Nieważne gdzie, ważne z kim!!!

Autor: Patryk Strona 14 z 15

Turbacz 1310 m n.p.m.

Przemarznięci po Diablaku ale zdeterminowani. Patryk w nowych butach Salomona w bardzo dużym błocie.

Babia Góra czyli Diablak 1725 m n.p.m.

wejście I – 15 października 2020 Sylwia i Patryk
wejście II – 4 lipca 2021 Sylwia, Kuba i Jasiek
wejście III – 9 lipca 2021 Patryk i Miłosz
wejście IV – 31 grudnia 2021 Sylwia i Patryk
Wejście V – 2 listopada 2023 Sylwia i Patryk

To jest góra przez duże G. Dała nam ładnie w kość. Warunki nie były jesienne a mocno zimowe. Ujemna temperatura, silny wiatr i dużo śniegu przy kiepskiej wilgotności. Przemroziło nas do samych kości.

Czupel 930 m n.p.m.

wejście I – 14 października 2020
wejście II – 10 lipca 2021

Szybkie wejście na kolejny szczyt. Ruszyliśmy niebieskim szlakiem z Czernichowa. Pieczątki nie ma na szczycie więc idziemy do kościoła pod którym zaparkowaliśmy.

Szybkie wejście na kolejny szczyt. Ruszyliśmy niebieskim szlakiem z Czernichowa. Pieczątki nie ma na szczycie więc idziemy do kościoła, pod którym zaparkowaliśmy.

Na szczyt Czupel można podejść od kilku stron, my wybieramy najkrótszą w naszej ocenie trasę od miejscowości Czernichów. Na samym szczycie nie ma pieczątki dlatego parkujemy obok kościoła, w którym to wbijamy pieczątkę do naszych książeczek KGP i ruszamy na szczyt. W porównaniu ze Skrzycznym jest to spokojny spacerek w jesienne scenerii, który bardzo szybko mija podczas planów zdobycia kolejnych szczytów i zanim się obejrzeliśmy byliśmy już na szczycie i robiliśmy pamiątkowe zdjęcie do KGP. Zejście również szybkie i ruszamy na miejsce naszego noclegu czyli Królówka w Grzechyni gdzie po kolacji i odpoczynku odbywamy jeszcze wirtualny bieg na 2 km. Warunki na kwaterze, a przede wszystkim cena bardzo nam odpowiadają. Pokoik jest wyposażony co prawda w stare meble, ale niezniszczone (wygodne dwuosobowe łóżko, regał na rozłożenie naszych szpargałów oraz stolik z krzesłami) oraz łazienkę z prysznicem. Obok pokoju znajduje się bardzo dobrze wyposażona kuchnia.

Skrzyczne 1257 m n.p.m.

Po kilku szczytach, a przede wszystkim po zdobyciu Rys nabieramy ogromnej ochoty na zwiększenie obrotów i przyspieszenie zdobywania KGP. Plan jest ambitny, ale realny, aby zdobyć jeszcze w tym roku. Oczywiście jest wiele niewiadomych, w zakresie wyposażenia, naszego planowania i przygotowania, ale podejmujemy swoje wyzwanie i ruszamy w pierwsze tourne po szczytach. Ruszamy po pracy. Jedziemy do Szczyrku, gdzie mamy pierwszy nocleg do którego dojeżdżamy późnym wieczorem. Rano szybkie przygotowanie, śniadanie i ruszamy. Początek naszego niebieskiego szlaku to jeszcze jesień i temperatura jest sprzyjająca na wędrówkę. Szlak biegnie wzdłuż wyciągu narciarskiego, który jest jeszcze nieczynny. Zdobywając kolejne metry wysokości zaczyna pojawiać się po trochy śnieg aby w pewnym momencie zmienić szlak i krajobraz w istnie zimowy. Powoduje to oprócz naszych zachwytów również znaczny spadek temperatury, a  co raz silniejszy wiatr dodatkowo obniża temperaturę odczuwalną i musimy założyć na siebie kolejne warstwy ubrań. Nie zmienia to jednak, że jest bajkowo i pomimo przedzierania się przez co raz większe zaspy jesteśmy przeszczęśliwi. Po dotarciu w okolice szczytu na którym znajduje się Schronisko PTTK Skrzyczne ledwo jesteśmy w stanie je dostrzec z powodu bardzo gęstej mgły (albo raczej jest to niski pułap chmur) spowijającej szczyt. Zaplanowany piknik na szczycie nie miał by racji bytu gdyby nie to, że schronisko udostępnia dla turystów małe pomieszczenie kuchenne, gdzie można się ogrzać i przygotować ciepły posiłek. Na szczęście pomimo pandemii obostrzenia jeszcze nie są skrajnie niekorzystne dla nas. Po popasie i ogrzaniu się ruszamy bez ociągania w drogę powrotną, ponieważ na dzisiaj mamy jeszcze zaplanowany kolejny szczyt – Czupel.

Lubomir 904 m n.p.m.

Ostatnim szczytem tego dnia jak również podczas naszego wyjazdu był zaplanowany Lubomir. Pieczątkę zgodnie z informacją na stronie zdobyliśmy u sołtysa wsi Majdówki. Następnie ruszyliśmy na szlak zielony, gdyż jest on najszybszą drogą na szczyt. Trasa jednak mało uczęszczana, bo mało wydeptana i niestety przeoczyliśmy odbicie z polnej drogi szlaku. Nie chcieliśmy już tracić czasu na powroty do miejsca obicia szlaku więc poszliśmy przełajem, aby dojść do zielonego szlaku. Na szczęście podejście pomimo, że bardzo strome nie było mocno zalesione,  więc nie musieliśmy się przedzierać. Dalej już byliśmy bardziej uważni i dotarliśmy na szczyt bez żadnych dodatkowych niespodzianek. Na szczycie wyłoniło się na piękne obserwatorium i wieża widokowa. Bardzo ubolewaliśmy, że obserwatorium było nieczynne, bo chętnie byśmy je zwiedzili. Nie spędzamy dużo czasu na samym szczycie, gdyż planujemy zjeść już coś na dole, a tutaj weszliśmy na lekko bez plecaków. Zejście nie sprawiło nam już żadnych niespodzianek i poszło sprawnie. Po dojściu do auta podjechaliśmy na najbliższy przystanek autobusowy i przygotowaliśmy sobie oscypki z żurawiną podgrzane nad palnikiem kuchenki. Po jedzonku ruszyliśmy w stronę domu żegnając łaskawe dla nas góry ale mam nadzieję, że nie na długo.

Mogielica 1170 m n.p.m.

W drodze powrotnej po zdobyciu Rys i regeneracyjnym wypoczynku w hotelu w Nowym Targu postanawiamy w ramach rozchodzenia, aby nie było zakwasów zdobyć jeszcze dwa szczyty tak aby przy kolejnych szczytach nie musieć nadrabiać kilometrów wracając w te strony. Pierwszy z nich to Mogielica, która nie ma za dużo przewyższeń a i nie jest długa. Oczywiście pod warunkiem, że dojedzie się na parking wskazany przez innych. Jednak okazuje się, że  to nie takie proste i nawigacja prowadzi nas zupełnie od niewłaściwej strony, czego niestety dowiadujemy się już później. Właśnie dlatego mamy nieco dalej i dłużej niż zaplanowaliśmy. Na szczęście pogoda i humory dopisują więc szybko udaje się nam znaleźć na szczycie. Na miejscu jest już kilka osób, a więc postanawiamy nie wydłużać naszego pobytu i zrobić sobie odpoczynek w ustronnym miejscu gdzieś na powrocie. Wybór pada na skąpaną w promieniach słońca łąkę gdzie rozpościera się fantastyczny widok na Tatry. Leżymy, odpoczywamy i napawamy się pięknymi widokami. Szczęśliwi po powrocie do auta jedziemy na kolejny szczyt – Lubomir.

Rysy 2499 m n.p.m.

Nadchodząca jesień goniła nas i wiedzieliśmy, że jak nie pospieszymy się i nie zrobimy najwyższego szczytu jak najszybciej to później będzie tylko gorzej. Pierwszy termin wypadł z grafiku ze względu na pogodę, która zmieniła się na deszczową, a więc w skałach niebezpieczną. Siedzieliśmy i obserwowaliśmy meteogramy, aż wreszcie pojawiło się okno pogodowe pozwalające na bezpieczne podejście z pięknymi widokami w słońcu. Spakowani byliśmy już wcześniej, więc pozostało tylko się zorganizować i wyjechać, z czym też nie mamy problemów. Wyjazd zaraz po regatach, które sędziowaliśmy w Nowym Duninowie „Wisła Sailing Days”. Na miejsce noclegu po słowackiej stronie dojeżdżamy późnym wieczorem, więc nie ma już na nic czasu tylko szybkie spanie i wczesnoporanna pobudka no i w drogę… O godzinie 7:00 parkujemy auto i ruszamy na szlak. Poranek jest chłodny, ale to dobrze, bo lekko i rześko się idzie. Początkowo drogą asfaltową, później przez las szlakiem czerwonym. Pierwszy odpoczynek robimy przy rozejściu szlaków przy Popradzkim Jeziorku, nieopodal schroniska. Następnie szlakiem niebieskim do rozejścia się szlaków Nad Żabim Potokiem, gdzie przeskakujemy na czerwony szlak, który prowadzi już na sam szczyt. Droga początkowo prowadzi przez las, następnie przez pola kosodrzewiny, aby później przejść w lite skały, gdzie pojawiają się przeszkody i ekspozycje, które są zabezpieczone sztucznymi ułatwieniami w postaci trapów, czy drabinek. Szlak jest bardzo malowniczy a pogoda wręcz wymarzona na taką wycieczkę. Po godzinie 11:00 zatrzymujemy się w schronisku Chata pod Rysami, które jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach i przybijamy pamiątkowa pieczątkę w książeczce KGP. Na szczycie jesteśmy chwilę przed godziną 13:00 i czekamy w kolejce, aby zrobić pamiątkowe zdjęcie na samym szczycie przy znaku granicznym. Następnie chwila przerwy i ukontentowania celebrowana czekoladą Temblerone kupioną specjalnie na tą okazję. Słońce i wysokość daje się nam we znaki dlatego bez zbędnej zwłoki zarządzamy odwrót. Po drodze robimy jeszcze kilka postojów z odpoczynkami i po 9 godzinach od wyruszenia na szlak wracamy do auta. Nocleg mamy zarezerwowany w Nowym Targu w hotelu (bardzo dobra cena) gdzie zamówiliśmy pokój z wanną w łazience, aby wygrzać zmęczone mięśnie. Wieczór celebrujemy przy grzanym winku, przeglądaniu zdjęć z wyprawy i wspominkach. Uświadamiamy również sobie, że od teraz będzie już tylko łatwiej. Dzięki zdobyciu Rys w kolorowych barwach maluje się szybkie zakończenie zdobywania KGP, nawet jeszcze w tym roku.

Kowadło 989 m n.p.m.

Szósty nasz szczyt w ramach KGP a dla Miłosza czwarty. Na szczyt ruszamy zaraz po zdobyciu szczytu Rudawiec. Jednak ta trasa jest dużo łatwiejsza, przyjemniejsza i mniej wymagająca niż na Rudawiec dlatego traktujemy to niemal jak odpoczynek szybko ją pokonując. Na szczecie atmosfera piknikowa, dużo ludzi całymi rodzinami wybrało to miejsce na odpoczynek. My również chwilę tu spędzamy, a po wbiciu pieczątki i pamiątkowym zdjęciu wracamy do auta. Po powrocie do auta robimy piknik w okolicy nad rzeczką Biała Łądecka i zajadamy obiad przygotowany na miejscu z lifiozy. Chwila wytchnienia jest kojąca, bo zaraz musimy wskakiwać do auta i jeszcze dzisiaj wracamy do domu.

Rudawiec 1112 m n.p.m.

Piąty nasz szczyt w ramach KGP a dla Miłosza trzeci. Parkujemy w Bielicach pod „Chatą na końcu świata”. Nazwa adekwatna do miejsca, gdyż w Bielicach kończy się już droga i nie można dalej pojechać, przynajmniej legalnie. Z tego miejsca jest możliwość zdobycia dwóch szczytów z KGP – Rudawca i Kowadła, i tak też zamierzamy zrobić. Ruszamy łączonym szlakiem zielono-niebieskim. Niestety zagadujemy się i idziemy jak stado owiec za innymi ludźmi prosto niebieskim szlakiem i nie zauważamy odbicia na szczyt zielonego szlaku. Dlatego musimy wrócić do rozgałęzienia szlaków, a przez to nadrabiamy około dodatkowych 4 km. Zwłaszcza w Miłoszu budzi to niezadowolenie i mamy małe problemy, niemniej jednak udaje się kontynuować wycieczkę. Aby odciążyć synka chowam mu jego plecak w krzakach, bo będziemy wracać tą samą drogą, więc zabierzemy go w drodze powrotnej a nie będzie musiał go dźwigać. Po wejściu w Rezerwat Śnieżnej Białki dalszy przebieg szlaku jest już po prawie płaskim terenie i przez spowalniacze w postaci całych pól jagód. Tez odcinek jest na prawdę urokliwy i sprawia nam dużo przyjemności. Na szczycie obowiązkowo stempelek i zdjęcie do KGP. Powrót mija już w dużo lepszej atmosferze i dzięki temu mija bardzo szybko. Po zejściu bez odpoczynku lecimy na kolejny szczyt – Kowadło.

Śnieżnik 1425 m n.p.m.

Nasz czwarty szczyt z KGP, a Miłosza to już drugi 🙂. Podjeżdżamy na parking, z którego ruszamy na szlak. Na naszej trasie jednak jest jeszcze jedna bardzo ciekawa atrakcja a mianowicie zwiedzanie Jaskini Niedźwiedziej. Mamy małe problemy z biletami, bo nie ma już miejsc, ale Sylwii udaje się wynegocjować i zostajemy wpuszczeni całą nasza trójką. Jaskinia robi na nas ogromne wrażenie i jesteśmy zachwyceni jej zwiedzaniem i nie żałujemy ani czasu ani pieniędzy. Po wyjściu ruszamy już prosto na szczyt, ale z kilkoma postojami po drodze. Szlak początkowo do schroniska PTTK Na Śnieżniku wiedzie szeroką drogą. Pod schroniskiem robimy dłuższy postój na zdjęcia i posiłek. Miłosz zabrał wojskową rację żywnościową i teraz nią dzieli i zarządza. Dalsza droga już jest trochę bardziej stroma i wymagająca, w tym po skałach. Największym utrudnieniem jednak okazują się rosnące przy szlaku jagody. To one nas najbardziej spowolniają 🙂. Kilka razy zatrzymujemy się podziwiać rozpościerające się widoki, których piękna fotografie nie są w stanie oddać. Sam szczyt to rozległa polana, na której rozbijamy mały obóz na odpoczynek z jedzeniem. Do tego bałagan w związku z odbudową wieży widokowej. Trochę wietrznie więc nie przedłużając po odpoczynku udajemy się w drogę powrotną, która przez jagody się nieco wydłuża, bo schodzimy ze szlaku za Miłoszem, który za coś złapał focha i poszedł prosto zamiast skręcić. Nie mniej pogoda jest słoneczna i ciepła a więc dochodzimy do schroniska od innej strony i mamy ciekawy spacer. Po dojściu do auta udajemy się na nocleg do agroturystyki „Ranczo Kruszynki” zlokalizowanej w Kamienicy koło Stronia Śląskiego.

Strona 14 z 15

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén