy książkę pt. “Schronisko, które przestało istnieć” Sławka Gortycha. Główną osią powieści jest schronisko na Śnieżnych Kotłach, które pierwotnie były celem naszej Sylwestrowej podróży w góry. Z uwagi na chęć zdobycia srebrnej odznaki Sudeckiego Włóczykija, zdecydowaliśmy się na ten kierunek wyprawy. Wracając do skały, której nazwa nawiązuje do Liczyrzepy, po przeczytaniu książki, wiemy, że mowa o Duchu Gór. Nazywano go również Karkonoszem z powodu, iż był Duchem Karkonoszy. Liczyrzepą został wówczas, kiedy musiał liczyć rzepy nazbierane z pól w celu przeobrażenia ich w dworzan dla zadowolenia ukochanej Dobrogniewy, którą porwał. Dziewczyna, wykorzystując zaangażowanie podczas liczenia, wymknęła się z zamku Liczyrzepy ze swoim ukochanym Mieszkiem z Raciborza. Postać Liczyrzepy kojarzy się ze starcem o długich siwych włosach i brodzie, którego siedzibą jest szczyt Śnieżki.

Zatem, jak mawia mama Patryka: “Podróże kształcą, ludzi wykształconych”.

W pobliżu Błędnych Skał znajduje się „Głaz Trzech Krzyży”, wówczas pilnie strzeżony punkt celny między hrabstwem kłodzkim a Królestwem Czech. Na terenie Błędnych Skał znajduje się również punkt widokowy, na platformie o nazwie „Skalne Czasze” skąd widoczny jest m.in. Szczeliniec Wielki i Mały, Broumovska Vrchovina, miejscowość Machov, ale także Karkonosze! O ile warunki pogodowe na to pozwolą 😉. Skalny labirynt Błędnych Skał wynosi ok. 750 m, a “zabawa w chowanego” trwała ok. 40 min i uwieńczona została licznymi zdjęciami jak i filmem z całego przejścia labiryntu. Po przejściu labiryntu zeszliśmy w dół szlakiem zielonym. Przy zejściu z drogi pożarowej krajobrazy uwieczniliśmy z drona. Po przebyciu 11,3 km ścieżką edukacyjną w ciągu nieco ponad 3h dotarliśmy do parkingu dolnego. Warunki błotne nie umilały nam czasu, niemniej jednak bezpiecznie zakończyliśmy cudowną wyprawę.

Przepiękne Skalne Miasto pozostanie w naszej pamięci na zawsze. Wkrótce wracamy tutaj ponownie z dziećmi 😍.

Ostaš 701 m n.p.m.

Zmęczeni i zrezygnowani, po przejściu 12,5 km odcinka zdobycia Koruny, zdobyliśmy się na odwagę 😁 aby stawić czoła wyzwaniu i wejść na szczyt Ostaš w warunkach deszczowych. Do końca jednak nie byliśmy zdecydowani…🤷‍♀️Podjechaliśmy więc na parking w miejscowości Ostaš od strony Bukovic w celu rozważenia za i przeciw naszej wyprawie 😳. Godzina 15:30, a tu zaczęło się ściemniać, było mokro, a ludzie już schodzili 😩 Popatrzyliśmy na siebie i szybka akcja ~ plecaki zostają, kurtki przeciwdeszczowe na siebie i w drogę… wyprawę rozpoczęliśmy i zakończyliśmy szlakiem niebieskim, który okalał szczyt i wiódł na sam parking z powrotem. Podejście na Ostaš było dość łagodne na samym początku szlaku, ale za to jakie błotniste 😂 dalsza część drogi na szczyt okazała się skalną drogą do pewnego momentu 😂 czyli znów przeprawa przez błotko. Cała droga na szczyt to piękne, monumentalnie ułożone ręką natury, skały. Widoki niczym na Szczelińcu Wielkim, a to dlatego że Ostaš   701 m n.p.m. to góra znajdująca się w Górach Stołowych tylko, że po stronie czeskiej. Labirynty wprowadzają magiczną atmosferę tajemnic, które krok za krokiem chciałoby się je odkrywać. To małe skalne miasto zrobiło na nas tak ogromne wrażenie, że bawiliśmy się jak dzieci co chwilę fotografując cudne widoki. Nawet ciemności nam nie przeszkadzały, a to wszystko dzięki temu, że Patuś posiada iPhone 14 Pro i zdjęcia nocą wychodzą jakby były wykonywane w dzień. Ku naszemu zaskoczeniu wyprawa, która miała wynosić 40 min., trwała ponad godzinę. Takie są najlepsze 😉 droga powrotna do auta była bardzo niebezpieczna: duuużo błota, śliskie skały i brak puntu podparcia. Niemniej jednak osiągnęliśmy sukces dnia ~ zdobyliśmy Korunę i Ostaš. Sukces uwieńczyliśmy  kolacją w czeskiej restauracji degustując tamtejsze potrawy. Mniam… 👌

Koruna 769 m n.p.m.

Dzień pierwszy w Kudowie Zdroju. Wczoraj dojechaliśmy o 21:00 a po drodze zdobyliśmy Szczytną z Sudeckiego Włóczykija. Na dzisiaj plan 3 szczytów, ale odwlekamy nasze wyjście ze względu na mocno deszczową pogodę. Nie dość, że się nie chce to jeszcze świadomość zamoczenia ubrań, kiedy nie mamy na zmianę, mogłoby spowodować zmianę planów na kolejne dni. Dlatego zmieniamy plany i jedziemy do Kaplicy Czaszek, a później zobaczymy co będzie dalej. Pod kaplicą jesteśmy o godz. 10:45, a więc chwilkę się spóźniliśmy, bo wejścia odbywają się co 15 minut. Obchodzimy świątynie dookoła, ale cały czas pada, więc aby nie zmoknąć i nie przemarznąć chowamy się w samochodzie. Podchodzimy do kasy tuż przed 11:00 i kupujemy dwa bilety dla dorosłych po 12 zł. Po wejściu do kaplicy dowiadujemy się o historii jej powstania oraz cały szereg ciekawostek związanych z osobami, których szczątki znajdują się w kaplicy. Spotkanie prowadzone jest przez siostrę zakonną, której sposób opowiadania istotnych informacji jest bardzo nieciekawy i monotonny. Na szczęście spotkanie nie jest długie i dobrze, bo Sylwia czuje się bardzo przygnębiona tym miejscem i musi aż usiąść w kącie, aby złapać oddech, przede wszystkim myśli. Nie dziwi to gdyż ściany i sklepienie wnętrza kaplicy pokrywa ok. 3 tysięcy ciasno ułożonych czaszek i kości ludzkich, a dalsze 20-30 tysięcy szczątków leży ciasno ułożonych w krypcie pod podłoga kaplicy. Kości znajdujące się w krypcie należały do ofiar wojen oraz epidemii, które przetoczyły się przez okolicę głównie w XVIII wieku.

Po wyjściu z kaplicy zauważamy, że deszcz już się wypadał i przepogodziło się. Dlatego postanawiamy bezwłocznie ruszyć w kierunku pierwszego szczytu – Koruny.  Nawigacja pokazuje, że dojazd zajmie nam 40 minut. Po drodze jednak zaczyna znów padać jednak jak szybko zaczęło tak i szybko przestało. Na miejscu nawigacja trochę się gubi i kieruje nas trasami nieprzejezdnymi. Po dwóch próbach, które zakończyły się wycofaniem (jedna z problemami z wyjazdem, a druga problemami z zawróceniem)  postanawiamy zostawić auto 3,5 km od początku naszej trasy, przy posesji prywatnej. Aby nie robić problemu mieszkańcom, Sylwia puka do drzwi chałupki i pyta się czy możemy zostawić auto, właściciele zgadzają się bez problemu … a my ruszamy zielonym szlakiem ku czeskiej przygodzie 😄. Wiemy już na starcie, że zaplanowane zdobycie szczytu przez godzinę odbędzie się w czasie około trzy razy dłuższym, gdyż dystans też wydłużył się trzykrotnie. Szybko o tym zapominamy, bo już po 300 metrach naszym oczom zaczynają się pokazywać formacje skalne, które za chwilę przechodzą w przepiękny wąwóz. Miejsce jest tak magicznie piękne, że już nawet nie zwracamy uwagi na błoto pod nogami. Mało tego, nie przeszkadzają nam nawet przelotne opadziki deszczu. Jesteśmy zachwyceni tym miejscem i już nie żałujemy, że mamy nadłożone km drogi. Co chwile zatrzymujemy się podziwiać uformowane skały po jednej lub po drugie stronie, robimy dużo zdjęć, również sobie na tle tej pięknej, majestatycznej, ponadczasowej przyrody. Po około kilometrze wychodzimy z wąwozu i szlakiem podążamy skrajem lasu, aby po chwili dojść do asfaltowej drogi, którą podążamy następne dwa kilometry czyli do miejsca skąd mieliśmy ruszyć na szczyt. W tym miejscu szlak skręca w las i znów trasa staje się urokliwa, co chwilę skały zaczynają się wyłaniać spomiędzy drzew, aby w końcu zdominować krajobraz. Podejście nie jest ani ciężkie ani trudne i po drodze mijamy mnóstwo rodzin z małymi, szczęśliwymi dziećmi.  Po drodze nie brakuje bliskiego kontaktu ze skałą. Momentami trzeba nawet się przeciskać pomiędzy masywnymi blokami, a innym razem podziwiać w niedużej odległości pięknie ukształtowane przez naturę konstrukcje skalne. Sam szczyt nie posiada tabliczki, gdyż najwyższe miejsce znajduje się na skałach, dlatego na mapie umowne miejsce znajduje się na ścieżce pod skałą. Nieopodal szczytu znajdują się punkty widokowe jednak niski pułap chmur nie pozwala nam nacieszyć się w pełni krajobrazem, gdyż widoczność jest mocno ograniczona. Podczas drogi powrotnej musieliśmy uważać na mokre kamienie, ale również na błoto pod liśćmi, poślizgnięcie mogłoby zakończyć nasze dalsze eskapady i to nawet na pół roku. Aby zyskać na czasie postanowiliśmy wrócić już troszkę inną drogą, czyli nie przez wąwóz. Zaoszczędzony czas pozwolił nam szybko przemieścić się na kolejny drugi i już ostatni w dniu dzisiejszym szczyt.

Szczytna 466 m n.p.m.

Spontaniczny wyjazd w góry na Sylwestra 2023 doszedł do skutku. Dwa dni temu zaczęliśmy rozmawiać, gdzie tu by się wybrać na Sylwestra, a było kilka propozycji. Liczyła się od początku tylko jedna – góry. Kiedy już wiedzieliśmy jaki obierzemy kierunek pozostał jeszcze jeden dylemat: w które? Ceny noclegów ze względu na okres Sylwestrowy poszybowały mocno w górę a zwłaszcza dla takich Gapciów co zdecydowały się w ostatniej chwili. Podzieliliśmy się więc poszukiwaniami: Sylwia szukała w okolicy Jeleniej Góry a ja w okolicach Kłodzka bo takie regiony ostatecznie wybraliśmy jako będące w naszym zainteresowaniu. Po raz pierwszy chyba, mnie udało się szybciej znaleźć lepszą ofertą, której Sylwia nie przebiła. Jedziemy do Kudowy-Słone za 402 zł (2 osoby, 3 noce – Pokoje Gościnne, Kudowa-Słone 62 link). Dzień przed pakowanie i ruszamy w piątek 29.XII. Wyjechaliśmy około 14:00 z Płocka. Po drodze dwa małe postoje na jedzenie w tym jedno tankowanie i na około godzinkę Sylwia mnie zmienia za kierownicą. Dojeżdżamy około 21:00 ale pod drodze odbijamy troszeczkę z naszej trasy bo czeka na nas pierwszy szczyt. I tutaj również zaskoczenie, gdyż podczas planowania szczytów w ramach Sudeckiego Włóczykija przed wyjazdem zorientowaliśmy się, że szczyt Radunia, który był na naszej liście od początku, ale ze względu na zamknięcie szlaku na szczyt w związku z ochroną przyrody, był przez nas odkładany. I właśnie planując Sylwia doczytała, że szczyt Radunia został zastąpiony przez Szczytną.

Samochód zostawiliśmy pod nieczynnym już o tej porze sklepem i ruszyliśmy asfaltową drogą, żółtym szlakiem za miasteczko, gdzie po przejściu około 150 metrów skręciliśmy w drogę szutrową. Tutaj już musieliśmy włączyć nasze czołówki, bo o godzinie 18:20 pod koniec grudnia panują już egipskie ciemności. Po przejściu łagodnym podejściem po około 350 metrów doszliśmy do lasu. Szum drzew, zapach lasu, opadniętych liści był ucztą dla naszych zmysłów. Pomimo, że jest to końcówka grudnia to pogoda była wczesnojesienna i 10 st. C. Droga przez las prowadziła nas początkowo płytkim wąwozem po grubej warstwie liści aby prawie pod szczytem zmienić się na krótkie lekko strome podejście a ostatnie metry do szczytu pokonaliśmy po grani, która zapewne w dzień pozwalała nacieszyć oczy widokami przedzierającymi się przez drzewa. Sam szczyt dobrze oznaczony tabliczką, przy której zrobiliśmy sobie kilka zdjęć w aurze nocy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ze szczytu schodziliśmy po śliskich skałach. Następnie błoto skrywające się pod liśćmi spowodowało wzmożoną czujność o nasze zdrowie. Niemniej jednak udało się nam zejść bezpiecznie. Cała droga od auta na szczyt wyniosła 1,4 km w jedną stronę i 180 metrów przewyższenia a więc przyjemny spacerek i rozprostowanie nóg oraz przewietrzenie głowy po trasie. Całość pokonaliśmy w godzinkę, w tym z postojami na robienie zdjęć. Po dojściu do auta ruszyliśmy dalej, bo od noclegu w Kudowie dzieliło nas jeszcze półtorej godziny.

Babia Góra (Diablak) 1725 m n.p.m.

Mapa

wejście I – 15 października 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 4 lipca 2021 Sylwia, Kuba i Jasiek
wejście III – 9 lipca 2021 Patryk i Miłosz
wejście IV – 31 grudnia 2021 Sylwia i Patryk
Wejście V – 2 listopada 2023 Sylwia i Patryk

Nasz dzień zaczął się od szybkiego śniadanka i kawusi a to dla tego, że nie chcieliśmy absolutnie żadnej minuty marnować na siedzenie w pokoju bo … góry czekają. Chcieliśmy jak najwięcej czasu spędzić na szlaku, posiedzieć w schronisku, byle nie w pokoju. Nasz głód przygody głównie zaowocował naszą dość długa przerwą w wyprawach górskich. Do tego stopnia byliśmy wygłodniali, że wyjechaliśmy już 1 listopada aby móc następnego dnia ruszyć od samego rana. Podekscytowanie Sylwii było tym większe, że od tej strony jeszcze nie zdobywała Babiej Góry a znała dokładnie trasę z moich opowieści. Sam byłem nieco niespokojny gdyż nie mogłem się doczekać jej rekacji i tym bardziej czy spełni jej oczekiwania. Po zaparkowaniu auta i wykupieniu biletów wstępów a również drobnych pamiątek ruszyliśmy najpierw ku schronisku.  Początek wędrówki to szeroka droga spacerowa z ławeczkami co jakiś czas. Idzie się szlakiem zielonym, który po niecałych dwóch kilometrach odbija w lewo a dzięki drewnianemu mostkowi dostajemy się suchą stopą na drugą stronę potoczku. Teraz szlak wiedzie już przygotowaną ścieżką, najpierw z wyrównaną sztucznie powierzchnią aby zaraz zacząć się wspinać mocniej pod górę gdzie ścieżka prowadzi równolegle do drogi leśnej ze sztucznymi umocnieniami w postaci kamiennych schodów. Podejście ma trochę ponad półtora kilometra i potrafi przy szybszym marszu już troszkę zmęczyć a na pewno trochę zmoczyć plecy. Po pokonaniu podejścia wychodzi się na polankę po przejściu, której widać już zabudowania Schroniska PTTK Markowe Szczawiny i budynków towarzyszących. W schronisku obowiązkowo zatrzymujemy się na krótki popasik i odpoczynek. Spędzamy miłe chwile, nacieszając się atmosferą tego sławnego schroniska. O tej godzinie jest jeszcze bardzo mało ludzi a więc atmosfera jest sprzyjająca do oddania się lekturze, z czego ochoczo korzystamy. Po niecałej godzinie jednak musimy się zbierać gdy szybko upływający czas nie jest naszym sprzymierzeńcem (o tej porze roku ciemno robi się już o 16:30). Ruszamy w dalszą drogę około godziny 10:30. Szlak od schroniska jest łączony żółty – ten którym my idziemy i niebieski, który prowadzi do Przełęczy Krowiarki. Po około 600 m szlaki rozdzielają się a żółty od razu zaczyna piąć się w górę, przez pierwsze 900 m lasem przecinając co chwilę małe cieki wodne. Po przejściu tego odcinka zaczyna się dopiero ogromna satysfakcja z wyboru tej trasy ponieważ dalsza droga biegnie już w skale bez lasu a co chwilę widoki zapierają dech w piersi. Trasa ta zwana jest również Percią Akademików i jest zaliczany do najtrudniejszej trasy na Babią Górę. Z uwagi na stopień trudności szlak wyposażony jest na tym odcinku w sztuczne ułatwienia w postaci klamr i łańcuchów. Trasa ze względów bezpieczeństwa jest jednokierunkowa a w okresie trudniejszych warunków zimowych jest zamykana dla turystów. Podczas podchodzenia w otwartym ternie odczuwamy co i rusz silniejsze podmuchu wiatru a idziemy od strony zawietrznej, strach pomyśleć co będzie u góry. Tuż pod szczytem gdy podmuchy wiatru zaczynają być już bardziej uciążliwe chowamy się za nawisem skalnym i docieplamy się poprzez dołożenie następnych warstw odzieży na siebie i ruszamy dalej. Po wejściu na szczyt wiatr uderza w nas z całą siłą. Zatyka dech w piersi utrudniając oddychanie, do tego potworny huk podmuchów uniemożliwia wręcz komunikację. Kaptur, który mam na głowie poprzez trzepotanie przesuwa mi czapkę na oczy i uderza w głowę jak z bicza tak mocno, że zaczynam obawiać się czy nie powypadają mi plomby z zębów :). Muszę uważać szczególnie na Sylwię bo jest bardzo dzielna ale nawet z plecakiem jest lżejsza o jakieś 50 kilo ode mnie a poruszanie się po luźnych kamieniach znajdujących się na szczycie staje się wręcz niebezpieczne. W takich warunkach wiemy, że musimy nasz czas na szczycie ograniczyć do niezbędnego minimum i po chwilce nacieszenia oczu piękną panoramą Beskidu jak i zrobieniu pamiątkowego zdjęcia ruszamy tym razem czerwonym szlakiem w drogę powrotną. Nasza trasa powrotna to kawałek GSB. Po zejściu z ruchomych kamieni na szczycie idziemy trzymając się za ręce w celu dodatkowej asekuracji (bo o kijkach w tych warunkach nie może być mowy) targani wiatrem jak dwójka pijaków czyli zygzakiem. Po kilku minutach wchodzimy w porastająca wokół szlaku czerwonego kosodrzewinę, która osłania nas od silnego wiatru dając bezpieczniejsze zejście oraz możliwość normalnej rozmowy bez przekrzykiwania wiatru. Im niżej tym spokojniej a tym samym i cieplej, pozbywamy się więc dodatkowych warstw. W bezpieczny już sposób docieramy do schroniska, gdzie zatrzymujemy się ponownie na odpoczynek i ciepły posiłek. Atmosfera nie jest już tak przyjemna jak rano, dużo ludzi, harmider i hałas a wiec bez z zbędnej zwłoki ruszamy dalej w stronę parkingu i auta. Na dole przy mostku urządzamy sobie sesję zdjęciową, która upamiętni nasze dzisiejsze zmagania. Szybko docieramy do samochodu, telefon do mamy, że nasza wycieczka pomimo skrajnie nieprzyjaznych warunków zakończyła się szczęśliwie i wracamy na kwaterę przebrać się i ruszamy na basen z sauną w Suchej Beskidzkiej ukoić umęczone ciała.

Strona 3 z 18

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén